Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hammy Pensjonariusz
|
Wysłany:
Pon 17:24, 25 Sty 2010 |
|
|
Dołączył: 03 Sty 2010
Posty: 46 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Dzień zapowiadał się... Tak samo jak wczoraj, jak przed wczoraj, jak przed przed wczoraj i tak by wymieniać w nieskończoność. Wstałam zwlekając sie z łóżka. Ciężko było, ale jednak sie udało. Pierwsze co zrobiłam gdy weszłam do stajni to popsikałam konie jakimś sprayem na owady. Te robale nie dają nam żyć, a w szczególności koniom. Wypuściłam chłopaków mojego życia na małe pastwisko bo na nim jest najwięcej cienia. Konie pasły sie co jakiś czas spoglądając w strone drogi prowadzącej do stajni. O, dzień jak co dzień. Potem jeden telefon i drugi. Ten coś chce, tamten nie może. Jakie to wszystko nudne...
Była chyba 09:00, trening Vipera chciałam zrobić gdzieś koło 19:30 na hali. Włączyłam w wieży jakąś piosenke, o ile sie nie myle to "Feelings" w wykonaniu Basic Elements. Nawet mi sie spodobała, jednak nie spowodowało to, że cholernie sie nudziłam. Wyjrzałam przez okno, sama nie wiem dlaczego. Konie stały patrząc bacznie na lasek. Nagle pobiegły na drugi koniec pastwiska. "Pewnie jakiś bażant jest w krzakach" - pomyślałam i usiadłam na kanapie. I pewnie dalej żyłabym w przekonaniu że to bażant gdyby nie dźwięk silnika który było słychać coraz bardziej.
-Znowu ktoś zabłądził. Jak zwykle... - Westchnęłam i zeszłam na dół, zanim otworzyłam drzwi ten 'ktoś' zapukał.
-Ide przecież! - Zdenerwowałam sie lekko, pewnie tą samotnością i nudą. Kompletna monotonia...
-Słu… Aaa! Boże! Ale się stęskniłam! – Przed moimi oczyma ukazał się Jezza, od razu rzuciłam mu się na szyję. Nie widziałam go przez tak długi czas.
-Co tam słychać? Opowiadaj mi! Raz! – Byłam jak nowonarodzona, od razu zachciało mi się znowu żyć. Nie widziałam moich najlepszych kolegów przez prawie rok... Calusieńki rok! Nie miał mnie to wkurzać, nie miałam z kim się śmiać. A tu nagle zjawia się taki Jeremy i uśmiech wraca na twarz.
-Jakoś leci pomijając to, że znowu chcieli nas zabić. – Jezza zaśmiał się i przyjrzał mi się dokładnie, a następnie zapytał. – Em… Masz jakieś nowe konie mechaniczne?
- Pewnie! Jeszcze mi nowego samochodu brakuje… Wystarczy mi mój stary nissan. – Wzruszyłam ramionami i spojrzałam się na Jezze który jak nigdy nad czymś myślał. Było to zjawisko tak niespotykane i dziwne, że nie mogłam się temu nadziwić.
-A co z Porschakiem? – Zapytał lekko drżącym głosem.
-Jezza, przecież sprzedałam je ponad 2 lata temu.
-Faktycznie! – Zdumienie z jego twarzy znikło jeszcze szybciej niż się pojawiło.
-No więc… A gdzie reszta? Zgubiłeś ich po drodze czy tylko ciebie nie zabili? – Uśmiechnęłam się lekko idąc razem z Jezzą w stronę altanki.
-Są zemną, a ich zwłoki leżą w bagażniku. – Jeremy powiedział to na tyle poważnie, że byłam gotowa mu uwierzyć.
Czas spędzony z nim minął mi tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy była 16:00. Groził mi, że jeszcze przyjedzie. No tak… Po jego odjeździe poszłam do stajni posprzątać. Zajęło mi to trochę czasu więc gdy skonczyłam dochodziła 19:00. Zabrałam więc Vipera z pastwiska i poszłam go przygotować na trening.
Evo stał spokojnie w miejscu kiedy ja biegałam naokoło niego jak jakiś dzieciak po sklepie z zabawkami. Nawet to, że przeszłam mu pod brzuchem nie zdziwiło go ani troche. Mój niewysiwiały arabek… Swoja drogą to zmienił się nie do poznania. A najlepsze jest to, że zapomniał wysywieć. Grzywe ma czarną, ogon czarno biały, całe chrapy i miejsca wokół oczu też czarne. A nogi ma takie dziwne, ran białe, a raz czarne. Ale świetnie tak wygląda. Przynajmniej mi się strasznie podoba. No tak… Po osiodłaniu wałaszyska poszłam z nim na hale gdzie zaczęłam rozgrzewke.
Kiedy już wyregulowałam strzemiona do odpowiedniej długości ruszyłam stępem. Gdy Viper szedł wzdłuż ściany ja nuciłam sobie melodię piosenki. Nie wiem co mnie tak wzieło z tą muzyką… Po dziesięciu minutach dałam mojemu niewysiwiałemu arabkowi sygnał do kłusa, ba... Jakby chciał ruszyć. Docisnęłam mocniej łydki i cmoknęłam. Pół przytomny przyśpieszył, ale tak leniwie jakby miał 45 lat. I kilka minut zeszło mi, żeby go trochę ożywić. Ale i tak mi się to nie udało. Dopiero, kiedy się spłoszył zaczął kłusować bardziej sprężyście. Był lekko spięty, poklepałam go więc po szyi. Kiedy Evo był już wyluzowany, przeszłam do galopu. Reakcja nie była może natychmiastowa, ale cieszyłam się, że wiedział o co mi chodzi. W czasie rozgrzewki zmieniałam kierunki, próbowałam też zrobić koło w galopie (zresztą w pozostałych chodach też). Szczerze? Szło mu całkiem przyzwoicie, ale nie powiem – starał się co mało kiedy się zdarza , a najważniejsze było to, że znów nabrał chęci do pracy. Po gruntownej rozgrzewce zaczęłam trening.
Na początku były to małe przeszkody. Viper przebiegał nad nimi. Chociaż raz się chyba zapomniał bo drąg stoczył się jak wielki kamulec z Mont Blanc. Po kilku minutach przeszkody robiły się coraz wyższe. Na początek takie nic. 50 cm.. Najlepsze było to, że koń który niecierpi skakać robił to z dużą przyjemnością i radością. Najeżdżał na przeszkody takim spokojnym galopem, a nie ze strachem w oczach jakby chciał powiedzieć „Boże, ja tego nie skocze!”. Nie zdziwiłam się tak od czasu,kiedy Jeremy zgodził się mi pomóc w treningu [przyzwyczajaniu] Cadiego do samochodów. Zawróciłam więc. Powiedziałam do niego: "A co ci się stało, że ci się tak skakać zachciało chłoptasiu? No…?". Złapałam mocniej wodze i docisnęłam do boków wałacha mocniej łydki. Odrazu zerwał się do galopu jak szalony. Skoczył przeszkodę a potem zaczął brykać. No skoro tak to może skoczymy coś większego? Poklepałam go i zwolniłam do kłusa, po chwili do stępa. Koleżanka podwyższyła przeszkodę. 65 cm? Jak mi będzie wyłamywał to... przyjdźcie na mój pogrzeb. Dałam dziadowi łydkę, najpierw wokół stacjonatki spokojnym kłusem i przejście do galopu. Dosyć płynne. Galopem wzdłuż długiej ściany i najazd na przeszkodę. Dosyć ładne wybicie, skok z lekkim zawahaniem, ale jednak. Poklepałam Vipera i jadąc dalej galopem znów najechałam na te samą przeszkodę, tym razem z drugiej strony. Teraz skok był pewniejszy. Po skoku zwolniłam, trochę odpoczęliśmy w stępie. Po kilku minutach znów przyśpieszyłam. Teraz stacjonata miała 75 cm, o ile się nie mylę. Galop i... Wyłamanie. Ale czy się zdziwiłam? Ani troche. No cóż, spróbujemy jeszcze raz... Najazd, wybił się za daleko, szczerze mówiąc to zdziwiłam się, że wyrobił, bo wybijając się strasznie wyszarpał mi wodze. Po skoku trochę pokłusowałam i znów stęp. Dałam Viperowi luźną wodzę, na dziś tyle treningu. Było całkiem fajnie. Zdziwił mnie, że tak chętnie skakał. A ja już przed treningiem obmyślałam plan awaryjny – czyli jakiś ujeżdżeni owy trening a tu taka niespodzianka. Po innych koniach bym się spodziewała, ale po nim? Nigdy.
Na koniec ściągnęłam wałachowi sprzęt i dałam mu marchewkę. Wypuściłam go na pastwisko, oczywiście pierwsze co zrobił to wytarzał się, a później pobiegł powkurzać Cadiego. Cały Evo… Wiecznie młody, szalony i kochany.
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|