Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Sprawozdanie z pracy powożeniowej (do próby dzielności)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Właściciel Stajni
PostWysłany: Pią 7:56, 29 Kwi 2011 Powrót do góry


Dołączył: 21 Gru 2009

Posty: 676
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Bardzo zależy mi na dobrym wyniku Sherlocka na próbie dzielności, postanowiliśmy się więc do niej należycie przygotować. Największym wyzwaniem okazała się dla nas próba powożeniowa, z którą ogier będzie miał do czynienia po raz pierwszy. Prace zaczęliśmy więc kilka miesięcy przed próbą, starając się oswoić z tą nietypową dyscypliną.

Dzień 1 Przyzwyczajanie do szorów

Przyszłam do stajni niepewnie, sama nie wiedząc czego się spodziewać. Miałam zamiar przyzwyczaić dzisiaj Sherlocka do szorów i przyodziać go w ten oto sprzęt, po czym trochę się przespacerować.
Na razie odpuściłam sobie ogłowie z klapkami, nie chciałam dostarczyć mu zbyt wielu bodźców na raz. Popracujemy nad tym później.
Weszłam do siodlarni i zabrałam ze sobą zwykłe ogłowie i szory. Wyniosłam wszystko przed stajnię i rozwiesiłam na koniowiązie, po czym poszłam po ogiera. Przywitałam się z nim jak zwykle z uśmiechem, po czym wyprowadziłam go na korytarz i rozpoczęłam czyszczenie. Kiedy był już zrelaksowany i kompletnie lśniący, podpięłam uwiąz do kantara i wyprowadziłam go na zewnątrz. Świeciło słońce i odbijało się od białej sierści ogiera, rażąc mnie po oczach. Było jednak ciepło i przyjemnie, idealna pogoda do pracy. Nic nam nie będzie przeszkadzało.
Podprowadziłam najpierw Sherlocka do koniowiązu i założyłam ogłowie, po czym zaczęliśmy chodzić w koło szorów, aby przyzwyczaić go do ich wyglądu. Potem zatrzymałam go, dałam obwąchać i dotknąć chrapami pasków po Czym wykorzystałam zdjęty wcześniej kantar i zarzuciłam mu go na szyję, przywiązując uwiązem do koniowiązu. Potem podniosłam szory i kilka razy nimi potrząsnęłam, sprawiając że wszystkie sprzączki zadzwoniły. Ogier postawił uszy zaciekawiony, nie wywarło to na nim jednak żadnego negatywnego wrażenia. Zadowolona podeszłam ze sprzętem do niego i zaczęłam przykładać do szyi, łopatek, słabizny, zadu.
Kiedy i to nie wywarło emocji innych niż zainteresowanie u Sherlocka, zaczęłam kłaść i zostawiać mu na dłuższy czas szory na różnych częściach grzbietu. Następnym krokiem było po prostu założenie ich.
Kiedy już uporałam się z wszelkimi sprzączkami i przyjrzałam swojemu dziełu, stwierdziłam że do ... pyska? mu w powożeniowym xd
Ogier pokręcił się trochę, rozszerzył chrapy zdziwiony uciskiem w nowych miejscach. Przemówiłam do niego, łagodnie gładząc po szyi, po czym odpięłam od koniowiązu i ruszyłam na mały spacer. Na początku zatrzymywał się co jakiś czas zdziwiony, unosząc łeb i kierując ucho w stronę grzbietu. Po chwili jednak dawał się przekonać do kontynuacji ruchu. Kiedy zrobiliśmy spokojne kółko w koło Dean, zadowolona pochwaliłam go i rozebrałam, po czym odstawiłam do boksu.

Dzień 2 Lonża w szorach
Dzisiejszego dnia miałam zamiar sprawdzić, jak Sher będzie się zachowywał w szorach podczas kłusu i galopu. Zabrałam więc ogiera z padoku, wyczyściłam i zaprowadziłam na lonżownik. Tam najpierw wymęczyłam go trochę bez sprzętu, bo wiedziałam, że lubi sobie pobrykać a wolałam uniknąć zaplątania i ogólnego spłocha na początku.
Kiedy więc już przegoniłam go dobre 15 minut w obie strony, przyszła pora na ubranie. Dałam ogierowi ponownie obejrzeć cały sprzęt, po czym spokojnie i bez pośpiechu ubrałam go w szory. Potem w ręku przeprowadziłam go dookoła stępem, a następnie ruszyliśmy kłusem. Kierował co jakiś czas ucho do tyłu, jednak był spokojny. Pochwaliłam go więc, zatrzymałam i podpięłam lonżę. Udało się nam przegonić w dwie strony kłusem i galopem bez większych buntów i protestów. Ba, wyglądał nawet na zrelaksowanego i ignorował te wszystkie paski na sobie. Po 10 minutach zakończyłam pracę, pochwaliłam go, rozebrałam i odstawiłam na stępa na karuzelę, sama odnosząc w tym czasie sprzęt.

Dzień 3 Przyzwyczajanie do ogłowia
Dzisiaj miałam mniej czasu, tak więc zajęliśmy się przyzwyczajaniem do ogłowia. Udaliśmy się w tym celu na lonżownik, gdzie najpierw pokazałam ogierowi ogłowie, a następnie przystąpiłam do zakładania. Od kilku tygodni wstecz przyzwyczajałam Shera w boksie do zasłaniania oczu. Na początku mocno się buntował, w końcu jednak przyzwyczaił się i ze spokojem przyjmował cały rytuał. Miałam nadzieję, że przy prawdziwych klapkach w ogłowiu nie będzie mu to robiło różnicy.
Okiełznałam więc ogiera, pomagając sobie smakołykiem na początku, po czym zapięłam paski i wyregulowałam nieco. Ogier memłał wędzidło, otwierając pysk co jakiś czas i starając przyzwyczaić do innego rodzaju żelastwa w pysku. Machnął kilka razy łbem w reakcji na klapki. Uspokoiłam go głosem, po czym przespacerowaliśmy się i wróciliśmy do stajni.

Dzień 4 Przyzwyczajanie do pracy na długich wodzach
Dzisiaj przyszła pora na rozpoczęcie pracy na długich wodzach. Przyszłam do białego, przywitałam się, wyczyściłam. Potem zabrałam z siodlarni pas do lonżowania, czaprak, oraz długie wodze, ubrałam ogiera i zaprowadziłam na halę. Na miejscu odczuliłam go na dotyk wodzy na grzbiecie, zadzie, nogach. Kiedy już ze spokojem przyjmował wszelkie muśnięcia na całym ciele, przystąpiliśmy do pracy. Na początku wszystko wyglądało jak przy normalnym lonżowaniu, tyle że na podwójnej lonży. Ogier chętnie reagował, popracowaliśmy też trochę w kłusie, po czym z powrotem do stępa. Stopniowo zaczęłam przesuwać się bardziej w stronę zadu, aż w końcu wszystkie polecenia były wydawane zza konia. Sher trochę zdezorientował się tym stanem rzeczy, jednak szybko przyzwyczaił się do nowej sytuacji. Teraz, wykonując podobne sygnały jak w pracy w siodle, poprosiłam go o skręt, uprzedzając wcześniej półparadą. Udało nam się ładnie zakręcić w prawo. Pochwaliłam go głosem i tym razem zakręt w lewo. Znowu go pochwaliłam i spróbowałam zatrzymać. Chwilę nieporozumienia, w końcu ogier stanął. Pochwaliłam go głosem i dałam chwilę odpocząć. Potem trochę się nagimnastykowaliśmy, starałam się wyegzekwować wolty i nieco jeszcze koślawe serpentyny. Dla mnie samej był to nowy rodzaj pracy, tak więc uczyliśmy się razem.
Dzisiaj wolałam nie próbować kłusa, to było dość bodźców na dzień dzisiejszy. Pochwaliłam Sherlocka, zaprowadziłam do stajni i rozebrałam, po czym wypuściłam ogierka na padok.

Dzień 5-6 Ciąg dalszy pracy na długich wodzach - kłus
Przez dwa kolejne dni kontynuowaliśmy pracę na długich wodzach. Pobawiłam się trochę w kłusowanie, szło nam całkiem nieźle. Doskonaliliśmy głównie komendy głosowe i reakcję na pomoce. Całość mogę ocenić na 4+.

Dzień 7 Długie wodze w sprzęcie powożeniowym
Dzisiaj pobawiliśmy się w pracę na długich w sprzęcie powożeniowym. Ogier nauczył się reagować na pomoce i poruszać w ogłowiu z klapkami.

Dzień 8-14 Kontynuacja pracy na długich wodzach
Przez kolejne 6 dni maglowaliśmy pracę na długich, głównie uczyłam go poleceń głosowych. Czujemy się coraz pewniej w tej formie treningu. Wprowadziłam też bat ujeżdżeniowy i sygnały nim wysyłane.

Dzień 15 Zaprzęgamy się do opony
Dzisiaj tak nietypowo - chciałam przyzwyczaić ogiera do faktu, że musi coś "ciągnąć". Na maratonówkę jeszcze przyjdzie czas, na razie trochę się obawiałam jego reakcji i mniej kolizyjną opcją będzie zapewne pociągnięcie wielkiej opony. Maks wytrzasnął mi skądś taką od swojego znajomego, tak więc wspólnymi siłami byliśmy w stanie zaprząc ją do Sherlocka. Ubrałam ogiera pospiesznie, wyprowadziłam przed stajnię i dałam obejrzeć wielkie, czarne, okrągłe coś. Miał to potem za sobą ciągnąć, tak więc chciałam go upewnić że na pewno toto go nie zje. Obeszliśmy więc ją dookoła, obwąchaliśmy, podotykaliśmy chrapami, w pewnym momencie zdzielił ją nawet przednim kopytem xd Kiedy już całkiem stracił zainteresowanie, Maks pomógł mi zaprząc oponę. Na początku złapałam wodze w łapę i starałam się przeprowadzić go kilka kroków do przodu. Najpierw czując opór nie bardzo wiedział o co chodzi, ciągle jednak starałam się wyegzekwować u niego ruch, więc przeszedł kilka kroków. Na początku dźwięk ciągniętej opony nieco go spłoszył, weszliśmy jednak na trawę która stłumiła nieco szuranie i pozwoliła mu się odprężyć. Pochwaliłam go za grzeczne zachowanie i postanowiłam przejść do długich wodzy. Zrobiliśmy wielkie koło po placu. Kiedy już się przyzwyczaił do obecnego stanu rzeczy, zatrzymałam go i spróbowałam pokierować, siedząc na oponie. Ogiera nieco zdezorientował większy cieżar, jednak zachęciłam go głosem i lekko bacikiem, skłaniając do ruchu. Udało nam się zrobić kółko stępem bez większych problemów!
Byłam bardzo zadowolona i postanowiłam dać spokój na dzisiaj. Rozebrałam ogiera, pochwaliłam i wypuściłam na padok.

Dzień 16 Kłusowanie z oponą
Dzisiaj powtórzyliśmy wczorajszy manewr, dodając do niego zakłusowanie. Pomijając dwa spłochy, szło nam bardzo fajnie. Ogier fajnie reagował na polecenia.

Dzień 17 Oprzęganie do bryczki
Stwierdziłam, że łatwiej będzie ogierowi ciągnąć mój ciężar na bryczce, która ma koła, niźli na oponie. Postanowiłam, że dzisiaj będzie ten dzień.
Przyprowadziłam białego już oporządzonego na plac, na którym czekała maratonówka. Ogier był zaciekawiony, ale nie przestraszony. Z ostrożnością podszedł do wózka i obejrzał go, obwąchując wszelkie świecące i dziwne elementy. Przy pomocy Maksa zaprezentowaliśmy mu również, jak ten oto powóz jeździ. Kiedy już się do niego przekonał, przystąpiłam do oprzęgania. Skończywszy, z fascynacją przyjrzałam się całokształtowi. Sherlock super wyglądał, pasował do tej roli. Następnie przeprowadziłam go w ręce po placu. Przyjął ze spokojem ten spacer, odprężony stawiając uszy. Podobał mu się fakt, że bryczka tak łatwo daje się ciągnąć - w końcu ma koła, ach ten postęp. Poklepałam ogiera i stwierdziłam, że zaryzykuję. Ufałam mu mimo wszystko, więc przy pomocy Maksa który na wszelki wypadek przytrzymał ogiera, wdrapałam się na siedzisko. Rozsiadłam się jak należy, chwyciłam lejce i delikatnie puknęłam bacikiem w zad białego. Ruszył z pewną dozą nieśmiałości, z każdym krokiem jednak coraz bardziej nabierał pewności siebie. Pochwaliłam go, szczerząc się jak głupia. Byłam mega zadowolona - w mniej niż 20 dni udało mi się zaprząc Sherlocka!
Pomęczyłam go trochę skrętami, za każdym razem zacieszając jak nienormalna, po czym zakończyliśmy pracę na dzisiaj. Uwolniłam go od bryczki, zdjęłam sprzęt i odstawiłam gdzie jego miejsce, częstując smaczkiem w nagrodę.

Dzień 18 Pierwszy lekki trening
No i przyszedł czas na pierwszy powożeniowy trening. Przygotowanego Sherlocka przyprowadziłam na maneż, przypięłam do bryczki i zasiadłam na swoim miejscu. Najpierw rozgrzaliśmy się w stępie, pokręciliśmy serpentyny, wolty i wężyki. Nie były może jeszcze idealne, aczkolwiek starałam się wyegzekwować od niego zaangażowanie i ładne wygięcie. No zakłusowanie. Po krótkim oswajaniu z sytuacją Udało nam się zrobić dwa kółka równym kłusem i nieco koślawą ósemkę. Następnie z ciekawości zagalopowałam. Musiałam trochę ogarnąć jego entuzjazm, bo byśmy się pozabijali. Ogólnie jednak udało nam się przejechać dwa spokojne kółeczka. Zadowolona wróciłam do pracy w kłusie, w którym maglowaliśmy wygięcia i wolty. Po udanym pierwszym treningu dałam spokój ogierowi, rozebrałam i odstawiłam do stajni.

Dzień 19-25 Treningów cd
Przez resztę dni maglowaliśmy ujeżdżenie na placu, przyzwyczajałam też Sherlocka do innego rodzaju bryczek. Coraz łatwiej nam się współpracuje, ogier lepiej reaguje na sygnały.

Dzień 26-30 Trenujemy do maratonu
Kolejne kilka dni poświęciłam treningowi do maratonu. Były to głównie treningi kondycyjne, na pagórkowatym terenie. Wyjechaliśmy poza tereny Dean.

Dzień 31-36 Trening do konkursu zręczności
Do treningu zręczności również trenowaliśmy parę dni. W tym celu odwiedziliśmy Star Horses i ich plac powożeniowy. Najpierw przyzwyczajaliśmy się do przeszkód, potem staraliśmy przejechać plac w stępie, kłusie, i finalnie w galopie. Mamy jeszcze problem z ostrymi zakrętami, ale pracujemy nad tym. Ogier jest niezwykle dokładny.

PODSUMOWANIE - Sherlock przez ten długi miesiąc został przyzwyczajony do ogłowia, szorów, bryczki oraz został oprzęgnięty. Nauczył się pracy na długich wodzach, reakcji na sygnały i pomoce powożeniowe. Zaczęliśmy pracę ujeżdżeniową, następnie trenowaliśmy do maratonu oraz konkursu zręczności. Współpraca szła świetnie i była oparta na zaufaniu oraz wspomożona doświadczeniami i radami innych rysualek, za co bardzo im dziękuję <3
Myślę, że zwiększyło to nasze szanse na dobry wynik w Próbie Dzielności Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Sob 12:18, 30 Kwi 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare