Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
16.02.2013 - Skoki P - parkur

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Koń 1 / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Sob 19:51, 16 Lut 2013 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Po powrocie od księgowej z kobyłkowymi fakturami poszłam się przebrać. Najmilszą rzeczą w świecie było przebranie eleganckich spodni na powyciągane bryczesy. Potuptałam zajrzeć na halę. Ta była na moje szczęście pusta. Nie lubiłam się tłuc z kimś po hali, zwłaszcza ze miałam zamiar trochę poskakać. Gdy zaczęłam wyciągać drągi przyszedł do mnie Robert.
- Co robisz? - zapytał z lekkim uśmiechem
- Myślę nad parkurem dla Wi - odparłam podając mu drąga. A co, jak przylazł to niech mi chociaż pomoże.
- Myślenie nad parkurami zostaw mi - powiedział ze śmiechem dając mi pstryczka w czoło
- Aua - mruknęłam cicho
- Idź przygotuj kobyłkę, ja tu cos ci poustawiam. - powiedział i zabrał się za noszenie drągów.
Umknęłam do stajni nim Robert zmieni zdanie. Przygotowałam sobie sprzęt pod boksem Wiki i poszłam po klacz na pastwisko. Gdy ją zawołałam kobyłka podniosła głowę a po chwili ruszyła do mnie stępem. Gdy podeszła pochwaliłam ją i dałam małą łapówkę. A co, od czasu do czasu może dostać coś z ręki. W stajni wyczyściłam Wikę starannie. Jej umaszczenie i tak sprawiało wrażenie że nadal byłą brudna ale cóż. Kochane ciapki. Założyłam klaczy ochraniacze z futerkiem na nogi a na grzbiet pad, podkładkę i bezterlicówkę. Na głowę tym razem hakamore z krótką czanką. Treningówka na zadek i idziemy na halę.
- Robert? Nie przegiąłeś? - zapytałam zaskoczona widząc ilość stojaków. Chłopak musiał wyciągnąć chyba wszystkie drągi z magazynku
- No co? Rozumiem treningi na pojedynczych przeszkodach ale przyda ci się też przejazd normalnego parkuru. Zwłaszcza ze widzę ze na zawodach zawsze pod koniec się dekoncentrujecie.
- No… dobra - powiedziałam cicho i oprowadziłam Wi pomiędzy przeszkodami. Naliczyłam w sumie 15 skoków. Parkur wyglądał mniejwiecej tak:

[link widoczny dla zalogowanych]

Wi szła żywo rozglądając się lekko zaciekawiona tym co się działo na hali i skąd tu nagle tyle kolorów. Zaprowadziłam ją również do naszego małego liverpoola. Wi niuchnęła go tylko dwa razy i więcej się nim nie przejęła. Po takim kilkunastominutowym rozstępowaniu w ręce Robert wrzucił mnie na siodło. Zebrałam wodze na kontakt (ale nadal na dłuższej wodzy) i dałam sygnał do żywego stępa. Wi ruszyła chętnie, wyciągnęła lekko szyję szukając kontaktu z moją ręką. Jako że kobyłka była wstępnie rozstępowana zaczęłam się z nią bawić w wygięcia. Kluczyłyśmy tak pomiędzy przeszkodami pilnując odpowiedniego tempa i miękkich przejść z lewego zgięcia na prawe i odwrotnie. Wi zawsze była nieco sztywniejsza na prawo więc pilnowałam zwłaszcza poprawności tego wygięcia. Wkrótce kobyłka była giętka jak sprężynka poddając się moim najdelikatniejszym sygnałom. Chwaliłam ją za to głosem cicho. Skróciłam nieco wodze by Wika mocniej podstawiła zad i bardziej skróciła ramy. Już w nieco wyższym ustawieniu poprosiłam ją o kłusa. Wika zakłusował aktywnie, w rozluźnieniu za co pochwaliłam ją lekkim pogładzeniem po szyi. Chwila kłusa po prostych gdzie na dłuższej wodzy pilnowałam po prostu tempa i tego by klacz nie wpadała mi na zakrętach. Kilka razy najechałam też z Wi na trzy drągi ułożone przez Roberta na kłus Wika ładnie podnosiła nóżki wic w ramach urozmaicenia Robert podniósł je lekko by wymusić mocniejsze podnoszenie nóg. Wika pracowała chętnie i czuć było że starała się wykonywać polecone jej zadania. Zawsze urzekało mnie to że była taka szczera w pracy. Łączyłam ćwiczenia wygięć z drągami co jakiś czas robiąc przerwy na wytchnienie dla Wi. Gdy w końcu zaczęłyśmy galopy. Najpierw krótkie zagalopowania a później zagalopowania po skoku przez krzyżaki. Z tak rozgrzaną Wiką zrobiłam okrążenie stępem w czasie gdy Robert usunął drągi i poustawiał przeszkody które musiał rozbroić na czas rozgrzewki. Przeszkody były poustawiane na razie na wysokości 100 - 110cm wysokości, trzy oksery miały 130cm szerokości czyli maksimum, trzy pozostałe miały po 100cm. Tripplebare miał 150cm szerokości. Trochę mnie te wielkości przerażały ale ufałam Robiemu. Ostatnie wskazówki i najazd z prawej nogi na okser (zaznaczony na pomarańczowo). Siedziałam w siodle do samego końca, dopiero na fule przed wyskokiem przeszłam do półsiadu. Wika wybiła się mocno. Wyciągnęłam ręce w przód by dać jej swobody w szyi. Patrzyłam już na następną przeszkodę która była po łuku w prawo. Wika wylądowała na dobrą nogę więc mogłam skupić się na odzyskaniu miękkiego kontaktu i dobrym dojeździe do przeszkody. Dwie fule przed stacjonatą docisnęłam mocniej łydki by Wi wyciągnęła krok bo wyszło nam trochę zbyt daleko. Wika ładnie zareagowała na impuls ale i tak musiała mocno poprawić zadem aby wyratować skok. Pochwaliłam ją za to choć przez to nieporozumienie wylądowałyśmy na złą nogę. Przełożyłam pomoce i lotna po czym szeroki najazd na linię okser -stacjonata. Okser był wielki bo miał maksymalne wymiary 130x100. Wika chyba poczuła moją niepewność bo zaczęła skracać i zbaczać nieco na lewo.
- Łyda i skacz! - krzyknął Robert co chyba trochę mnie otrzeźwiło.
Lekko pacnęłam Wikę batem w łopatkę i przyłożyłam mocniej łydki. Wybiliśmy się trochę za blisko co poskutkowało zrzutką przodami ale skok był w miarę poprawny. Nie miałam czasu na myślenie bo musiałam skrócić Wi na cztery fule to następnej stacjonaty. Ten skok był dobry technicznie. Lądowanie na dobrą nogę i długa jazda po łuku do tripplebare. Tym razem mimo mojego stresu pilnowałam Wiki i dojazdu do przeszkody. Dodałam nieco by wymierzyć dobrze odskok i wybicie. Wika poleciała ładnie, dobrze wyciągając się nad przeszkodą. Lądowanie i zaraz stacjonata co wymagało szybkiego skrócenia. Wi poskładała się na łuku i skoczyła stacjonatę poprawiając mocno zadem. Krótki i ostry nawrót w lewo co spotkało się z lekkim oporem Wi więc odpuściłam nieco i pozwoliłam Wice wziąć szerszy najazd. Ostatecznie parkur był dość trudny a ja nie chciałam zniechęcać Wiki szarpiąc się z nią na zakrętach. Szeroki najazd dał nam więcej czasu na przygotowanie się kolejnego wielkiego oksera. I znów gdyby nie to że Robert mnie zmotywował to pewnie bym się poddała. Wika skoczyła jednak przeszkodę na czysto choć bryknęła gdy zaczęłam ją przytrzymywać przed kolejną linią. Widząc że ciężko będzie skrócić, dałam mocniejszą łydkę Wi i urwałyśmy jedną fulę przed linią okser - stacjonata. Opłaciło się to choć Wika musiała mocno się wyciągnąć by nie zrzucić, a i tak puknęła w tylnego drąga. Wjazd w tą linię był jednak za szybki i do stacjonaty zrobiło się nam za mało miejsca. Moja wina że drągi spadły. Długa jazda po łuku w lewo i skrócenie w zakręcie aby Wi dała się podprowadzić do kolejnej linii stacjonata - okser z liverpoolem. Dobry skok na stacjonacie a później lekkie dodanie do oksera. Wika wyskoczyła dość wysoko ze względu na „wodę” pod przeszkodą ale byłam na to przygotowana. Gorzej że Wika chciała skoczyć stacjonatę pod włos. Na szczęście udało mi się wykręcić Wikę na lewo i zrobić dość ciasną woltę by skoczyć stacjonatę z odpowiedniej strony. Ustawienie przeszkód jednak znów wymagało pokierowania klaczą aby nie wpaść na oksera pod włos. Została nam ostatnia linia okser - stacjonata - stacjonata. Duży okser wymagał dodania a krótka odległość do stacjonaty maksymalnego skrócenia. Z tym drugim był większy problem i o mało nie zrobiło mi się za ciasno. Po skoku przez stacjonatę fula i ostatni skok. Niestety wyszło ciasno i zrzutka. Pokłusowałam chwilę z Wi na długiej wodzy a później stęp. Podczas stępa musiałam wysłuchać bury od Roberta za przeszkadzanie klaczy podczas pracy.
- Jak jesteś taki mądry to sam wsiądź - warknęłam zła.
- No to spadaj - powiedział chłopak.
Zeszłam z Wiki i oddałam mu wodze. Robert po poprawce strzemion wsiadł miękko na kobyłkę. Po chwili stępa i kłusa zagalopował. Obserwowałam z uwagą jak Robert miękko prowadzi Wikipedię do kolejnych przeszkód. Jego pewność siebie wspierała klacz i ta pewnie pokonywała przeszkody ani razu nawet nie myśląc o wyłamaniu. Żaden drąg nawet nie został puknięty. Gdy Robert podjechał do mnie szczerząc zęby w triumfalnym uśmiechu miałam ochotę zrobić mu krzywdę.
- Widzisz? Da się - powiedział
- Da się - mruknęłam zarzucając Wice derkę na grzbiet. - A ty śpisz dzisiaj na kanapie - warknęłam i wyprowadziłam kobyłkę z hali. Słyszałam tylko śmiech Robiego z hali. Pod stajnią zdjęłam z Wiki siodło i poszłam z nią na stępa na spacer. Byłam wściekła. Ale nie na konia a ni na Roberta. Po prostu musiałam więcej popracować nad sobą. Wika pieszczotliwie trąciła mnie chrapami w ramię. Odetchnęłam cicho i pogładziłam ją po głowie. Spacerowałyśmy długo a po powrocie do stajni zaprowadziłam Wi na solarkę a później do boksu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sayuri dnia Sob 19:51, 16 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> ARCHIWUM / Koń 1 / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare