Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
26-27 lipca - powrót Gniada z Łameryki

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gniadoszka
Pensjonariusz
PostWysłany: Czw 19:50, 26 Lip 2012 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Spałam sobie spokojnie w samolocie, mając do Polski jeszcze spokojnie jakieś 4-5 godzin, kiedy obudził mnie rozdzierający dźwięk dzwonka. Odebrałam prawie od razu, nie nucąc chwilę piosenki jak zwykle.
- Halooo? – raczej niemrawa byłam, ale co tam.
- Gniadziu skarbie, kiedy ty do nas wracasz? W sensie o której lądujesz? – usłyszałam nieco roztrzęsiony głos Dejka.
- Stało się coś? – poprawiłam się na fotelu. Trochę mnie to zaniepokoiło.
- Nie, skąd – histeryczny śmiech Dejcza utwierdził mnie w przekonaniu, że coś jednak jest nie tak – Tak tylko pytam.
- Spokojnie, mam jeszcze parę godzin – ziewnęłam sobie, a co – Planowo mam przylot na 17.30. Mam nadzieję, że mi transport z Okęcia zorganizujecie, nie?
- No jasne, tym się nie martw!
- Dejczu, co się dzieje?
- Niiic, w ogóle nic.
- No dobra, niech ci będzie. Ja idę dalej spać. Zadzwoń jak będziecie na lotnisku.
- Oke. To papa!
- No pa.
Ułożyłam się z powrotem do snu, ale jakoś tak miałam złe przeczucie. Co oni tam kombinują? Otuliłam się bluzą starając się o tym nie myśleć. Pewnie Tiar z Kanem mają jakieś poronione pomysły. A niech cholera weźmie Dejka i jego telefony nosz! Im bardziej chciałam, tym bardziej nie mogłam zasnąć. Przespacerowałam się do toalety i z powrotem, a potem zaczęłam się gapić w okno. Nie był to super zróżnicowany widok, ale zawsze coś.

Gdy w końcu szczęśliwie wylądowaliśmy, a Gniad wtoczył się z walizami do sali przylotów, od razu zaczęłam szukać wzrokiem Deanowej hołoty. Nie widząc ich nigdzie przycupnęłam przy ścianie i wyciągnęłam telefon. Zatelefonowałam do Saycza, którego miałam na szybkim wybieraniu. Odebrał Tiarzec.
- JUŻ JEDZIEMY! Wybacz, sorry i wgl, ale no nie dało rady, z resztą sama… - w tle dało się słyszeć „zamknij się!”. Co oni tam… - Ale już dojeżdżamy, zaraz… No, już Sayczu szuka miejsca.
- Oke, to ja czekam – odpowiedziałam lekko zaniepokojona. Zostawiłam ich tylko na miesiąc z hakiem, mam nadzieję, że niczego nie porozpierdzielali. Już nie mogę się doczekać Arhuta, Demka i Dywizjona. Nagle kątem oka zobaczyłam, jak wpada na mnie rozpędzone coś.
- GNIAAAADŹ! – zawył Kan ściskając mnie niemiłosiernie.
- No heeej Kanuś! – zaraz po chwili podbiegł do mnię Tyar i wycałował za wszystkie czasy.
- Mój Boże, Gniadź, aleś ty się zmieniła! – wykrzyczała mi do ucha.
- Przez miesiąc?! – powiedziałam zdziwiona.
- Następnym razem jak zamierzasz porzucać obowiązki na tyle czasu poinformuj! – powiedział Say przytulając mnię do się. Potem dopadł mnie Dejczyk również wyściskując i wycałowywując. Potem jeszcze Arraj. W ogóle staliśmy pod tą ścianą chyba z 20 minut…
- Gniadol nam się zmienił – Tiar oparł się o ścianę i mierzył mnie wzrokiem.
- Niby jak? – spytałam lekceważąco.
- Gniadol ma na sobie męską bluzę – Tiar uczynił wyszczerz od ucha do ucha.
- Co…? – dla pewności popaczałam na własną bluzę – Żesz kurrrr… de X_X
- Co?
- Pożyczona. Miałam oddać przed odlotem x,x
- Nooo, to nie ma wyjścia – zaszczebiotał Deik – Trzeba będzie Gniadowego kochasia zaprosić do Dean.
- Jakiego tam kochasia – popukałam się palcem w czoło – Jeżeli do Dean, to za dwa tygodnie, nie będę go ściągać z Ameryki po bluzę, dajcież spokój. To co, jedziemy? Głodna jestem, w tym samolocie mają tylko orzeszki!
- Gniaad, nie zmieniaj tematu! – zagroził mi Kan – To ten blondynek z kamerki? *_*
- Dżizas, dziewczyny, damskie pogawędki zostawmy sobie na wieczór, ja leciałam tu do was prawie pół doby, NAPRAWDĘ jestem głodna.
- Gadaj se gadaj, ja swoje wiem, o – prychnął Tiar.
- A właściwie to gdzie Deanowe chłopy? – spytałam nie widząc ŻADNEGO.
- Eee… - Tiar się zaciął.
- Musieli coś załatwić – odpowiedział szybko Arraj.
- No fajnie, ale co?
- A tego no, nie interesuj się.
- Dobra, możemy jechać już – powiedział Say odkładając telefon. Się zastanawiałam czego się nie odzywa.
- A to wcześniej nie mogliśmy? – spytałam z wymalowanym WTF.
- Gniad, dlaczego ty wszystko zawsze musisz utrudniać – zirytował się Dejek – po prostu się nie odzywaj i czekaj co będzie x,x
- Dobrz, ale zawieźcie mnie już na żarcie x,x Pliiis – żołądek niemal mi tańczył lambadę x,x
- No dobra, ładować się w samochody – Sayur dzielnie nas postawiła do pionu.

Po dłuższym czasie drogi (z Wawy na dzicze mazurskie jest kawałek x,x) dziewczyny miały dość. Mniej więcej co dziesięć minut pytałam czy daleko jeszcze. Ich cierpliwość zdaje się skończyła. W pewnym momencie Sayur zatrzymał autko na zajaździku w samym środku lasu.
- Jak nie będziesz cicho to cię wyrzucę o tu.
- To mogliśmy wstąpić do Mcdonalda na wyjeździe ze stolicy x,x
- NIE, NIE MOGLIŚMY – wrzasnął Tiar.
- Niby czemu ==
- Bo nie! – odezwał się Dejczyk.
- Mam dosyć was i waszych tajemnic x,x
- Musisz wytrzymać ;> Ale jak już dojedziemy do Dean… - zaczął Tiar
- Tiarcu trzymaj gębę na kłódkę!
- Czy wy coś zrobiłyście moim koniom? – spytałam zaniepokojona.
- Żartujesz Gniad! W Dean mają the best opiekę i wgl…
- Dobra, to jedźmy juuuuż x,x

Po dłuższej chwili drogi Saycz zaparkował… W lesie przed stajnią X_X”.
- Dobra, co wy do cholery jasnej kombinujecie x,x – Dejec pomimo moich protestów kazał mi zostać w aucie podczas wykonywania tajemniczego telefonu.
- Dobra, wszystko gotowe! – Uradowana wróciła na miejsce obok kierowcy.
- Co gotowe?! Na co gotowe?! Boże, ubiją mnie x,x
- Gniadulku kochany, nie dramatyzuj. Za chwiluńkę się dowiesz :>
- Tiar, nie miej miny pedobera bardzo cie proszę x,x
- Saycz, odpalaj! – wszystkie były takie podekscytowane. Fajnie, ale czemu ja ZNOWU nie wiem o co cho x,x.
- Gniadu, przygotuj się na wczons – Zawył Kansz.
Gdy zajechałyśmy przed bramę stajni…
*budowanie napięcia*
Myślałam normalnie że się rozpłaczę ze wzruszenia. Wywiesili mi na bramie taką wieeelką różową wstęgę (no wieecie przecież o co chodzi no x,x, nie wiem jak się to nazywa XD) z czarnym napisem „Witamy w domu Gniad!”, no tak mi się cieplutko na serduszku zrobiło…
- Oj wy małe, kochane wariatki <3 – wyściskałam każdą z osobna – Ale ten… Dalej nie wiem gdzie są faceci.
- Gniadoszku, toć ty nie masz 7 lat żebyśmy cię tylko w ten sposób witali – wyszczerzył się Dejczyk.
- Jak rozumiem, w Dean szykuje się istna sodomia i gomoria? – zawołałam dziarsko.
- Of koz, jak to w Dean – Tiarzec znowu ścisnął mi jelita u.u.
- Dobra, ja idę przywitać się z końmi, a wy tam obadajcie czy na pewno wsysko jest tak jak chciałyście, wiecie jak to z facetami Very Happy – z uśmiechem poleciałam do stajni. Otwarłam podwoje i od razu z boksu wychyliło się kilka łebków. Demonic pod opieką stałą po kontuzji czuł się już dobrze, bo troszkę podskakiwał na biegalni. Ale i tak pewno nie wrócimy do stałych, ostrych treningów, a do trenowania młodzików.
- Heej krówcia – pomiziałam siwego po łebku – Moja mała gwiazda.
Poszłam dalej, a raczej wcześniej do pierwszego skrzydła, przywitać się z Dywizjonem. Klaczuch odbywał raczej ścisłą emeryturkę, ale uwielbiała jak się do niej przychodziło ot tak. Dałam marchewkę, pomiziałam i poszłam obczaić moją diablicę. Arhutek stał osowiały, przygnębiony i… nijaki. Zmartwiłam się i podeszłam bliżej. Wtedy jak raz podniosła uszy i się ożywiła.
- Heej mała, tęskniłaś co? Jasne że tak – podrapałam ją za uchem i dałam marchewkę – oj już ja ci się przypomnę na skokach jutro!
Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak za nimi tęskniłam strasznie <3>3. Wpadłam do domu i zobaczyłam… Nic o.o. Pusto. Kompletne. Zero. Z miną „łotafak?” znalazłam na podłodze „krwawy” ślad. Idąc jego tropem wyszłam tylnymi drzwiami i szłam dalej, dalej…
Finalnie doszłam do hali, na której drzwiach były czerwone znaki „X”. W co oni mnie wrabiają, dupki jedne x,x. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam CIEMNOŚĆ. Normalnie Amnesia x,x. Stąpałam ostrożnie w stronę włącznika światła. Zapaliłam światło i na wszelki wypadek zamknęłam oczy, ale ujrzałam… Cały sprzęt, żarcie i ludzi, cały lud Dean i wzięliśmy i zrobiliśmy grupowego huga po czym zaczęły się pytania o Amerykę, wyścigi, ciotkę i blondyna z kamerki. Pytania się pojawiły jako że nasi fachowcy mieli problem ze sprzętem bo coś tam im nie łączyło czy coś, nie wiem, nie znam się. Skrzyd im pomagała a reszta dziewczyn trzpiotliwie mnie otoczyła. Może z wyjątkiem Saya.
- No, to opowiadaj! – Kansz pierwszy zaczął do mnie strzelać x,x.
- O czym? – spytałam ostrożnie.
- No wiesz, może zacznij od biznesowej strony wyjazdu – wyratował mnie Say.
- No więc ten, ciotka mnie zapoznała z kilkoma fajnymi ludźmi, typowo „od wyścigów” i ten, dużo się dowiedziałam, mam już nawet wstępnie drugiego dżokeja.
- No to fajnie, a teraz przejdźmy do ciekawszych rzeczy – przerwał mi Dejc – Kim jest tajemniczy chłoptaś z kamerki hyym? Jest tak cholernie podobny do Artka z naszego Merlinca, że ci nie uwierzę, że to tylko kolega!
- A taki tam stary znajomy – machnęłam ręką.
- Gniaadu no, najbardziej zatwardziała singielka wśród nas se kogoś znalazła, uchyl rąbkaaa – wył Tiar.
- Oficjalnie nic nie ma ło.
- Gniadu, błagam, oficjalnie Maks jest tylko stajennym – zaśmiał się Dejczyk.
- Oj tam, przyjedzie, zobaczycie, poznacie, wsio. Co ja wam mogę tak opowiedzieć no.
- No nie wiem, gdzie się poznaliście czy coś – zaczął drążyć Arraj.
- Oj, poznaliśmy się wieki temu. A teraz spotkałam go w kafejce w Elmont. Koło Belmont Park. A że kiedyś dobrze się znaliśmy to ten. Ja go za Chiny bym nie poznała. Przyczaił mnie jak czytałam Secretariat: The Making of a Champion. No i zaczęliśmy gadać i w ogóle :3. I powiedział, że jak da radę to przyleci na moje uro i wgl. Znaczy – przyleci mimo mojego ostrzegania przed Dean.
- Gniad jak możesz, Dean to renomowana placówka x,x – oburzył się Sayc.
- Renomowany burdel – zaśmiałam się.
- No ale ten no. Jak ma na imię? – zagaił Dej.
- Nie uwierzysz! I chyba to jest w nim najwspanialsze, Artur *_*. No normalnie, wypisz wymaluj, Merlin In lajf *_*.
- Ja cieee *O* - Dej zaczął się cieszyć razem ze mną xd – Zrobimy mu taki płaszcz na Pendragona! I zbroje *_*.
- Oke *o* - to byłby przezajebisty pomysł.
- Dobra, można zaczynać imprezę! – krzyknął Roberto.

Impreza w Dean zaczęła się bardzo… niewinnie. Kto tańczył, ten tańczył, kto siedział ten siedział, kto pił ten pił. Potem poszło kilka haseł i po chwili wszyscy tańczyli dzikie połamańce co i raz sobie dolewając. Nagle zadzwonił mój telefon. A że zostawiłam go gdzieś przy sprzęcie – mało kto go słyszał. Odebrał dopiero Tiarc, który poszedł zmienić play listę.
- Halooo? Już dajee – zatoczyła się nieco i podała mi telefon. Zerknęłam na wyświetlacz.
- O kurwa! – ryknęłam nagle trzeźwiejąc. Miałam zadzwonić jak wyląduje x,x. I jak teraz odbiore?
- DAJ NA GŁOŚNIK! – wrzasnął Dej. Popukałam się w czoło i poprosiłam grzecznie o przyciszenie muzyki. Aha, ta jasne, bo ktoś mnie słuchał. Wyszłam na zewnątrz a za mną dreptał wiernie Kan z psychopatycznym uśmieszkiem. Zerknęłam na nią podejrzliwie, ale w końcu musiałam przyłożyć telefon do ucha.
- Tak? No, musiałam wyjść z hali, żeby cię słyszeć :3. A, takie tam, impreza powitalna. No, jak to w Dean. Ha! A nie mówiłam! W każdym razie żyję i nic mi nie jest :3. No okej. Oj, możesz być pewien, transport masz. No ja ciebie też. No to dobranoc :3.
Kan był niemożliwie poirytowany faktem, że nic nie słyszał. Gdy wróciłyśmy na halę, znowu wpadłyśmy w dziką falę. Ah, nie ma to jak doskonale prosperująca stajnia koni sportowych…

Rano było złe. Rano było wybitnie złe. A już przezajebiście złe było to, że nie pamiętałam jak doszłam do swojego pokoju. Chyba pierwszy raz w życiu. Na dole usłyszałam męczenne jęki Deja.
- Booożeeee, jakiego mam kaacaa! KONIEC Z PICIEM. – tu usłyszałam przeraźliwy rechot Maksa – Naprawdę ty blond małpo! Mam dość, ryje se wątrobe i jeszcze cierpie po tym! Say daje radę na soczku, ja też dam! Ewentualnie browca, ale to już EWENTUALNIE! Wódki wcale, bo zdycham x,x
- Uważaj Deju, bo ktoś ci uwierzy – powiedziałam słabo, wlekąc się po schodach.
- Ej no! TRAKTUJCIE MNIE POWAŻNIE!
- To nie drzyj ryja jak wszystkich czaszka boliii – jęknął Tiarc.
- Muszę częściej wpadać na wasze imprezy – zawołała Skrzyd ze schodów.
- JEZU, jak ja tu to moje cywilizowane chłopię przyprowadzę – złapałam się za głowę. Nie tylko w geście irytacji. Napieprzała jak cholera jasna x,x
- Nie bój się, przyzwyczai się – machnął ręką Adam.
- Właśnie – zawtórował mu Robert.
- Jakie kurwa NOWE CHŁOPIĘ! – wrzasnął Maks.
- Nie drzyj się! – warknął Arraj ze swego pokoju.
- Maksiu, nie bójta się, nie jesteś zagrożony :3. Raczej Dej jest bezpieczny! – powiedziałam radośnie.
- Gniadu, czy ty próbujesz delikatnie zasugerować że jestem nieatrakcyjna? U.u – Dejc zapatrzył się we mnie ze zmrużonymi oczyma.
- Nie, skąd! – uśmiechnęłam się uroczo :3 – Dobra, zbierajcie dupy, bo trzeba się stajnią zająć. I uprzątnąć bajzel na hali.
- Oeeezuuuu – zawyli wszyscy.
- Albo dzisiaj siedźmy na dupie i nic nie róbmy! – zawołałam dziarsko.
- Ta opcja jest już lepsza – powiedział Arraj wracający z łazienki do swojego pokoju.
- A która godzina tak właściwie? – spytał Tiarc.
- Ja pierdzielę, już po drugiej x,x
- No, to nie opłaca się ruszać :3 – ucieszyła się Kana.
Resztę dnia Dean spędziło na kompletnym obijaniu się. Renomowana stajnia. Tia…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare