Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
18.10.2011r. - Praca naturalna, elementy friendly game

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Boks I / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Carrot
Pensjonariusz
PostWysłany: Wto 16:37, 18 Paź 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin

Przechadzając się po Deandrei, usiłowałam odszukać boksu Walkirii. W końcu go znalazłam, aczkolwiek mego konia tam niestety nie było.
-DEJU! Konia mi ukradli chamy! – krzyknęłam, odszukując wzrokiem Dejca.
-Co?! Gdzie?! Jak?! A to skurwysyni, nogi z dupy im pourywamy!
-Znam podstawy karate! A tak poważnie, gdzie Walkiria? – prychnęłam.
-Oj Carrota, Carrota. Na pastwisku, sklerotyku. – zaśmiała się Dei, po czym skierowała się do wyjścia, przy okazji szturchając mnie łokciem.
-Masz coś do mojej sklerozy?
Wyjęłam z kieszeni 3bita, po czym wzięłam fioletowy uwiązik z wieszaka i przegryzając batonika, energicznym krokiem udałam się na pastwiska. W połowie drogi napadły mnie wygłodniałe, Tiarcowe bestie, chcąc za wszelką cenę porwać mojego batona! ZUE KUNDLE, ZUE!
-TIARU, ZABIERAJ TE WYGŁODNIAŁE BESTIE! Zacznij je karmić, bo niedługo co by coś zjeść będę musiała się po kiblach chować!
Nie zważywszy na to, iż Tiarca nie było nigdzie w pobliżu, ruszyłam pewnym krokiem przed siebie. I Bellę i Last Rescue podrapałam za ucholem, ale ni jedno ni drugie odczepić się ode mnie ani myślało. Westchnęłam głośno, po czym wbiłam wzrok w szalejącą Walkirię. Wysokie dęby, pokaźne bryki, szaleńcze galopy, niczym upozorowane. Uśmiechnęłam się delikatnie, a następnie pogrzebałam w kieszeni, skąd wyjęłam końskie cukierki. Dotarłszy pod ogrodzenie, zacmokałam głośno. Wielkopolka na chwilę przystanęła, jednakże po chwili znów zaczęła swe piękne przedstawienie. Przelazłam pod ogrodzeniem, kierując się w jej stronę. Podbiegła do mnie Dejcowa arabka, Cinna. Dałam jej smaka. Kolejne konie do mnie podbiegły, prócz wyjątku – Walkirii. Postawiłam kilka kroków ku niej, z wyciągniętą dłonią, na której widniał miętowy cuks. Momentalnie skuliła uszy, posyłając mi wrogie spojrzenie.
-Heej, Walkiria. – szepnęłam, podchodząc do niej.
Nadal trwała z położonymi uszami, aczkolwiek zgarnęła cukierka. Wykorzystałam moment, łapiąc ją za kantar, do którego zaraz podpięłam uwiąz. Cóż, parę problemów zajęło mi wyprowadzenie ją z pastwiska, aczkolwiek wreszcie dopięłam swego. Dotarcie na round pen zajęło nam około 10 minut. W normalnym przypadku zajęło by 3, aczkolwiek mój potworek usiłował mnie kilka razy staranować, pociągnąć za sobą, krótko rzecz ujmując – zabić. Otworzyłam drzwi od ogrodzenia, po czym odpięłam uwiąz od kantara srokatej, wpuszczając ją do środka. Kobyłka poczęła krążyć galopem dookoła, machając łbem jak oszalała. Wślizgnęłam się do wnętrza round penu, gdzie też się znajdowała. Od razu skuliła uszy, a następnie znów rozpoczęła cyrki. Podniosłam z ziemi lonżę, a następnie usiłowałam złapać Walkirię. Zwabianie smakiem dało swoje efekty, także podpięłam do kantara lonżę. Nakierowałam klacz na zewnętrzną stronę, poganiając ją bacikiem. Wystrzeliła kilka razy z zadu, puszczając się dzikim galopem. Tak więc szarpnęłam kilka razy za ów ‘sznurek’, uspokajając dereszkę głosem. Udało mi się ją zwolnić do kłusa, tak więc, zwinęłam lonżę i podeszłam do niej, dając jej cukierka. Schrupała go natychmiast, i (UWAGA, przełom!) szturchnęła mnie pyskiem, domagając się o więcej! Zaśmiałam się, dając jej kolejnego cukierka. Połykając go, ponownie mnie szturchnęłam.
-Dwa ci na razie wystarczą. – prychnęłam, mierzwiąc jej czarną grzywkę.
Następnie oddaliłam się, poganiając klacz do stępa. Posłusznie wykonała moje polecenie, idąc równym, spokojnym krokiem, co czasami było wręcz dla niej niewykonalne. Z bananem na twarzy kilkakrotnie zacmokałam, na co Walkiria rozumiejąc mój gest, ruszyła kłusem. Nieco zbyt energicznym, ale do przełknięcia. Pochwaliłam ją głosem, lekko ściągając lonżę. Gdy przeszła do spokojnego kłusa, znów ściągnęłam lonżę, aczkolwiek nieco mocniej. W końcu stanęła, tak więc podeszłam do niej, klepiąc po łopatce. Jedno skulone ucho. Wyjęłam smaka z kieszeni, po czym na wyciągniętej dłoni podałam go Walkirii. Schrupała cukierka ochoczo, domagając się o więcej. Przejechałam ręką po jej ciepłej sierści, a następnie zwinęłam lonżę, odpinając ją od kantara srokatki. Ta ruszyła stępem, wystawiając głowę zza ogrodzenia i gardłowo rżąc. Rzuciłam lonżę na ziemię, po czym podeszłam ponownie do klaczy. Prychnęła cicho, posyłając mi złowieszcze spojrzenie.
-Wal, spokój. Dobrze wiesz, że nic ci nie zrobię. – rzekłam półszeptem, jedną ręką przytrzymując ją za kantar, drugą zaś gładząc ją po szyi. Kobyłka odwróciła się, z zamiarem kłapnięcia zębami, jednakże szarpnęłam ją za kantar, karcąc ją głosem. Z nadal skulonymi uszami wpatrywała się przed siebie. Odeszłam kilka kroków, opierając się o ogrodzenie. Wal zdawała się mnie nie zauważać, krążyła w te i we w te, ani razu nie zawieszając na mnie wzroku. Tak więc postanowiłam ją przekabacić smakiem. Wyjęłam miętowego cukierka z kieszeni, wystawiając ją na wyciągniętej dłoni. Wielkopolka z początku starała się ignorować, to co mam na ręku, aczkolwiek w końcu podeszła do mnie, zgarniając owego przysmaka. Na szczęście, ku mojej uciesze, nie odeszła. Szturchnęła mnie chrapami, kierując chrapy do mojej kieszeni. Zaśmiałam się cicho, po czym przystąpiłam do rozpoczęcia sesji friendly game. Zmierzwiłam grzywkę klaczy, dłonie kierując do uszu. Automatycznie je skuliła, aczkolwiek nie odsunęła się, nic z tych rzeczy. Po chwili postawiła radarki na sztorc, a ja ponownie ich dotknęłam. Niespokojnie prychnęła. Powtórzyłam to jeszcze kilka razy, do momentu gdzie dotykanie uszu było normą. Dostała miętusa w nagrodę, a ja przejechałam po jej szyi. Z częściami ciała typu szyja, grzbiet nie było największego problemu. Nogi tak samo, tak więc ucieszona dałam jej kolejnego smakołyka, a następnie udałam się po folię, która leżała na ziemi, pod ogrodzeniem. Walkiria od dawna należała do koni odznaczających się ogromną odwagą, folia nie zrobiła na niej wielkiego wrażenia. Zachęciłam dereszkę do podejścia, acz ta nie miała największej ochoty do mnie podchodzić. Tak więc wyjęłam kolejnego smaka, pokazując go kobyłce. Ta machnęła łbem, kierując kroki w moją stronę. Uśmiechnęłam się lekko, po czym dałam cuksa klaczy. Gdy tylko go schrupała, poczęła obwąchiwać intruza, czyt. folię. Jako, że zapoznawała się z nowym przedmiotem bez najmniejszego zawahania, podeszłam do Walkirii od boku, dotykając jej grzbietu dłonią. Kiedy upewniłam się, że dotykanie grzbietu jest jej zupełnie obojętne, jak najostrożniej zarzuciłam folię na grzbiet srokatej. Ruszyła do przodu energicznym stępem, kuląc uszy. Odczekałam chwilę, po czym ponownie wyjęłam tym razem kawałek marchewki. Podeszła do mnie od razu, zgarniając z mojej ręki warzywo. Przytrzymałam ją za kantar, ukazując znów folię. Jako, że folia była jej obojętna, ponownie podjęłam próby położenia folii na grzbiet Walki. Tym razem, dotknęłam owym, szeleszczącym przedmiotem boku kobyły. Niepewnie postawiła kroczek w tył, aczkolwiek tylko jeden. ‘Odetknęłam’ folię, po czym wyciągnęłam kolejny kawałek marchewy. Rękę postawiłam przed pyskiem klaczy, na której była marchewka, zaś znów dotknęłam folią boku Walkirii. Ani drgnęła, mocno zaabsorbowana warzywem. Tak więc folię zarzuciłam jej na grzbiet, przygotowana na dzikie brykadło. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło, a klacz nadal zajęta marchewką, wydawała się nie zauważać, że na jej grzbiecie znajduje się folia. Pozwoliłam klaczy schrupać warzywo, po czym odeszłam parę kroków, z kolejną marchewką. Wal podeszła do mnie, w ogóle nie zwracając uwagi na folię, która szeleszczała. Uradowana, poklepałam klacz, nagradzając ją po raz kolejny. Zdjęłam folię z grzbietu.
-Cóż, na dziś starczy. – rzekłam, przypinając uwiąz do fioletowego kantara kobyłki.
Wyszłyśmy z round pena. Chwilka szarpaniny, niczym tradycja. W końcu dotarłyśmy do stajni, gdzie odstawiłam klaczuchę do boksu. Dorwała się do poidła, a ja, zadowolona z naszej dzisiejszej pracy, poszłam podzielić się dobrymi wieściami z Deidre.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Carrot dnia Sob 18:35, 05 Lis 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Boks I / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare