Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Ujeżdżenie - Nauka Kontrgalopu + powtórzenie kl. L

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Arha [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gniadoszka
Pensjonariusz
PostWysłany: Pon 18:48, 12 Gru 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Dziś obudziłam się bardzo późno, bo około 9. Jeszcze w piżamie wybiegłam przejrzeć rozpiskę… No tak, mogłam się tego spodziewać. Tor był zajęty aż do 17.00. Zapisałam Demonica na 17.12 do 19.10 i poszłam na górę. Ubrałam moje piękne zielone bryczeski i koszulkę, uczesałam się, a ponieważ Sayik był obecnie na torze z Don’tem, śniadanie musiałam sobie zrobić sama. Nie wysilałam się zbytnio, wzięłam dwie kromki i położyłam między nimi sałatę z lodówki. Założyłam sztyblety i zielone sztylpy i z tą megawykurwistą kanapką weszłam do stajni. Dejec znowu coś poprzestawiał uhm. Nic nie mówiąc poszłam w stronę biegalni. Szybko odnalazłam tę z numerem cztery. Arha przegryzała sianko razem z Zeną, a Maks nieco podkurwiony czyścił żłób i poidło. Arha zaczyna powoli zachowywać się normalnie, Zena dobrze na nią wpływa. Złapałam wiszący na wieszaku kantar z uwiązem i podeszłam do małej. Arha wcisnęła się w kąt boksu i przy próbie założenia kantara zadzierała łeb do góry.
- Maks do cholery uspokój się, bo nie mogę konia uspokoić.
- Przesadzasz.
- Nie przesadzam, koń jest jednak spory i hm… Może mi zrobić krzywdę?
- Dobra, już, idę sobie! – Maksio z gracją jebnął wszystkim o ziemię. Arha kwiknęła i przewracając mnie odbiegła na drugi koniec biegalni. Miałam ochotę go zabić, ale ponieważ miałam dzisiaj w planach ujeżdżenie jakoś stłumiłam moje negatywne emocje. Podeszłam do karej i starałam się ją uspokoić. Zenyatka zachowała spokój zen i wkrótce zaczął on udzielać się małej. Głaskałam Arhę po szyi, a po chwili także po grzbiecie nosa. Gdy mała się już uspokoiła założyłam jej kantar i wyszłam na zewnątrz. Mała nieco się szarpała, ale na myjkę doszłyśmy raczej spokojnie. Tam uwiązałam klacz i poszłam do siodlarni po szczotki. Wzięłam kuferek i ruszyłam z powrotem na myjkę. Mała była nieco spięta, ale raczej nieźle radziła sobie z aklimatyzacją. Dzisiaj chciałam ruszyć ujeżdżeniowo i zacząć naukę kontr galopu. Za kilka miesięcy chcę zacząć cross, dlatego treningi ujeżdżeniowe nam się przydadzą. Musimy się dogadywać, nie mogę się z nią na okrągło szarpać, szczególnie przy tych wymyślnych przeszkodach. Zaczęłam energicznie czyścić młodą twardą szczotką zbierając kurz. Arha pozwalała się czyścić z wielką chęcią. Gdy już przeczesałam ją z grubsza, zajęłam się kopytami. Był mały problem z podniesieniem pierwszej nogi, ale potem już poszło. Wszystkie kopyta były wyczyszczone i wyszczotkowane. Gdy skończyłam, wzięłam miękką szczotkę i długimi ruchami „polerowałam” całego konia. Spieszyłam się trochę, aby nikt mi nie zajął ujeżdżalni. Nie chciałam znowu kisić się na tej hali. Zmoczyłam szmatkę i przemyłam karej pysk. Najdokładniej wargi, aby nie miała potem otarć od wędzidła. Z kuferka wyjęłam gumeczki do grzywy i zaczęłam robić małej koreczki. Jak ujeżdżenie to ujeżdżenie, tylko Gniadek nie będzie się w krawaty jakieś wciskał. Bawełniany koszul z kotkiem też dobry. Jak skończyłam z korkami to jeszcze przycięłam młodej ogon tak mniej więcej do stawów skokowych. Zostawiłam karą na myjce i poszłam do siodlarni. Tam wykopałam siodło ujeżdżeniowe, takowy popręg, ogłowie z nachrapnikiem szwedzkim oraz czaprak z kontrastową lamówką. Potem wzięłam jeszcze owijki i przystanęłam przy wędzidłach. Ostatecznie wzięłam oliwkę z miedzianymi rolkami, zwykle na niej szybciej zaczyna żuć wędzidło niż przy tym z wąsami. Zataszczyłam sobie to wszystko na myjkę i zaczęłam sprawnie siodłać małą. Arraj coś tam się szykowała z Exem, więc szybko przeszłam do rzeczy. Wpięłam wędzidło do ogłowia i spróbowałam założyć je młodej, ale ta wycofała się parę kroków. Miała zdjęty kantar, ale nie zerwała się aby gdzieś pobiec. Podeszłam ponownie. Tym razem lekko schyliła łeb i wzięła wędzidło. Przywiązałam wodze i zaczęłam owijać owijki wokół nóg. Kara przestępowała z nogi na nogę utrudniając mi zadanie. Ale w sumie nie ma się co dziwić, pewno rozpiera ją energia. Szybko przeszłam do grzbietu rozkładając na nim czaprak. Na tym położyłam siodło ujeżdżeniowe. Młoda lekko zgięła się w grzbiecie – dość długo nie chodziła pod siodłem. Zapięłam popręg stosunkowo ciasno i wyprowadziłam małą przed stajnię. Wsiadłam, wyregulowałam strzemiona i ruszyłam w stronę ujeżdżalni. Mwah, zdążyłam przed Arryjem. Pozwoliłam małej stępować na luźnej wodzy zaczynając rozgrzewkę.

Młoda nieco rozluźniła się, wyciągnęła szyję i spokojnie stępowała. Pozwoliłam jej robić praktycznie to co chciała, kiedy jednak przyspieszała, zwalniałam ją na powrót do stępa. Arha była dzisiaj jak bomba zegarowa, energia wręcz rozsadzała ją od środka. Na razie jednak posłusznie stępowała. Kiedy jakieś auto zajechało na podjazd, mała nagle zatrzymała się podnosząc łeb i stawiając uszy. Uspokoiłam ją głaskając po szyi i po chwili znów zaczęła stępowanie. Raz po raz głaskałam ją po szyi co dawało fajny efekt, bo Arha była coraz bardziej odprężona. Zaczęłam więc nieco urozmaicać stęp. Lekko nakierowawszy klacz wodzą na koło zaczęłam wykręcać woltę. Wodze wciąż były luźne, ale klacz bardzo fajnie się angażowała, była „obecna”. Następnie przejechałyśmy po prostej i tym razem duże koło o średnicy ok. 20 metrów. Arha fajnie pracowała zadem, mimo że był to tylko stęp. Była aktywna, nie zostawała „z tyłu”. Zmieniłam kierunek i po chwili znów wykręciłyśmy woltę. Arha straciła jakoś zapał, zaczęła się wieszać na wędzidle i rozwlekać chód. Zdenerwowałam się nieco, bo początek był naprawdę fajny. Chciałam ją popędzić nieco, nie do kłusa, ale uaktywnić chód. Wszelkie próby kończyły się kłusem i szarpaniną. Przytrzymałam ją lekko w pysku, nie zbyt mocno, aby zwolniła. Gdy wróciła do początkowego stępa, żywego i energicznego pochwaliłam ją mówiąc i klepiąc po szyi. Ponownie dałam jej luźną wodzę i pozwoliłam jeszcze chwilę postępować.
Potem chciałam zacząć właściwą rozgrzewkę niskim ustawieniem więc zaczęłam od półparady. Zaczęłam od przyjaznego, ale zdecydowanego kontaktu, linia wodzy od wędzidła do łokcia prosta. Mała powinna to umieć, ale w sumie nie byłam niczego pewna. Całość musiałam wykonać dość szybko więc skupiłam się maksymalnie. Zamknęłam obie łydki i użyłam dosiadu zupełnie tak, jakbym chciała ustawić ją na pomoce. Zamiast pozwolić jej ruszyć na przód, zamknęłam palce zewnętrznej dłoni. Niemal jednocześnie „pulsowałam” wewnętrzną dłonią, aby utrzymać karą prostą, podobno z tym miała problem. Potem od razu przeszłam do niskiego ustawienia poprzez lekkie otworzenie palców. Pozwoliłam jej „wyżuć wodze z ręki”, wydłużyć szyję i opuścić głowę. Wypuściłam dość sporo wodzy, aby klacz zeszła stosunkowo nisko. Następnie przeszłam do kłusa anglezowanego, żeby upuścić nieco energii z klaczy i lepiej ją rozgrzać. Nie chciałam zaczynać konkretnej rozgrzewki szarpiąc się z nią. Klacz nie za bardzo utrzymywała rytm, na początku strasznie rwała, jednak po chwili wpadła w odpowiedni takt. Gdy mniej więcej się wybiegała zaczęłam od dużego koła w prawo o średnicy około 25 metrów. Klacz ładnie się zaokrągliła, zadami mocno wkraczała pod kłodę. Była coraz to bardziej rozluźniona, jednak widać było, że do pełnego skupienia jej sporo brakuje. Na każdy hałas usztywniała się, przez co traciła tą energię. Chciałam ją bardziej skupić, więc wykonałam woltę i nie przerywając ćwiczenia ruchem ust powiedziałam Maksowi, żeby mi przyniósł drągi i cavaletki. Kręcił się bez celu to przynajmniej mi pomoże. Tymczasem zaczęłam wykonywać ustępowanie od łydki. Zastosowałam odpowiednie pomoce, jednak klacz przesunęła do środka tylko głowę i szyję co pozwoliło jej na „dryfowanie” zadem. Klacz unikała tego ćwiczenia i byłam niemal pewna, że będzie starała się je „wyminąć” na wszystkie możliwe sposoby. Wygięłam klacz w przeciwną stronę w potylicy, pulsując prawą wodzą, aż zobaczyłam prawe oko. Przesunęłam obie ręce w bok, na lewo, aby przesunąć jej łopatki bliżej do środka. Niestety Arha zaczęła kierować się całym ciałem w stronę środka ujeżdżalni. Zorientowałam się kiedy znalazła się wewnątrz ścieżki biegnącej wzdłuż ściany. Zastosowałam silniejszą wewnętrzną łydkę na popręgu, popędzając jej wewnętrzną zadnią nogę głębiej pod kłodę. Klacz mając zamknięte drogi ucieczki zaczęła zwalniać, tracić energię. Użyłam pomocy popędzających przez co zamknęłam jej wszystkie drogi ucieczki i wreszcie mogłyśmy prawidłowo wykonać ćwiczenie. Wykręciłam woltę kiedy Maks ustawiał drągi.
- Kilka po kole, kilka na kłus, i po przekątnej – powiedziałam i wróciłam do Arhy. Zmieniłam kierunek przez ujeżdżalnię. Arha całkiem się już rozluźniła, była skupiona, żuła ładnie wędzidło. Była zaokrąglona i pracowała bardzo efektywnie. Ścięłyśmy narożnik. Od dłuższego czasu szłyśmy kłusem ćwiczebnym, Arha fajnie zachowywała rytm. Następnie wężyk, wolta i kręta serpentyna. Maks już ustawił drągi, więc najpierw najechałam na te proste. Klacz chętnie je pokonała, ale nieco rozdrażniała ją obecność Maksa. Zaczęłam się nieco z nią szarpać przy drągach po przekątnej. Próbowała mi wyrwać wodze, szarpała dość mocno łbem. Mimo wszystko jednak pokonałyśmy drągi, ale potem skierowałam ją na bok i kłusowałam chwilę anglezowanym. Chciałam żeby wróciła do rytmu i przestała się stawiać. Gdy wyrzuciła z siebie choć trochę nerwów, wróciłyśmy do ćwiczebnego i na drągi. Tym razem te po przekątnej nie stanowiły problemu, trochę zwalniała przy tych po kole. Musiałam cały czas ją popędzać, aby utrzymała tempo. Najechałam ponownie, tym razem Arha mniej więcej sama utrzymywała żwawy krok.
Gdy skończyłam z drągami postanowiłam zagalopować. Popędziłam Arhę, do galopu nie trzeba było jej specjalnie zachęcać. Wyrwała nieco zbyt szybko, więc musiałam ją troszeczkę przytrzymać. Galopowała także w niskim ustawieniu, ale zamiast się zaokrąglić usztywniła się. Pobawiłam się trochę wędzidłem i starałam się aby się skupiła. Arha miała poważne problemu z koncentracją, była taka już od źrebięcia, zawsze ciężko ją było zająć. W galopie zrobiłam z nią dużą woltę, Arha trochę rzucała łbem, ale po chwili wróciłyśmy do współpracy. Zmieniłam kierunek wykonując także lotną zmianę nogi i przejechałam w półsiadzie całą ujeżdżalnię. Potem duże koło w prawo, lotna i przy ogrodzeniu. Maks zabierał drągi także na razie odpuściłam sobie jeżdżenie na środku ujeżdżalni. Maksio strasznie się dzisiaj grzebał aż wyczuwałam jakąś kłótnię miedzy nim a Dejem. Nie pytałam jednak o nic, tylko zajęłam się koniem. Pozwoliłam klaczy jeszcze na kilka minut galopu. Wykręciłam woltę, lotna ze zmianą kierunku i znów cała ujeżdżalnia na przestrzał. Stwierdziłam że mała jest już dość dobrze rozgrzana, także usiadłam w siodle i zwolniłam ją do stępa. Pozwoliłam jej jeszcze na kilka minut na luźnej wodzy. Postępowałyśmy dookoła ujeżdżalni i zaczęłyśmy wreszcie pracę.

Zebrałam wodze, klacz była na kontakcie i uniesiona. Chciałam zacząć uczyć ją kontrgalopu, aby w końcu mogła pełnoprawnie startować w klasie P. Oczywiście na razie tylko zaczynamy. Na dobry początek chciałam przejechać krótki i łatwy program klasy L. Żeby zobaczyć z czym Arha ma ewentualnie problem. W tym celu przywołałam sobie Carrotę, która trzymając kartkę w ręku wyczytywała mi kolejne polecenia. Nie miałyśmy literek ale raczej pamiętałam ich układ na czworoboku. Wjechałam kłusem roboczym, przy X zatrzymanie i ukłon. Ruszyłam kłusem roboczym.
- Przy C w lewo – usłyszałam. Dojechałam do końca i skręciłam w lewo. Arha była nawet skupiona, ale wciąż była nieco usztywniona. To się od razu wyczuwa.
- W E koło w lewo. Średnicę mam tu 20metrów – wyczytała Carrota. Nakierowałam klacz lekko na koło. Arha żuła wędzidło, ładnie pozbierana szła dość efektywnie. Czasem trochę szarpała łbem co mnie trochę irytowało. Wciąż miała problemy z koncentracją, niestety.
- Między K i A galopem roboczym z lewej nogi – usłyszałam przy powrocie do E. Gdy byłam przy narożniku skręciłam popędzając klacz do galopu. Arha nieznacznie przyspieszyła, ucieszyło mnie to, ze nie wyrywa do przodu jak głupia.
- W A koło w lewo! – wykrzyczała Karota. W samą porę bo właśnie dojeżdżałam do A – 20 metrów – dodała. Znów nakierowałam małą na koło. Szła pewnie, mocno. Przytrzymałam ją trochę mocniej bo zaczynała szarpać.
- Pomiędzy B i M kłusem roboczym – wyczytała moja pomocniczka. Zwolniłam nieco krok Arhy aż w końcu wróciłyśmy do kłusa. Kara była już dużo bardziej skupiona, ładnie szła i była stosunkowo posłuszna.
- C, stęp pośredni – znowu zwolniłyśmy na co Arha odpowiedziała szarpnięciem łba. Pogłaskałam ją po szyi aby trochę uspokoić. To, ile miała w sobie energii było zadziwiające. Powinna być chociaż trochę opanowana. Carocia bardzo uważnie się nam przyglądała. No cóż, będzie kogo zapytać o zdanie.
- HXF stęp swobodny – Tu możemy mieć problem, miałam nadzieję że mi nie wyrwie. Poluźniłam nieznacznie wodze oczekując że klacz wydłuży wykrok. Powiedzmy że się udało, nie było źle, trochę miała problem z tempem.
- F stęp pośredni, A kłus roboczy – wyczytała, więc wróciłyśmy do „zwykłego” stępa. Po chwili stępa znowu wróciłyśmy do kłusa. Arha dużo chętniej kłusowała jak stępowała. Najchętniej to by galopowała.
- W E znowu 20 metrowe koło – powiedziała Karota opierając się o drzewo. Ja wykręciłam z karą duże koło. Oczekiwałam od niej skupienia, a jak na razie go nie uzyskałam. Przynajmniej tak strasznie się nie szarpała.
- Pomiędzy H i C masz galop roboczy, tym razem z prawej nogi – powiedziała trochę znudzona Carrot. Zagalopowałyśmy, na szczęście na dobrą nogę. Arha była cholernie uparta, chwilami miałam tego dość.
- No, już kończymy, w C masz koło w… prawo, 20 metrów. Potem pomiędzy B i F kłusem roboczym. Potem już tylko środkową i się kłaniasz – Marchewa nabrała entuzjazmu. Znów wykręciłyśmy koło, po powrocie przy B na kłus roboczy. Potem wyjechałam na środkową, zatrzymanie w X i ukłon. Przeszłam do kłusa i zaczęłam okrążać ujeżdżalnię.
- Jak to oceniasz z boku? – rzuciłam do Carroty.
- Strasznie się szarpiecie przy zwalnianiu. Ogólnie trochę wam brakuje żeby się „porozumiewać” w dresażu. Próbowałaś z nią PNH?
- Mhm. Jakoś nie była szczególnie zainteresowana – mruknęłam.
- No to ją zainteresuj. Musicie się porozumieć bo kiepsko was widzę w wyższych klasach. To jeszcze jako tako, ale mówię ci, strasznie się rwie i to widać.
- No ok. Coś wymyślę – powiedziałam i zaczęłam naukę kontrgalopu. Dzisiaj miałam zamiar zrealizować dwa pierwsze „punkty”. Dalej nie ma co próbować dopóki klacz nie załapie o co mi chodzi. Miałam nadzieję na efektywniejszą pracę, w końcu to będzie coś nowego. Rozluźniłam się i odchyliłam lekko do tyłu, żeby nie obciążać przednich nóg klaczy. Zaczęłam przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, galopując na lewą „dobrą” nogę. Minęłyśmy krótki róg na ścianie, więc delikatnie skierowałam klacz na łuk, który oddzielał ją od ściany. W takim ustawieniu zamierzałam przejechać jeszcze 3-4 kroki a potem skierować go z powrotem na ścieżkę ku kolejnemu rogowi. Kontrgalopem szłaby tylko przez krótką chwilę, ale zawsze. Jednak Arha usilnie zmieniała nogę, kompletnie nie godząc się na takie „coś”. Zrobiłam okrążenie galopem po czym powtórzyłam ćwiczenie. Udało nam się przejechać mniej-więcej połowę wyznaczonego na kontrgalop „obszaru”. Potem kara i tak zmieniła nogę. Jak się domyślałam, szło opornie. Założyłam jednak sobie, że przejedzie Kontrgalopem chociaż połowę krótkiej ściany, więc konsekwentnie powtarzałam ćwiczenie starając się wymusić na klaczy utrzymanie nogi. Klacz znalazła sobie jednak inne wyjście – po prostu zwalniała do kłusa. Była coraz bardziej sfrustrowana, gdyż to nie było bardzo wymagające ćwiczenie, a klacz i tak odmawiała wykonania go. Oglądająca nas Karota od dawna już miała zrezygnowaną minę. Raczej nie sądziła że coś z tego wyjdzie. Usilnie jednak powtarzałam ćwiczenie starając się utrzymywać tempo i nogę prowadzącą. Klacz jednak z równą upartością unikała wykonania ćwiczenia. Mimo wszystko jednak za każdym razem pokonywałyśmy Kontrgalopem nieznacznie większą odległość. Dziękowałam jednak Bogu, że kara się nie szarpie. W końcu za bodajże 8-10 razem udało nam się pokonać Kontrgalopem całą wyznaczoną odległość. Ucieszona sukcesem pozwoliłam klaczy chwilę pogalopować okrążając ujeżdżalnię.
- No w końcu! – zawołała Karota – Już myślałam że dasz sobie spokój.
- Nie od razu Kraków zbudowali, zobaczymy jak nam pójdzie dalej – odpowiedziałam. Powtórzyłam ćwiczenie aby sprawdzić, czy klacz w końcu wykonała ćwiczenie i zrozumiała o co chodzi, czy po prostu miałam fart. Klacz ponownie pokonała Kontrgalopem te kilka kroków. Teraz chciałam spróbować ćwiczenia trudniejszego – mianowicie kontrgalopu na całej krótkiej ścianie. Zaczęłam tak jak wcześniej, przejechałam całą przekątną ujeżdżalni nie zmieniając nogi od której klacz zaczęła. Kontynuowałam galop na krótkiej ścianie i po dojechaniu do rogu skierowałam się ponownie na przekątną. Ścinałam zakręty ułatwiając ćwiczenie. Jednak klacz przy kontrgalopie usztywniła się, a po chwili zaczęła krzyżować w galopie. Zmieniłam nogę poprzez lotną i galopując na „dobrą” nogę okrążyłam ujeżdżalnie. Następnie powtórzyłam ćwiczenie. Byłam zmuszona cały czas popędzać klacz, aby utrzymać galop, gdyż Arha usiłowała przejść do kłusa. Miała spory problem z tym ćwiczeniem. Nie spodziewałam się, że aż tak będzie unikać kontrgalopu. Powtórzyłam ćwiczenie jeszcze kilka razy. Ciągle usztywniała się, usiłowała zwolnić, albo krzyżowała. Za kolejnym razem udało nam się pokonać prawie ¾ odległości. Dałam klaczy spokój chwaląc ją za pokonanie prawie całej krótkiej ściany Kontrgalopem. Pozwoliłam jej pokłusować wokół ujeżdżalni.
- No ładnie ładnie – pochwaliła Karota – Coraz lepiej wam idzie, ale jeszcze sporo pracy przed wami. Dość opornie wam idzie.
- Ha, nie musisz mi tego mówić. Ale chociaż się stara.
- Ano stara się, stara. Jak będziecie znowu próbować to mnie zawołaj.
- Okej – uśmiechnęłam się. Po kłusie powtórzyłam jeszcze raz początkowe ćwiczenie, które Arha opanowała. Postanowiłam jeszcze raz powtórzyć ćwiczenie drugie, ale zakończyło się ono krzyżowaniem. Dałam jej już spokój, była cała spocona i na pewno zmęczona, byłyśmy już tutaj dłuższy czas.

Wróciłam do niskiego ustawienia rozkłusowując klacz. Co jakiś czas zmieniałam kierunek i wykonywałam duże koła. Arha wyciągała nogi rozluźniając mięśnie. Robiłam jak największe koła aby klacz się rozluźniła. Po kilku minutach przeszłam do kłusa na luźnej wodzy pozwalając klaczy wyciągnąć szyję i całkowicie rozciągając mięśnie. Potem postanowiłam pojechać z klaczą do lasu na rozstępowanie. Dreptanie w kółko po ujeżdżalni było… Nudne. W lesie jest chłodno, przyjemnie, czyste powietrze. Idealne miejsce na odpoczynek po treningu. Wyjechałam z ujeżdżalni i ruszyłam na ścieżkę do lasu. Stępowałyśmy powoli, klacz rozciągnęła się maksymalnie. Po takim treningu należało jej się. Co jakiś czas klacz odwracała głowę w stronę lasu, albo zatrzymywała się i drapała po nodze. Chciałam żeby trochę ochłonęła, bo była straszliwie spocona i na pewno nie mniej wymęczona. Nic nie odwalała tylko spokojnie stępowała. Przy „skrzyżowaniu” skręciłam w lewo, zamierzałam lasem okrążyć cały teren stajni i wyjechać w okolicach pastwisk. Arha grzecznie skręciła, nawet nie miała siły aby przyspieszyć. W kilka minut byłam już przy pastwiskach. Jechałam prosto aż minęłam halę, potem skręciłam przy karuzeli i zatrzymałam się przy basenie. Zsiadłam i zaprowadziłam klacz do stajni. Tam zdjęłam z niej siodło i przejechałam ręką po grzbiecie. Dalej była gorąca i mokra. Zdjęłam ogłowie i przejrzałam wargi, czy czasem nie ma otarć. Założyłam jej kantar i zostawiając sprzęt rozpieprzony przed biegalnią poszłam z nią na basen. Tam na pewno całkiem się rozluźni. Wzięłam skórzany uwiązik z łańcuszkiem i poszłam w kierunku budynku. Wprowadziłam klacz do wody powoli, a potem szłam obok basenu ciągnąc ją za sobą na uwiązie. Woda była coraz głębsza, aż w końcu klacz zaczęła płynąć. Powoli szłam obok, aż w końcu przepłynęła cały basen. Pomogłam jej wyjść, bałam się aby się nie pośliznęła. Ściągnęłam z niej wodę, a potem osuszyłam ręcznikiem. Poklepałam karą po szyi i wyprowadziłam z budynku. Było dzisiaj nawet ciepło. Po chwili namysłu skręciłam w stronę pastwisk. Wypuściłam klacz na to, gdzie była Zenyatta. Przy gniadej Arha szybciej się aklimatyzowała. Polubiły się. Dałam jej jeszcze połówkę jabłka i pogłaskałam po szyi, po czym odpięłam uwiąz, a klacz podeszła do Zenki. Popatrzyłam na nie chwilę po czym zamknęłam furtkę i poszłam do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Arha [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare