Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
30.09.11r. - Skoki P-1 parkur

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Właściciel Stajni
PostWysłany: Pią 10:20, 30 Wrz 2011 Powrót do góry


Dołączył: 21 Gru 2009

Posty: 676
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Dwa miesiące roboty wyścigowej zmusiło mnie do oddania białego w łapki Maksa, przez co strasznie ubolewałam. Nie dlatego, że to on się nim zajmował xp tylko temu, iż sama nie mogłam pracować z moim kochanym wielkopolakiem. Dzisiejszego dnia postanowiłam wreszcie zaciągnąć swoje cztery litery i sprawdzić, cóż tam chłopaki zdziałały przez ten kawał czasu.
Kiedy zeszłam do stajni, zastałam Maksa w boksie Sherlocka, szorującego lśniący bok ogiera z zaciekłością. Ogier z kolei ze stoickim spokojem przeżuwał siano, nie zwracając uwagi na wysiłki chłopaka. Dostrzegłszy mnie, postawił uszy na sztorc i zarżał gardłowo, spinając mięśnie. Weszłam do boksu z uśmiechem i przywitałam się z białym, miziając jego przytulający się łeb.
-No hej hej przystojniaku -zaśmiałam się, całując go w bok pyska i gładząc rozbiegane chrapy. Poklepałam go po umięśnionej łopatce, przenosząc wzrok na Maksa. Chłopak spojrzał na mnie naburmuszony.
-No tak no, ja tu tylko sprzątam - prychnął, odrzucając grzywę z oczu i zrobił fochniętą mordkę nr. 4.
-Oh jezuuś noo -westchnełam i chwyciłam w dłonie jego twarz delikatnie, całując w usta długo. - Satisfied?
-Uhum -zamruczał i uśmiechnął się do mnie, po chwili kontynuując czyszczenie Sherlocka. - Cóż to za święto że nas odwiedziłaś, kotek?
-Wyobraź sobie, że wsiadam dzisiaj -powiedziałam zadowolona i odtrąciłam łeb Shera, który zaczynał dobierać mi się do dekoltu. Zmierzyłam tylko wymownym wzrokiem Maksa, który nauczył tego ogiera, ale milczałam.
-Co to za okazja? xD Albo dobra, nie pytam, tylko Ci sprzęt przytacham żebyś się przypadkiem nie nadwyrężyła, rozmyśliła, zmęczyła czy cuś w ten deseń ^^' Czysty już jest -Maks wyszedł z boksu, po drodze łapiąc mnie za tyłek x.x Syknęłam tylko w odpowiedzi, tłumiąc uśmiech po czym przeniosłam wzrok na ogiera. Wielkopolak był w formie, wszędzie kupa mięśni, zero tłuszczyku, ożywiony, lśniący, zwarty i gotowy xD
-Chodź, master - wyprowadziłam go na korytarz i ziewnęłam szeroko, czekając na rzeczony sprzęt. Po chwili dotarł do mnie na Maksiowych nogach, i mogliśmy wspólnie osiodłać ogiera.
-Pffh czekaj moment -zatrzymałam chłopaka zanim wyprowadził białego na zewnątrz i skróciłam sobie strzemiona o jakieś 5 dziurek. No, teraz git. ^^'
Wyszliśmy na zewnątrz, tam Lock wpatrzył się zainteresowany w stronę padoków, nie zwracając na mnie uwagi. Chłopak przytrzymał mi go niedbale za jedną wodzę. Wskoczyłam sprawnie na grzbiet i aż się uśmiechnęłam, czując tego kochańca pod sobą. Nabrałam wodze, usiadłam porządniej i półparadą sprowadziłam ogiera na ziemię. Ocknął się z zapatrzenia i na mój sygnał ruszył żwawym stępem przed siebie.
-Hala, maneż? -spytał blondyn, dotrzymując nam kroku.
-Sama nie wiem. Może hala? chcę go skupić na robocie - pogładziłam łopatkę ogiera i odgarnęłam włosy z twarzy. Sherlock szedł ochoczo, bujając głową rytmicznie.
-Wedle życzenia : D - chłopak pobiegł przodem i wszedł na halę, nie zamykając drzwi za sobą. Kiedy my się w końcu dotelepaliśmy, część stojaków już stała na właściwym miejscu. Moje silne chłopie targało drągi na swoje docelowe miejsca, stając co i raz, by rozplanować dokładniej parkur, czy też wymierzając odległości między domniemanymi przeszkodami. Wjechaliśmy na ścieżkę, dałam na razie ogierowi luz w pysku, skierowałam energię do dołu żeby rozciągnął nieco grzbiet.
Maks zamknął za nami drzwi i pogwizdując dalej kontynuował ustawianie, zerkając na mnie co i raz i wymieniając te przyprawiające o dreszczyk uśmieszki ^^'
Nie będąc banalnym, skierowałam Sherlocka ze ścieżki na duże koła. Szedł aktywnym stępem, nie wyrywał do wyższych chodów więc jechaliśmy na rzuconej wodzy, rozluźnieeniee rozruszaanie o taak. Fajnie mi się siedziało na koniu, który nie leciał do przodu jak pojebany i zważał na moje zdanie. Pobudziłam go nieco przy kolejnym kole, bo mu się przysnęło. Jedna aktywizacja łydkami i już ładnie pracujemy. Zmieniliśmy kierunek po przekątnej, potem wolty od łydek. Sherlock parsknął przeciągle, po czym ziewnął krótko i przeżuwając wędzidło zerkał zainteresowany na wszystkie mijane przez nas stojaki i drągi. Ogólnie, ten nasz rozgrzewkowy stęp to był niezły slalom xp W końcu, po około 10 minutach nabrałam wodze na lekki kontakt, z satysfakcją czując ładne oparcie na wędzidle. Półparada i zaczynamy kłus w niskim ustawieniu, pierwsze kilka kółek tak na wybieganie, zrzucenie nadmiaru energii i zapału. Sheru potknął się raz, szybko jednak odzyskał równowagę. Pobudziłam go nieco łydką, wzmagając podstawienie zadu. Anglezowałam leciutko, rękę trzymając w jednym miejscu i utrzymując jednostajny kontakt z pyskiem konia. Kiedy poczułam, że Sher spuścił nieco z pary i nabrał wstępnego "rytmu" wykręciłam z nim sporą woltę. Następnie półwolta, wolta na drugą stronę i zmiana kierunku po przekątnej. Na długiej ścianie wykręciliśmy wężyk, spychałam nieco łopatkę ogiera do wewnątrz bo miał skłonność do wypadania. Następnie ósemka, parę zacieśniających się wolt na obie strony. W międzyczasie dodałam też ścinanie i wyjeżdżanie narożników, żeby wyczulić go na spontaniczne zmiany.
Cały czas pracując w niskim ustawieniu zabrałam się za ustępowania od łydki. W kłusie ogier trochę się gorączkował więc przeszliśmy do stępa i najpierw w tym chodzie sprawdziliśmy, czy pamiętamy o co chodzi. Kiedy wszystko sprawnie nam się udało, ruszyliśmy ponownie kłusem i na ścianach zaczęliśmy ustępowania. Najpierw na jedną, potem na drugą stronę ..
Następnie wolta, i łopatka do wewnątrz do połowy hali, potem zmiana na łopatkę do zewnątrz, półwolta i na drugą stronę. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc skupione podkulone ucho ogiera. Pokłusowałam kilka luźnych kółek, żeby się odprężył. Praca dresażowa czasem go drażniła, zwłaszcza kiedy był pełen energii a ktoś kazał mu się rozdrabniać.
Kiedy ogier odpuścił w grzbiecie, pochwaliłam go i powoli dałam sygnały do zadu na zewnątrz i do wewnątrz. Następnie parę kroków trawersu i do stępa. Pochwaliłam ogiera za wstępną pracę i poprosiłam Maksa żeby w wolnych przestrzeniach hali rzucił mi parę drągów. Następnie rozpoczęliśmy bardziej lubianą część rozgrzewki, przypominającą już trochę skoki. Półparada, zakłusowanie i ruszamy żwawym, równym tempem.
Płaskie drągi, jedno puknięcie. Z drugiej strony poszło lepiej, pilnowałam go i dodawałam łydki przy każdym kroku nad drągiem, co dało fajny, sprężysty i rytmiczny przejazd. Potem najechaliśmy na drągi po kole, tutaj trzeba było dużo skupienia i precyzji, żeby zmieścić się w równo porozkładane segmenty. Kiedy w końcu udało nam się zrobić ładne koło na jedną stronę, pochwaliłam ogiera i ruszyliśmy na drugą. W czasie przejeżdżania, Maks podwyższył nam płaskie drągi na naprzemienne. Po skończonym ćwiczeniu ruszyliśmy więc w ich stronę. Najazd prosty, skupiłam nieco uwagę ogiera, pobudziłam łydką i wyszło przyzwoicie. Kilka razy na jedną, potem na drugą stronę. W końcu uznałam że jesteśmy już dość rozgrzani, naprowadziłam go na ścianę i dodałam łydki do zagalopowania. Zaskoczył na złą nogę i zirytował się, kiedy go przytrzymałam, żeby ją zmienić, ale potem z większym entuzjazmem ruszył z dobrego kopyta i radośnie podbrykując co i raz dawał upust entuzjazmowi. Po kółku ustabilizował się, wyciągając głowę ku dołowi i zaokrąglił grzbiet, wkraczając pod kłodę głębiej. Pochwaliłam go, po trzecim kółku naprowadzając na koło, następnie robiąc wolty. Potem zmieniliśmy kierunek, nogę, i rozgrzaliśmy drugą stronę. Trochę był usztywniony na lewo, spędziliśmy więc więcej czasu na ruchu w tą stronę i po ścieżce, i na figurach. Skoczyliśmy jeszcze ze dwie koperty i niższe stacjonatki, żeby rozruszać kości. W końcu usiadłam w siodło i paradą zwolniłam go do stępa, oddając wodze i dając odsapnąć po rozgrzewce.
-No, Honey, masz swoje parkuro - oznajmił zadowolony Maks, siadając na równym stosie wolnych drągów na środku hali i rozejrzał się z satysfakcją.

-Hmmm, ładniutko. ^^ dziękuję <3 -mruknęłam, jeżdżąc stępem wśród przeszkód i starając zapamiętać kolejność.
-No, dzisiaj lecimy w wysokość, może w końcu dobrniemy do tej Nki -Maks założył ręce i wyprostowany wodził wzrokiem po naszej parze.
-Ile? -spytałam, ogarniając drągi wzrokiem.
-Średnio 115, ze dwie 120 są i jakieś 110 też się machnęło -wyrecytował wyluzowany i zgarnął jakiś bat do lonżowania z ziemi. Świsnął nim niedbale z diabelskim wyszczerzem, patrząc jak Sher skulił uszy i przyśpieszył tempo kroku.
-No, staraj się kolego bo ja tu mam wyszukane środki perswazji - zatoczył kółeczko na piasku końcówką bata i spojrzał mi w oczy. -No to co, zaczynacie?
-Ayay, kapitanie -zasalutowałam z uśmiechem. Zebrałam porządnie wodze, dając jednocześnie pomoce do zagalopowania. Sher wiedział już o co kaman, skupiony ładnie zaskoczył i równym tempem dawał się poprowadzić w stronę pierwszej przeszkody. Okser 115 na początek, ładnie. Ogier zbystrzył się, patrząc wyzywająco w stronę przeszkody, zadzierając szyję tym bardziej, im bliżej niej się znalazł. Kroki stały się sprężyste, pilnowałam go w łydkach i pchałam mocno dosiadem. Do samego końca doprowadziłam go do przeszkody, w końcu oddając wodze w momencie odskoku i przechodząc płynnie do półsiadu. Ładny, okrągły skok zakończyliśmy miękkim lądowaniem i powrotem głowy do dawnej, zganaszowanej postawy. Zmieniliśmy lotnie nogę, po czym najazd na stacjonatę. Znów uważnie przyglądał się przeszkodzie, jadąc odważnymi, okrągłymi, kryjącymi fulami w jej stronę. Skupiona starałam się wyczuć czy niczego nie kombinuje. Dodałam mu łydki przed odskokiem i poczułam, jak lekko musnął przodami górny drąg. Mimo to całkiem dobrze zabaskilował i krótki lot obył się bez zrzutki.
Usiadłam mocniej w siodło bo ogier podekscytował się mocno skokami i przestawał panować nad tempem. Opanowałam go i spokojnie podprowadziłam do odskoku. Stacjonatka ta była nieco wyższa, miała 120 cm. Ogier lekko zawiesił się przed wybiciem, skok był mocno pionowy i z zapasem. Kiedy leciał dałam mu wodzą sygnał do zmiany nogi, i galopujemy w stronę dubelka. Na prostej Sher się rozkojarzył, podrzucał trochę zadem. Przeszłam w półsiad i półparadą sprowadziłam go nieco na ziemię. Z ciasnego zakrętu wyprowadziłam energiczny najazd na doublebarre. Skok oddany czyściutko, okrągły.
-Ty za stary wyjadacz już jesteś, co to dla Ciebie za wyzwanie-mruknęłam pod nosem, skracając wodze żeby mieć więcej kontroli i w miarę równym tempem doprowadziłam wielkopolaka do kolejnej stacjonaty. Zebraliśmy galop, podstawiając mocniej zad. Główka ładnie, nisko, grzbiet elastyczny, zady wkraczają głęboko pod kłodę. Starałam się utrzymać taki stan między przeszkodami bo kiedy dostawał więcej luzu potrafił zbytnio napalić się na przeszkodę i różnie bywało.
Spokojnym, acz energicznym tempem dojechałam go do stacjonaty 115. Odpalił trochę wcześniej, niż kazała mu to moja łydka, odskok przedwczesny i w rezultacie płasko, coby się wyratować. Nabrałam go pewniej na siebie przed kolejnym, nieco wyższym doublebarrem. Odpuściłam mu dopiero jakieś 2-3 fule przed przeszkodą, kiedy energia szła ładnie z zadu a przód był leciutki. Kiedy dałam łydkę przy odskoku, ogier wystrzelił w górę z taką siłą, że aż mnie rzuciło w siodle x.x Przy lądowaniu musiałam się podeprzeć o szyję, żeby nie wylecieć. Dużo nie miałam na zbieranie, bo już w zastraszającym tempie zbliżała się kolejna stacjonata. Ledwo pozbierałam wodze, a tu już znowu skaczemy. To był skok całkiem oddany przez ogiera, bez moich wskazówek bo nie zdążyłam ogarnąć umysłem ocb. Gdyby był młodszy i mniej doświadczony, prawdopodobnie skosilibyśmy drąga, ale Sherlock przyzwoicie dał sobie radę. Usiadłam już pewnie w siodło, biorąc ogiera na siebie i szybkim, potężnym galopem dojechaliśmy do oksera 115. Zadarł głowę, następnie wybijając mocno w górę i leciutko poszybował nad członami przeszkody.
Pochwaliłam go głosem i nie dałam rozproszyć tej dobrej passy, naprowadzając go na szereg stacjonata-okser. Pierwsza przeszkoda była niższa, 110 cm. Najeżdżając, wzięłam pod uwagę fakt że dalej jest ciasno i starałam się utrzymać ogiera w krótkiej ramie. Po ekonomicznym skoku przez stacjonatę mieliśmy niecałą fulę galopu i odskok na okser. Ogier lekko sapnął przy odskoku, ale wybił się potężnie. Mimo to musnęliśmy drugi człon. Łagodny łuk do bandy, ze zmianą nogi po drodze, po czym dość ostre odbicie ze ścieżki i ostatni skok przez stacjonatę 115. Potężnie wysadził, kuląc przy tym uszy. Po lądowaniu strzelił sobie baranka, rzuciłam wodze luźno głaszcząc go po szyi zadowolona. Sherlock sadził wielkie, wyciągnięte fule w koło ujeżdżalni, stawiając uszy.
-No no, czyściutko ^^ - pochwalił nas Maks, podnosząc się.
-Co się nic nie odzywałeś, brakowało mi jakiegoś mentalnego pouczenia noo xd -poskarżyłam się, zwalniając ogiera do kłusa.
-Aj tam, tak go wyjeździłem przez ten czas że nie było się do czego przyczepić : D -powiedział blondyn skromnie, odrzucając grzywę z oczu.-A tak na serio, następnym razem umówimy się na jakieś szeregi gimnastyczne, i myśle że będzie go można powoli pchnąć w Nkę.
Skinęłam głową z uśmiechem, kręcąc wolty i czekając aż oddech ogiera trochę się ustabilizuje. Potem do stępa, luźna wodza, popuściłam mu popręg i odpoczywaaamy. Przytuliłam się do szyi białego czule, miziając go obficie po aksamitnej sierści. Podniosłam się, żeby go nie męczyć jeszcze moim ciężarem, po czym wyciągnęłam się do jego uszu i potarmosiłam mu grzywkę. Następnie usiadłam w miarę prosto i na rzuconej wodzy spacerowałam po hali. Wyjęłam nogi ze strzemion i przeciągnęłam się, mrucząc przy tym cicho, usatysfakcjonowana.
W końcu, po 15 minutach rozprężania wyjechaliśmy wszyscy wspólnie na dziedziniec i nieśpiesznym krokiem podążyliśmy do stajni. Tuż przed stajnią zsiadłam i wymiziałam ogiera, który zmrużył oczy i parsknął przeciągle.
Wprowadziłam go do środka, gdzie bez uwiązywania rozsiodłaliśmy go z Maksem. Mój men odniósł sprzęt, a ja w tym czasie założyłam Sherlockowi kantar i przeczesałam go szczotką, następnie sprawdziłam rozpiskę padoków wiszącą na jego boksie i zaprowadziłam go na luźnym uwiązie na jego przydział. Biały trącał mnie chrapami w plecy co i raz, podążając ufnie tuż za moim ramieniem. Przed wypuszczeniem go na zielone pocałowałam go jeszcze w chrapy i poczęstowałam smakołykiem, dziękując za świetny trening ^^ Ogier schrupał smaczka, postawił uszy i bez pośpiechu poczłapał na padok. Zarżał do koni, zbystrzył się nieco, po czym rozluźnił wszystkie mięśnie. Napił się i zajął skubaniem trawy, odganiając leniwie komary.
Uśmiechnęłam się, patrząc na niego. Uwielbiałam tego ogiera. W końcu nogi dały o sobie znać, tak więc upewniłam się, czy padok jest zamknięty i powolnym krokiem wróciłam do stajni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Nie 13:48, 02 Paź 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare