Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
20.08.11 - Praca na roundpenie + zaprzyjaźniamy siodło

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Koń 1 / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Sob 11:52, 20 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Jako że Wisia skończyła już 3 lata powoli trzeba było zająć się pracą. Nie zamierzałam na nią jeszcze wsiadać ale spokojnie należały się jej już lonże czy dłuższe i bardziej wymagające tereny u boku Whitka. Dzięki siedmiu grom klaczka bardzo łatwo przyjmowała nowości, zrobiła się też odrobinę bardziej pewna siebie. Bardzo mnie to cieszyło zwłaszcza dlatego że Wi była koniem o bardzo delikatnej psychice, miała to po matce, a przez wczesne osierocenie lękliwość i histeryczność jeszcze się u niej pogłębiły. Był dzisiaj bardzo ciepły dzień, na szczęście nie było wrząco ze względu na przyjemny, chłodny wiatr. Skończyłam trening z Demonem w bryczce po czym zaniosłam siodło klaczki wraz z czaprakiem na roundpen i poszłam po małą Wi. Klacz była na padoku, gdy weszłam za ogrodzenie i zawołałam ją, kobyłka podniosła łeb a po chwili przykłusowała do mnie. Pogładziłam ją po głowie delikatnie, unikałam patrzenia jej w oczy, Wi czuła się wtedy przytłoczona i potrafiła uciec. Zapięłam jej kantar na głowie i poszłam do stajni. Klacz szła nieco za mną przytykając leciutko chrapy do mojego ramienia. W stajni uwiązałam ją obok jej boksu i poszłam do siodlarni. Zatrzymałam się jednak przed drzwiami słysząc jak Dei z Maksem popychają… I to bynajmniej nie pakę ze sprzętem. Westchnęłam zrezygnowana i wróciłam się na stajnię. Na szczęście Deiszu pewnie przygotowywała Zenobię do treningu gdy ktoś jej przerwał więc zostawiła szczotki na korytarzu. Pożyczyłam więc iglaka i zaczęłam czyścić Wikę. Klaczka stała spokojnie zwieszając głowę i przymykając oczy. Stosowałam specjalnie długie, posuwiste ruchy szczotką by klacz jeszcze bardziej się rozluźniła. Na szczęście Wi należała do czystych koni. Jedyne zaklejki jakie miała to te które powstały po porannym deszczyku. Odłożyłam iglaka i wzięłam włosianą szczotkę. Wyszczotkowałam delikatnie pysk klaczy oraz nogi. Włosianą szczotką przeczesałam także ogon młodej oraz jej gęstą grzywę. Popatrzyłam tęsknie na drzwi siodlarni, musiałam wziąć stamtąd sidepull’a i ochraniacze dla Wi oraz krem do opalania dla klaczy, niestety różowa skóra na większości powierzchni ciała narażała ją na poparzenia od słońca. Z nudów zaczęłam zaplatać jej dobierańca na tej nie uporządkowanej, młodziakowej grzywie. Byłam w połowie gdy drzwi siodlarni otworzyły się z hukiem. Wika przestraszyła się i odsadziła, na szczęście wiedząc o jej reakcjach nie przywiązywałam jej nigdy, a jedynie przekładałam uwiąz przez kółko. Klacz opadła na cztery nogi i zaczęła się wycofywać szybko ze stulonymi uszami. Złapałam ją za uwiąz i zaczęłam mówić spokojnie do niej, choć w środku czułam jak się gotuję.
- Umm… ja… przepraszam - powiedziała Deicu cicho. Jednak gdy zobaczyła moje spojrzenie dziwnie szybko dała nura do boksu Zenyatty. Maksa nawet nie zdążyłam zlokalizować na radarze. Może to i lepiej dla jego jaj. Gdy Wika nieco się uspokoiła zaprowadziłam ją znów do koniowiązu i zaczepiłam o niego uwiaz. Poszłam szybko po potrzebne mi rzeczy. Wróciłam po chwili i zaczęłam zakładać Wice ochraniacze. Klacz wierciła się niespokojnie nadal przestraszona. Założyłam jej także kaloszki gdyż Wi miała naprawdę obszerny wykrok i czasem zdarzało się że deptała sobie po piętkach. Zdjęłam jej kantar i założyłam sidepull po czym posmarowałam jej chrapy kremem z filtrem. Wyszłam ze stajni na roundpen. Wi jak zwykle szła z nosem przy moim ramieniu. Właściwie to nie musiałabym jej nawet trzymać gdyby nie świadomość ze może się czegoś znów przestraszyć. Weszłyśmy do środka i kazałam Wi odejść ode mnie. Klacz zaczęła spokojnie dreptać po roundpenie z opuszczoną głową chłonąc zapachy. Dałam jej chwilę dla niej minimalizując swoją energię. Usiadłam na piasku obok siodła i obserwowałam klacz z lekkim uśmiechem. Była bardzo podobna do swojej matki, z charakteru jak i z wyglądu. Wika zaglądała przez ogrodzenie na inne konie na padokach ale nie panikowała że byłą sama. Przez to ze musiałam spędzić z nią na prawdę dużo czasu traktowała mnie jako swoje stado. W końcu klaczka podeszłą do mnie i zatrzymała się. Pogładziłam ją lekko po nodze i wstałam powoli. Wi z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się siodłu. Pozwoliłam jej więc na obeznanie się z tym dziwnym sprzętem. Gdy straciła zainteresowanie odesłałam ją na ścianę. Starałam się utrzymać taką energię by szła żywym stępem ale nie zakłusował. Pilnowałam dobrego tempa. Wi szła energicznie do przodu przekraczając zadem ślady przednich kopyt o co najmniej trzy kopyta. Najbardziej cieszyło mnie jednak to że Wi szła w rozluźnieniu. Głowę miała opuszczoną, jedno ucho skierowane na mnie a drugie luźno kiwające się na boki. Grzbiet miała rozciągnięty a zad ładnie pracował z kończynami głęboko wchodzącymi pod kłodę. Taki obrazek mojego małego histeryka chciałabym oglądać zawsze. Zmniejszyłam energię pozwalając klaczy na zwolnienie po czym poprosiłam ją o podejście do mnie. Wika przyszła powoli i stanęła przede mną. Pogładziłam ją znów po głowie delikatnie po czym odesłałam na ścianę tak by szła w drugim kierunku. Znów prosiłam ją o żywy stęp. Klacz bardzo dobrze reagowała na te delikatne sygnały. Wika po chwili znów ładnie zaokrągliła grzbiet idąc żywym stępem. Bardzo cieszyły mnie te jej naturalne predyspozycje do zebrania i wspaniała akcja nóg. Była to zasługa przede wszystkim doskonałego kojarzenia. Cmoknęłam cicho do Wi i napięłam mocniej mięśnie. Klaczka zagalopowała aż. Odetchnęłam cicho i rozluźniłam się nieco. Powiedziałam cicho „Hooo”. Wi zwolniła nieco a w końcu przeszłą do kłusa. Trzeba było z nią na prawdę uważać jeśli chodzi o ilość przesyłanej energii. Była bardzo wrażliwa na to. Trochę się namęczyłam ze sobą nim uzyskałam od klaczy odpowiednie tempo. Starałam się co dwa czy trzy kółka zmieniać jej ćwiczenie lub kierunek. Powoli zaczynały nam wychodzić również wolty gdy przywoływałam ją a następnie odsyłałam nim do mnie podeszła. Poćwiczyłyśmy także zmiany tempa w stępie i kłusie. W końcu gdy kobyłka była rozgrzana poprosiłam ją o galop. Wi zagalopowała po czym strzeliła wesoło kilka baranków. Po prostu musiała się nieco wyszaleć. Gdy pogalopowała na obie strony po kilka kół poprosiłam ją o chwilę kłusa a potem stępa. Wi spociła się już nieco ale nie wydawała się zmęczona. Jej oddech był nieco przyśpieszony i głębszy ale był w granicach normy. Wika dzięki prawie codziennym treningom w terenie i na padoku miała na prawdę dobrą kondycję i równowagę. Gdy klacz trochę ochłonęła w stępie przywołałam ją do siebie. Gdy podeszłą podniosłam czaprak i zaczęłam bawić się nim w zaprzyjaźnianie mimo ze Wika już od dawna wiedziała co to czaprak i ze nie należy się go bać. Gładziłam ją nim po łopatce i szyi, po grzbiecie i brzucho oraz nogach. Założyłam jej czaprak na grzbiet i zsunęłam go po zadzie, po parokrotnym powtórzeniu zaczęłam zsuwać czaprak po szyi klaczy i po jej głowie. Wika nie reagowała na to, stałą spokojnie z lekko opuszczoną głową memłając pyskiem i od czasu do czasu ziewając. W końcu zostawiłam czaprak na grzbiecie klaczy i podniosłam siodło. Wi podniosła głowę i popatrzyła na mnie z oczami jak pięciozłotówka ale nie ruszyła się. Trzymając siodło przy niej gładziłam ją wolną ręką po szyi by się uspokoiła. Zaczęłam rytmicznie przybliżać i oddalać siodło od jej ciała. Trochę to trwało nim z Wi uleciało całe napięcie. W końcu zaczęłam ocierać siodło o jej łopatkę, grzbiet i zad. Jego waga nie była wcale ułatwieniem u.u. Wi stała spokojnie. Chwaliłam ją głosem gdy była rozluźniona. W końcu założyłam jej delikatnie siodło na grzbiet. Wi stuliła uszy i spięła się znów. Głaskałam ją więc i mówiłam cicho by się uspokoiła. Gdy odpuściła pochwaliłam ją i zdjęłam siodło. Odłożyłam je na ziemię po czym zabrałam Wikę na padok. Tam sprawdziłam kopyta na wszelki wypadek, zdjęłam sidepull i ochraniacze. Klacz nie odbiegła ode mnie kiedy tylko poczuła wolność. Pogładziłam ją po głowie i odesłałam. Wika wesołym kłusem pobiegła do cioci Zeny i zaczęła paść się tuż obok niej. Ja natomiast poszłam odnieść sprzęt do stajni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sayuri dnia Pon 13:15, 12 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Koń 1 / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare