Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
9.12.2011r. - Trening ujeżdżeniowy L by Cuxa

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Boks I / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Carrot
Pensjonariusz
PostWysłany: Pią 17:38, 09 Gru 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Lublin

Miałam dzisiaj pojeździć Walkirię. Z tego, co słyszałam z opowieści dziewczyn oraz własnych obserwacji - faktycznie była walkirią. Cóż. Waleczna. Niesamowicie wręcz.
Carrot uparła się na to, by mi towarzyszyć przy każdym zabiegu, jaki wykonywałam obok klaczy. Czyszczenie, siodłanie, a następnie wsiadanie... Och, ok, owszem, srokate cholerstwo próbowało robić namiętnie zamachy na moje życie, jednakże jakoś każda próba okazywała się fiaskiem. Potrafiłam być bardzo... NIEŚWIADOMIE zwinna. Czasami. Carr przytrzymała mi konia przy wsiadaniu, który się namiętnie wiercił i kulił uszy.
A ja sobie zaplanowałam ujeżdżenie na dzisiaj... Hmmmmm. Zapowiada się interesująco.
Dałam klaczy luźne wodze, pozwalając jej na swobodny stęp. Zdecydowanie nie był swobodny. Walkiria zamiast wyciągnąć głowę, obserwowała wszystko dookoła, obracała głowę.... I dosłownie zasuwała, wyciągając te swoje długie szkitki w zastraszającym tempie.
Dosiadem kierowałam ją na koła, z uznaniem przyjmując dużą czułość klaczy na dawane sygnały. Zmieniałam często kierunek, mając na uwadze jej młody wiek i szybkie tracenie zainteresowania ćwiczeniami, gdy stawały się monotonne.
Stopniowo nabrałam wodzy, wyjeżdżając przy tym klacz, chcąc uzyskać miękki kontakt. Wielkopolanka nie miała problemu z wygięciem, ustawienie przyjmowała jako tako, jednak miała zdecydowany kompleks związany z podporządkowywaniem się. Kierowała uszy w moją stronę, jednakże czułam lekkie spięcie i złość.
Zaczęłam wykonywać ćwiczenie o następującym schemacie: A i C zatrzymanie, od M do F wydłużenie wykroku w stępie, wydłużenie ram, K zmiana kierunku przez przekątną do B, BM skrócenie wykroku, H zmiana kierunku.... itd.
Urozmaicenie zdawało się być dobrą drogą do rozluźnienia klaczy. Zadania nie były trudne, srokata z łatwością poszerzała ramy. Nieco gorzej było ze skróceniem, nie mówiąc już o zatrzymaniu, gdzie nie za bardzo chciała trwać w bezruchu. Kilka powtórzeń, pozytywna motywacja i po czasie nawet ta mała diablica była ustać w miejscu przez 5 sekund.

Nie było sensu spędzać więcej czasu nad stępem. Miałam pod sobą całkiem zaciekawionego..., ok, zaintrygowanego konia, który był rozluźniony i... żądny dalszej pracy. Wypchnęłam ją delikatnie do kłusa, na co czworonóg zareagował baardzo ochoczo, wyrywając żwawo do przodu. Przytrzymałam ją lekko, od razu kierując ją na koła. Chyba spędzimy dzisiaj trochę czasu na łukach. Trzeba ją było trochę wytłumić.
Często zmieniałam ślady, poprzez ósemki, wężyki... Chciałam jak najbardziej powyginać i rozluźnić klacz poprzez częste zmiany ustawienia.
Z czasem zostałam na kole, wykonując ćwiczenie zwane pomniejszaniem i zwiększaniem średnicy koła. Fajnie usuwało to wszelkie spięcia albo też dawało o nich znać. I tak było w tym przypadku - Wikipedia odpuściła całkowicie, przestając w końcu ze mną walczyć. Cóż. Jak na razie.
Powróciłam na ślad, wykonując na prostych wydłużanie wykroku poprzez maksymalne poszerzenie ram, a na łukach (krótkiej ścianie) maksymalne skrócenie. Początkowo nie było to łatwe - bardzo niechętnie dawała się przystopować, a co dopiero skrócić, jednak po kilku próbach zaczęło coraz lepiej wychodzić. Zmieniłam kierunek i wykonałam to samo ćwiczenie na drugą stronę. Poszło o wiele łatwiej, gdyż wielkolud załapał o co chodzi.

Ponownie wróciłam na koło i zagalopowałam, gotowa na eksplozję energii. Nie przeliczyłam się. Klacz zrobiła baranka i wystrzeliła jak z procy, próbując przeciąć ujeżdżalnię szaleńczym galopem. Szybko ucięłam jej tą próbę, ciągnąc ją na koło. Zwolniłam ją do kłusa i spróbowałam zagalopować ponownie. Baran. I jeszcze raz. Ponownie proca. I jeszcze.
"Chwilę" nam zajęło zanim zagalopowanie było zadowalające. Trzymałam cały czas klacz na "sobie", nie pozwalając jej na mocniejsze tempo. Tak skróconą trzymałam na kole. Ponownie wróciłyśmy do zwiększania i pomniejszania koła. Chciałam ją odstresować. Słychać było ciężki oddech klaczy, oraz jej "tupanie" przy krótkich skokach galopu. Czułam spięcie w potylicy, które sprawiało, że musiałam niemiłosiernie napinać mięśnie, by ją utrzymać i próbować wykonać lekkie półparadki. Powoli stawała się lżejsza na przodzie. Odpuściłam sobie i jej, przechodząc do kłusa, gdy uznałam, że ćwiczenie było dobrze wykonane.
Kilka wdechów i na drugą stronę. Uch.
Nie tylko ona, ale także i ja byłam mądrzejsza i przy zagalopowaniu opracowałam sobie na nią metodę. Trzeba było przytrzymać w odpowiednim momencie. I tym razem nie dałam jej możliwości użycia ulubionego tempa, zmuszając ją do ponownego skrócenia wykroku. Po dwóch kołach wyjechałam na prostą, używając drugiego śladu - z dala od ściany. Na początku klacz uciekała do ściany, jednak z czasem załapała, dzięki czemu łatwiej było mi ją utrzymać prostą na śladzie.

Po takiej rozgrzewce dałam jej chwilę stępa na luźnej wodzy. Mimo zmęczenia klacz dalej niechętnie odpuszczała głowę, choć widać było, że nie miała już takich chęci do "walki".
Szybko przypomniałam sobie czworobok, w głowie układając sobie, jak go wyjechać.

Zebrałam stopniowo wodze, nabierając motywacji, którą miałam nadzieję przelać na Walkirię. Do ożywienia i wykrzesania energii nie trzeba było jej oczywiście zachęcać. Dążyłam do większego podstawienia i większego skrócenia sylwetki.
Czując, że całą siłę napędową klacz skupiła w zadku, a przód stał się lżejszy i chód przyjemnie równy i rytmiczny, poprosiłam ją o kłus.
-W A wjazd kłusem roboczym-usłyszałyśmy głos Carrot, która pojawiła się znikąd.
Odpędziłam lekkie zaskoczenie >,>, wyjechałam dokładnie narożnik i - zaczynając wykręcać odpowiednio wcześniej - wyjechałam na linię środkową, nie tracąc impulsu.
-Zatrzymanie w X.-kontynuowała, robiąc przerwę na wykonanie polecenia przez naszą parę.
Zrobiłam kilka skupiających uwagę półparadek i wstrzymałam klacz, mając nadzieję, że poprzednie ćwiczenia przejść dały jakiś skutek i teraz zobaczę efekty. Gdy nagle jakiekolwiek wstrząsy ustały, serduszko zaczęło mi się cieszyć, gdy rozum także zrozumiał, że udało się. I to bez zbędnych kroków stępa, bez starty równowagi. Estetycznie, równo. Poprawiłam się w siodle, rosnąc z dumy.
-Ruszyć kłusem roboczym, C w prawo!-zakomendowała dalej Carr, przerywając chwile tryumfu.
Moja radość była śmiesznie przesadna, jednak od takich małych rzeczy należy zaczynać. Odnajdywać w koniu nie tylko "impuls", ale także "skupienie". Wysłałam wielkopolaczkę do przodu, wypychając ją biodrami. Machnęła głową, na co automatycznie zareagowałam lekką półparadką. Skręciłyśmy w C prawo, gdzie nieco przesadnie, aczkolwiek chwilowo, wygięłam głowę konia do wewnątrz - chcąc usunąć spięcie w potylicy.
-M, X, F serpentyna o jednym łuku.-kontynuowała.
Nienawidziłam tych serpentyn w kontrgalopach, jednakże kłus był odpowiedni. Tutaj na wszystko był czas. Wyjechałam dokładnie łuk, by precyzyjnie w M odbić na prawo, kierując się w stronę środka ujeżdżalni. Czułam, jak olbrzymka wyciąga nóżki, zapewne myśląc, że pokonujemy przekątną wydłużeniem. Wstrzymałam ją delikatnie, by od X'a skręcić w lewo. Delikatnie nas wyniosło, co zmuszało do ciaśniejszego łuku po F.
-Między F i A galopem!
Zagalopowałyśmy zaraz przed A. Klacz skuliła uszy i już wyciągała głowę, by odbić zadem, jednak upomniałam ją lekkim ukłuciem ostrogi. Trzymałam ją na sobie, pilnując dokładnego wyjeżdżania narożników.
-W E koło o średnicy 20 metrów.-Carrot nie ustępowała, dalej czytając czworobok.
Na prostej znów poczułam, jak panienka próbuje wypruć do przodu. Była ona jednak tak fajnie mięciutka w pysku, delikatna na sygnały, że nie pozwalało jej to na wybicie się spod moich czujnych łydek. Wydawała się lekko frustrować. Skręciłyśmy na woltę. Pilnowałam zewnętrzną łydką wygięcia, by kobyłka nie zaczęła wypadać zadem.
-H kłusem roboczym.
Na prostej działałam paradkami, nie pozwalając jej na przesadną ekscytację. Minimalnie za H przeszłyśmy do kłusa. Walkiria, nafukana, latała uszkami, niczym radarkami, ode mnie do Carrot, jakby będąc po środku jakiejś dyskusji.
-W B koło o średnicy 20 metrów...
Posłuchałam, wskazując klaczy dany kierunek.
-...stopniowe obniżenie szyi...
Zaczęłam oddawać klaczy wodze, stosując przy tym lekkie paradki. Kulka szukała kontaktu, odpuszczając głowę. W E rozproszyła na chwilę swoją uwagę, podnosząc głowę, jednakże udało się z powrotem odzyskać niskie ustawienie.
-...przed B nabranie wodzy, w B kłusem na wprost!
Stopniowo nabierałam wodze, wracając do wysokiego ustawienia. Poprzedni element zdał się rozluźnić klacz, ponieważ poruszała się o wiele swobodniej.
-A przejście do stępa pośredniego
Zatrzymałam mięśnie brzucha, odchyliłam się nieznacznie do tyłu, zamknęłam rękę i posłałam jej lekką półparadkę. Po przejściu od razu wysłałam ją do aktywnego kroczenia.

cdn.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Boks I / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare