Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
27.12.11r. - Skoki N z Eviline

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Właściciel Stajni
PostWysłany: Wto 23:01, 27 Gru 2011 Powrót do góry


Dołączył: 21 Gru 2009

Posty: 676
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Obudziłam się, jak co dzień o nieludzkiej godzinie. A przynajmniej tak mi się wydawało. Zerknęłam na budzik.
- Nieee, nie, nie, nieeeeeeee! Ja chcę spać! – Warknęłam, gdy Andrzej postanowił brutalnie zepchnąć mą osobę z łóżka. Wstałam natychmiastowo. Potrzeba mi było takiej pobudki. Zimno działa na mnie rozbudzająco. Podlazłam do szafy i wyciągnęłam swój czarny zestaw.
***
Wbiegłam niczym torpeda do stajni jeszcze po drodze skacząc na jednej nodze i zakładając buta. Miałam dzisiaj więcej treningów do zrobienia niż tylko dwa dla moich wariatów. Przekraczając próg stajni od razu dostrzegłam Sherlocka.
- Witam mój miły. Coś czuję, że cię dzisiaj mam zaszczyt pomordować. – Poklepałam wariata po szyi i wyprowadziłam na korytarz przyczepiając z dwóch stron. Poleciałam szukać sprzętu. Wzięłam czerwony komplet i Bogu chwała ogłowie z nachrapnikiem meksykańskim. Jakoś bezpieczniej się czułam z takim ogłowiem, chociaż wiedziałam ze nic to nie zmienia. Teraz czas go przyszykować. Położyłam cały sprzęt tam gdzie się tylko dało i zaczęłam szczotkować Loczka [jakoś mi się tak skojarzyło]. Akurat spotkałam Andrzeja, który przechodził z dwoma ogłowiami najwyraźniej mnie szukając.
- Ty mi powiedz, które jest czyje… - Spojrzał na mnie zagubiony. Wskazałam mu ogłowie Wiśni i poprosiłam o ustawienie przeszkód na N dla Sherlocka. Jakoś zbyt był dzisiaj ruchliwy, bo od razu pobiegł wykonać zadanie. Uśmiechnęłam się zadowolona. Wyczyściłam sierść Albinosa ze wszystkich zaklejek. Wyczesałam grzywę i ogon, po czym starannie wyczyściłam i sprawdziłam kopyta. Czaprak, siodło, ogłowie i reszta dupereli zajęła mi troszkę czasu. Na końcu ochraniacze. Ze trzy razy sprawdzałam czy dobrze zapięte i założone, po czym na spokojnie wyszłam z Loczkiem ze stajni w stronę hali. Po drodze spotkałam Dejca, która przyglądała się ganiającym psom na podwórku. Mały popłoch wśród zwierząt. Weszliśmy na halę a tam ładnie poustawiane przeszkody z dość ostrymi zakrętami. Uwielbiałam takie. Sprawdzałam tak konia i szkoliłam a że Loczek wydawał mi się pojętny nie zawahałam się. Najwyżej będę robiła większe zakręty. Przeszkody poustawiane z początku od najniższej do najwyżej, lecz później już skakały wzrostem. Dopięłam popręg i z pamięci wyregulowałam strzemiona. Wsiadłam i ruszyliśmy stępem po ścianie. Wodze trzymałam jedną ręką wraz z palcatem. Drugą swobodnie opierałam na udzie. Pracowaliśmy starannie a ogier szedł żwawo. Zrobiliśmy woltę prawie wpadając na kłusującego Wiśniowego, który nie był tym faktem zadowolony i pierwszy uskoczył w bok. Andrzej miał nieciekawą minę. Od razu przeszliśmy przez drągi i zrobiliśmy dzielnie paradę. W końcu wczesna godzina i mniej koni na hali, ale za to jeszcze nie do końca byłam rozbudzona. Ruszyliśmy kłusem roboczym. Przejechaliśmy przez drągi z dwukrotnym puknięciem zrobiliśmy półwoltę. Złapałam wodze w dwie ręce łapiąc kontakt. Znów najechaliśmy na drągi i przejechaliśmy je zgrabnie tym razem.
- Ładnie… - Mruknęłam klepiąc ogiera po szyi. Kolejna parada. Nie powiem, ładna była. Ruszyliśmy po ścianie. Loczek zignorował fakt, że Wiśniowy zaczął się rzucać i rżeć jak oszalały. Na wszelki wypadek przeszłam do stępa a chwilę później znów do kłusa. Wykonał to niezwykle szybko. Strasznie dobrze reagował na moje pomoce. To cud a nie koń. Poklepałam ogiera i ruszyliśmy pełnym galopem. Przejechaliśmy tak całe koło hali a ogier cały czas łapał kontakt. Zadowolona byłam. Ruszyliśmy w kierunku pierwszej przeszkody. Krzyżak na 80 cm. Ładnie przyśpieszył i dynamicznie odbił się od ziemi przeskakując krzyżaka. Następna była stacjonata mająca równo 90 cm. Przeskoczył ją jak należy pracując całym ciałem i wyciągając ładnie łeb. Przejechaliśmy sobie te dwie przeszkody jeszcze raz ze zmianą nóg, którą wykonał prawidłowo, choć z lekkim zawahaniem. Postanowiłam ze pojedziemy sobie całość a że następny był szereg liczący 120 centymetrów postanowiłam spiąć poślady. Gdy ogier wykazał się znakomitą znajomością skakania do grzech z pełnym skupieniem i idealnością przeskoku bez puknięcia a ja prawie pękałam z radości to o mało, co nie wyrobił na ostrym zakręcie, który prowadził do stacjonaty 120. Na szczęście wyratował się cały czas będąc ze mną na kontakcie. Tuż przed przeszkodą wyrwał do przodu a ja oddałam mu wodze. Skoczył z zawahaniem, bo jakiś nieokreślony typ wszedł na halę jednak ogier tylko delikatnie puknął. Gdy już znaleźliśmy się na ziemi byłam zadowolona ze nie usłyszałam by przeszkoda słabła.
- Dobrze Loczku. – Szepnęłam. Mieliśmy aż dwa zawiłe zakręty do następnej przeszkody, które pokonaliśmy dobrym, dynamicznym tempem a na zakrętach doskonale reagował na moje pomoce. Na prostej przyśpieszyliśmy i spokojnie przeskoczyliśmy szereg 115. Wprawdzie na ostatniej było puknięcie, ale to można wybaczyć, przeszkoda nie spadła i wszyscy byli zadowoleni. Pchnęłam ogiera mocno do przodu i przejechaliśmy przez drągi w pełnym skupieniu. Miały trochę za małe odległości od siebie, co było małym niedopatrzeniem ze strony Andrzeja jednak Sherlock doskonale dał sobie z tym radę. Po drągach mieliśmy kolejny ostry zakręt i najazd na pijany okser, 120 który przeskoczyliśmy nieco krzywo, ale z mojej winy, bo się rozproszyłam i źle go nakierowałam, ale dało radę. Dynamicznie przejechaliśmy do ostatniej przeszkody, którą był krzyżak 115 i dumnie przeskoczyliśmy. Zrobiliśmy lotną zmianę nogi i przeskoczyliśmy a on zgrabnie uniósł wysoko przednie nogi i wylądował już na lewej prowadzącej tak jak to było zamierzone. Zwolniliśmy do kłusa robiąc jedną woltę i do ściany zmieniając nogę na odpowiednią, bo nam się pomyliły. Przeszliśmy spokojnie do stępa i szliśmy po ścianie akurat Andrzej ustawiał mi przeszkody dla Shikiego na Lkę, bo przecież Wiśnia był poturbowany przez te dzieciaki i z uwagi na jego nogi robiłam mu tylko spacerki. Poklepałam ogiera po szyi, po czym zsiadłam i odprowadziłam go dom stajni. Zdjęłam mu cały sprzęt i wstawiłam do boksu tylko po to by odnieść w spokoju rzeczy. Gdy wróciłam przetarłam go słomą, jeszcze raz pochwaliłam i poklepałam Wariata, po czym udałam się w spokoju na kawę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare