Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
25.01.12 - początki skoków

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Koń 1 / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Śro 14:44, 25 Sty 2012 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Leżałam sobie na łóżku jeszcze w miłym półśnie pod cieplutką kołderką poczułam czyjś dotyk na policzku. Gdy otworzyłam oczy zobaczyłam uśmiechniętego Roberta. Sama uśmiechnęłam się ciepło. Była to jedna z milszych pobudek jakie miewałam.
- Wstawaj śpiąca królewno - powiedział bawiąc się kosmykiem moich włosów.
- Za chwilę… - powiedziałam po czym wtuliłam się w niego mocno. W końcu jednak zwlokłam się z łóżka i poszłam do szafy po termoaktywkę, bieliznę, bluzę i bryczesy.
- Jakie plany na dziś? - zapytał chłopak również już na nogach.
- Myślałam o jakichś małych skokach dla Wiki, skakała już nieco w terenie ale parkurowi przeszkody również się jej przydadzą.
- Dobry pomysł. Pomogę ci z tym - wyszczerzył ząbki w uśmiechu.
- Cieszę się - zaśmiałam się lekko. W sumie dawno nie zajmowałam się skokami tak więc pomoc kogoś obeznanego w tym temacie była bardzo wskazana. Następnym celem po ubraniu się była kuchnia i śniadanie. Ja wciągnęłam jedynie płatki z mlekiem, Robert natomiast wciągnął chyba z osiem kanapek z serem i szynką i jakimiś warzywami. No i oczywiście kawa dla trenera, mnie dostała się tylko herbata, co prawda z miodem i cytryną ale i tak herbata. W końcu poszliśmy do stajni. Ja zabrałam się za szykowanie Wikuszczy a Robert poszedł na halę wyciągnąć drągi i ustawiać przeszkody. Wikunia skończyła już siano i zaglądała z zainteresowaniem na mnie gdy przynosiłam jej sprzęt pod boks. Wchodząc do boksu przywitałam się z kobyłką a ta przyjaźnie przytknęła mi chrapy do ramienia łasa pieszczot. Chwilę więc drapałam ją po szyi po czym wyprowadziłam ją na korytarz. Wi na szczęście była względnie czysta. Wyczesałam ją starannie i wyczyściłam kopyta. Najwięcej czasu zajęło mi wyciąganie śmietków z ogona. Założyłam jej ochraniacze i kaloszki na wszystkie cztery łapy, pomiziałam po grzywce i założyłam jej sidepulla, na grzbiecik gruby pad, podkładka z futrem i bezterlicówka skokowa z popręgiem skokowym. Co prawda nie miała podków ale na skokach w terenie dziewczyny powiedziały mi że mocno podwija nogi więc wolałam ją zabezpieczyć przed ewentualnym uderzeniem się. Na grzbiet zarzuciłam jej jeszcze derkę polarową. Sama wzięłam kas i palcat i poszłam z młodą na halę. Robert czekał już tam na mnie z ustawionymi stojakami. Układ był mniejwięcej taki:



Większość drągów leżała na razie obok stojaków. Trzy z nich ustawione były na kłus. Podciągnęłam młodej popręg i z pomocą Roberta wsiadłam na Wi. Złapałam strzemiona i dałam młodej lekki sygnał do stępa. Na początek na zupełnie rzuconej wodzy spacerowałyśmy pomiędzy stojakami. Wi trochę boczyła się przy czerwonych drągach. W końcu jednak przekonałam ją by podeszła do nich. Klaczka zapowietrzyła się nieco ale po chwili odpuściła i obwąchała drągi. Równie straszny okazał się szeroki odkos. Po kilku minutowej sesji odczulającej Wi w końcu przestała patrzeć na niego jak na oprawcę. Zdjęłam z niej w końcu derkę a Robert odwiesił ją na drzwiach hali.
- Skróciłbym ci strzemiona co najmniej o dwie dziurki - powiedział Robert po chwili
- Co? Ale tak mi dobrze jest
Chłopak zaśmiał się lekko
- Za długo się pingwiniłaś - powiedział rozbawiony i zabrał się za skracanie strzemion. Zmarszczyłam nos zniesmaczona
- No teraz to w ogóle wylecę z tego siodła
- Nie marudź, teraz przynajmniej wyglądasz jak skoczek a nie jak łamaga - Robert zaśmiał się lekko a ja pacnęłam go lekko palcatem po głowie. Ruszyłam stępem z Wi tym razem pracując z nią już nieco. Trochę gorzej było mi dawać jej sygnały łydkami ale musiałam się przyzwyczaić. Wika wkrótce wyciągnęła głowę w dół rozluźniając się. Czułam jak pracowała grzbietem i mocno wkraczała zadem pod kłodę. Pokręciłam z nią kilka wolt i na prośbę Roberta przejechałam przez drągi dwa razy z obu stron. Po tych ćwiczeniach chwila przerwy na rzuconej wodzy a później kłus. Najpierw dwa duże koła w kłusie na luźniejszej wodzy i przerwa. Robert pomógł mi dociągnąć popręg i mogłam zacząć pracę. Najpierw trochę wolt dla rozluźnienia. Gdy Wi szła z opuszczoną głową ale aktywnie nakierowałam ją na drągi. Wi jednak spięła się podnosząc głowę przez co puknęła kilka razy. Nie karciłam jej za to tylko najechałam jeszcze raz przed najazdem znów rozluźniając ją półparadkami. Drugi przejazd był nieco lepszy. Za trzecim razem młoda przeszła przez drągi równym tempem w rozluźnieniu. Pochwaliłam ją za to i dałam chwilę przerwy w nagrodę. Robert za ten czas dodał kolejnego drąga. Ćwiczyliśmy tak spokojnie pozwalając Wi na rozluźnienie się. Gdy bez problemu pokonywała pięć drągów wjechałam na ścianę i zagalopowanie. Młoda bardzo ładnie zareagowała na sygnał. Zwolniłam ją delikatnie do kłusa i znów zagalopowanie. Powtórzyłam ich po trzy na każdą stronę a później już normalne galopy po całym kole i kilka wolt w galopie. Wika prowadziła się bardzo dobrze, szybko reagując na sygnały. Praca od samych podstaw dawała efekty, klacz pracowała chętnie i w rozluźnieniu. W końcu przeszłam z małą do kłusa a po chwili do stępa. Drągi na kłus zostały ale za nimi pojawił się mały, 40centymetrowy krzyżak. Mniej więcej dwie fule dalej leżał drąg a trzy fule później kolejny.
- Po krzyżaku zagalopowanie i pamiętaj, równe i spokojne tempo - powiedział Robert. Przytaknęłam lekko i wjechałam kłusem na ścianę.
- Patrz na środek przeszkody! - zawołał Robi.
Patrzyłam więc na pierwszy drąg i starannie wyjechałam zakręt. Wika nieco się spięła ale przeszła ładnie drągi i przeskoczyła krzyżaka sadząc nad nim dość sporego susa. Musiałam ją po tym lekko przytrzymać by weszły nam dwie fule na następny drąg.
- nie przejmuj się, to młody koń, nauczy się jeszcze skakać ekonomicznie - powiedział chłopak - jeszcze raz tylko z drugiej strony.
Przytaknęłam więc i najechałam z drugiej. Wika już wcześnie zaczęła patrzeć na przeszkodę. Nie zmuszałam jej do opuszczenia głowy więc. Tym razem skok był lepszy choć po przeszkodzie spłynęła mi lekko w lewo. Na drugim drągu jednak znów byliśmy na środku. Gdy ja dawałam Wice przerwę Robert podniósł ostatniego drąga i zrobił tam 50centymetrową stacjonatkę. Dołożył tam jeszcze jednego drąga na dół i kolejnego jako wskazówkę. Najechałam więc na naszą kombinację z lewej strony. Drągi zaliczone na czysto tak jak i krzyżak. Przed stacjonatą czułam jednak że Wi zwątpiła więc mocniej przyłożyłam łydki i pacnęłam ją lekko palcatem w łopatkę. Młoda skoczyła stacjonatę choć strąciła drąga tyłami. Mimo to pochwaliłam ją, liczyło się to ze nie wyłamała.
- Tracisz tempo w dystansie, pilnuj tego - powiedział stanowczo Robert i kazał najechać ponownie. Druga próba wyszła o niebo lepiej. Robert ustawił nam więc kolejnego krzyżaka, 50cm, dwie fule za pierwszym. Miało to wymusić bardziej oszczędne skoki na Wi aby zmieścić się w dystansie. Stacjonata na końcu urosła do 60cm. Sama byłam nieco niepewna ale gdy się do tego przyznałam Robert nawarczał na mnie ze konia zepsuję. Tak więc z duszą na ramieniu najechałam na kombinację. Wi chyba czuła ze nie jestem pewna i nieco zbaczała mi z linii. Przytrzymałam ją jednak i młoda pokonała pierwszy krzyżak bez zarzutu. Do drugiego było nam trochę ciasno ale mała dała radę. Na stacjonatę znów nie była pewna ale mocniejsza łydka i byłyśmy obie po drugiej stronie. Najazd z drugiej strony i zrzutka na drugim krzyżaku znów z powodu małej ilości miejsca. Robert ustawił nam jeszcze dwie małe stacjonatki, po 40cm każda na bok od linii
- Przytrzymaj ją tam po tym pierwszym krzyżaku bardziej - polecił.
Najechałam więc z prawej na drągi. Wi skoczyła krzyżaka bardziej ekonomicznie i miałam więcej miejsca na lekkie przytrzymanie. Drugi krzyżak zaliczony na czysto. Mocniejsza łydka za nim i na stacjonatę. Wi skoczyła ją w dobrym stylu. Skierowałam ją w lewo na kolejną stacjonatę. Młoda skoczyła ją bez większego problemu. Chwilka przerwy i najazd z lewego zakrętu. Wi chyba zaczynała załapywać o co chodzi i zaczęła przejawiać nieco własnej inicjatywy sama skracając pomiędzy krzyżakami i dodając w dystansie pomiędzy krzyżakiem a stacjonatą. Najazd w prawo na stacjonatę i dobry, ładny skok. Poklepałam klacz puszczając jej wodze. Robert podał mi derkę
- Dobra robota. Będzie z niej wspaniały skoczek. - uśmiechnął się lekko
- Z takim trenerem to na pewno - zaśmiałam się. Zakryłam Zad Wiki derką i zsunęłam się z siodła. Zdjęłam je z klaczy i dałam chłopakowi a sama zapięłam szybko derkę na klaczy. Wi była dość mokra po tym treningu. Robert zabrał siodło do siodlarni a ja tym czasem przez pół godziny stępowałam z małą w ręku. Po tym zabrałam ją na chwilę na solarium i zrobiłam jej masaż. Byłam z niej naprawdę zadowolona.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sayuri dnia Śro 14:49, 25 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Koń 1 / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare