Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
15.08.2012 2500 z Dontem do Royal Specials

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Zensational [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Pią 11:49, 17 Sie 2012 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Zbliżał się wielki dzień. Royal specials zbliżało się wielkimi krokami. A ja jak zwykle musiałam załapać jakąś hipohandrię i niechęć do zbliżania się do koni. No ale diablica sama się nie wytrenuje nie? Pozbierawszy ciuchy z szafy, lampy i kilku innych miejsc powlokłam się do łazienki. Zimny prysznic na pobudkę, burna do łapy i do stajni. Złośnica łaziła w te i powrotem przy drzwiach boksu co jakiś czas uderzając zębami o kraty. Na moją prośbę Max nie wypuścił jej z boksu dzisiaj, nie chciało mi się za nią ganiać po padoku. Przyniosłam sobie sprzętu pod boks dopijając tą czystą chemię bez konserwantów. Przed wejściem do boksu przeżegnałam się i wio. Jak zwykle pierwszą reakcją Zen była próba odwrócenia się zadem i kopnięcia ale zdołałam złapać się jej szyi tak by nie mogła się odwrócić beze mnie. Założyłam jej ogłowie na łeb z niemałym trudem i wyprowadziłam na korytarz. Tya, kto tu kogo wyprowadzał.
- Wychodzi ci to coraz szybciej - usłyszałam drwiący głos nieopodal
- Dzięki - fuknęłam tylko.
Robert wyszczerzył zęby w uśmiechu
- To może ja wezmę dziadka i się ścigniemy? - zaproponował
- Dwa niewyżyte ogiery przeciwko dwóm niewinnym dziewicom? - zapytałam unosząc brwi
- Problem jest. Ona nie jest niewinna a ty nie jesteś dziewicą - zachichotał cicho.
Zmrużyłam oczy po czym szybkim ruchem rzuciłam w niego iglakiem
- Aua! - jęknął gdy trafiłam celnie.
- To idź przygotuj Donciska, tylko nie szoruj nogami po ziemi gdy na niego wsiądziesz - powiedziałam wracając do próby założenia Zen kantara na ogłowie, ostatecznie jakoś musiałam ją przywiązać. Robi poszedł przygotować blondasa a ja męczyłam się z Zeniakiem. Ta cały czas się wierciła i usiłowała podgryzać. W końcu jakoś założyłam jej osprzęt na wyczyszczony wcześniej grzbiet. Z bandażami na zadnie nogi pomęczyłam się znacznie dłużej. Ale trzeba dbać o kobylątko mimo ze to bydle wciąż usiłowało mnie zabić u.u’.Spojrzałam na Roberta który czekał na nas z Dontkiem ubranym w cały sprzęcior. Doncik zaglądał pożądliwie na Zenę ale ta nie bardzo była zainteresowana. Skinęłam lekko Robertowi głową by wyszedł pierwszy. Zdjęłam Zeni kantar z głowy i… PRRRR SZALONA!!! Zen wyrwała ze stajni ze mną wiszącą na wodzach niczym na lince od motorówki ciągnącej delikwenta na nartach wodnych. Robert zdążył jakoś zagrodzić Zeni drogę choć ta o mało go nie staranowała ale gdy poczuła szarpnięcie z obu stron pyska to zwątpiła i dała się jakoś zatrzymać. Puściłam krótką wiązankę wysublimowanych przekleństw i wdrapałam się jakoś na tańcującą kobyłę. Robert wskoczył na Dontka bez strzemienia. Ogr zarżał gardłowo ganaszując się widząc przed sobą zad Zeny.
- Spokojnie bracie… Kazirodztwo jest prawnie zabronione w tym kraju - powiedział Robert zbierając lekko wodze. Doncik jednak caplował, szedł pasażem albo stępem hiszpańskim popisując się, Zen jednak skupiła się tylko na tym by rozgryźć kimblewicka. Po drodze na tor udało jej się kilka razy zakłusował. Robert zamknął za nami bramę gdy doszliśmy na tor. Ja udałam się na drugą stronę by nie rozpraszać Donciska. Od początku kręciłam dużo wolt i wężyków by sprowokować klacz do niejakiego rozluźnienia się. Młoda jednak stale zgrzytała zębami niezadowolona. Dopiero po jakimś kwadransie zaczynała nieco odpuszczać i zachowywać się w miarę znośnie. Pozwoliłam jej więc na chwilę kłusa dla rozgrzewki. Jeździłam po ósemce starając się zachować odpowiedni rytm i tempo. Gdy Zen spuściła już nieco pary zaczęłyśmy kenter. Spokojnym tempem zrobiłam całe okrążenie nim podjechałam do Robiego. Doncisk od razu zaczął robić popisy.
- To jak dzisiaj lecimy? - Robi uśmiechnął się do mnie lekko.
- Dwa i pół klocka, lecisz z przodu, finisz na około pół klocka przed metą. Albo nie, zacznij na 800metrów przed metą. Jedź spokojniejszym tempem. Ja będę siedzieć ci na ogonie. Zen lubi brać od tyłu.
- Jaki pan taki kram - zaśmiał się Robert i odjechał w kierunku startu.
- Zbol… - mruknęłam robiąc facepalma i pojechałam za nim. Ustawiliśmy się na linii i na mój sygnał ruszyliśmy z miejsca. Doncisk wyprzedił nas już na starcie ale Zen nie potrzebowała zbyt dobrego startu, i tak zawsze zostawała w tyle. Przynajmniej na początku. Robert na Doncie nadawał dobre ale ostre tempo. Zena pozwoliła Donciskowi odejść na dwie długości i tak trzymała się za nim. Nie poganiałam jej jeszcze. Wsłuchałam się w jej oddech. Młoda młóciła nogami podłoże zawzięcie. Przed nami Home turn. Lekki przechył w stronę zakrętu. Delikatne zwolnienie, zakręt i znów dodanie na wyjściu. Zeny była teraz nieco bliżej Donciska ale nadal trzymała się z tyłu. Robert taktycznie przyblokował mi wewnętrzną tak więc miałam utrudnione zadanie. Czułam że Zen zaczyna się irytować piachem który Doncik rzucał jej w oczy spod kopyt.
- Jeszcze trochę - powiedziałam do niej cicho. Na prostej znów nieco zbliżyliśmy się do ogra przed nami. Final turn i znów, lekka zmiana tempa aby dobrze pokonać zakręt po czym skuliłam się mocniej za szyją klaczy jednocześnie obracając bata końcówką ku górze. Dla Zen był to wystarczający sygnał do posyłu. Krzyknełam głośno na nią aby jeszcze dodała i zaczęłam rękami popychać jej szyję nadając jej jeszcze szybsze tempo. Po chwili zauważyłam ze Robert także posłał Donciska. Zen już jednak załapała swoje tempo i sukcesywnie po zewnętrznej sunęła do przodu. Niemal czułam emanującą z niej wolę walki. Biała jak śnieg grzywa nieco przysłaniała mi oczy ale wiedziałam ze zostało już tylko 500 metrów do końca a my przegrywałyśmy o pół długości. 400 metrów, nadal jesteśmy o głowę w tyle. 300 metrów, pacnęłam Zeny w zad by wrzuciła ostatni bieg. 200 metrów Zeny zrównała się z Dontkiem. 100 metrów biegną łeb w łeb. Po chwili wpadliśmy na metę. Zeny nadal jednak gnała przed siebie. Trochę problemów sprawiło mi uspokojenie jej do kenteru a później do kłusa. Popatrzyłam na Roberta który jechał obok nas Doncisk kłusował spokojnie z nosem przy ziemi. Zen w końcu także się uspokoiła i przestała ganiać jak głupia.
- Ładnie, wygrałaś o szyję - powiedział Robert
- To mało…
- Nie przesadzaj. Zen jeszcze nie ma doświadczenia, jeszcze powtórzy sukcesy matki i babki
- Oby... - poklepałam klacz po szyi. Spojrzałam na Donciska który oddychał znacznie ciężej niż zwykle po takim wyścigu. Martwiło mnie to ale cóż, starość nie radość. Robert widząc moje spojrzenie także popatrzył na ogiera.
- Dał z siebie wszystko na tym finiszu, ale to już nie te lata - powiedział pieszczotliwie tarmosząc grzywę Gwaucika.
- Niestety… - westchnęłam cicho i zeskoczyłam z Zenki. Poluzowałam jej popręg i zaczęłam prowadzić ją w ręku. Zen kroczyła z dumą jakby wiedziała ze wygrała ten wyścig. Robi wziął ze mnie przykład i także zaczął prowadzać Donta w ręku. Występowaliśmy wierzchowce porządnie i zabraliśmy je później na basen a następnie na pastwisko.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Zensational [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare