Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
18.02.11r. - Pierwsze crossowe podejście

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Właściciel Stajni
PostWysłany: Sob 1:28, 19 Lut 2011 Powrót do góry


Dołączył: 21 Gru 2009

Posty: 676
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

No więc radośnie niczym skowroneczek stoczyłam się po schodach do stajni około godziny 13. Urządziłam sobie małą drzemkę po porannym treningu z Gniadą, bo przecież ile dni pod rząd można wstawać o 5? :d W rezultacie byłam teraz mega wypoczęta i z entuzjazmem wyruszyłam w stronę siodlarni.
-Why'd you have to go and let it die? In too deep and out of timee..! - Jak Dejec jest hepi, to Dejec śpiewa, nie ma innej opcji. Nucąc i podśpiewując co i raz, zebrałam sprzęt Sherlocka, po czym wytoczyłam się na korytarz, wykonując cudowną solówkę gitarową na siodle.
-Heee?..xd -usłyszałam za sobą zdziwiony ton, i wytrącona z rytmu spojrzałam wprost w twarzyczkę Gniadej. -A gdzie ty się robaczku wybierasz, hm?
No proszę, nawet we własnej stajni nie mogę pracować bez nadzoru, a pff.. x.x
-A na co Ci to wygląda, słońce? ;> -spojrzałam znacząco na sprzęt w moich dłoniach.
-Wiesz, że idę z tobą, nie? ^^ -Gniadoszka spojrzała na mnie wyczekująco.
-To lepiej już wyrusz, bo dzisiaj z Sherem idziemy na cross'a xd
Gniadej pewnie przez myśl przemknął milion kopytnych i nie kopytnych opcji, w jaki nie męczący sposób dotrzeć na tor, jednak przyjrzawszy się brudnym ryjkom na padoku w oddali straciła zapał. -Ty się martw o siebie xd już ja coś wydumam.
Wzruszyłam ramionami i zaniosłam sprzęt przed boks Sherlocka. O tej porze oczywiście hasał gdzieś na zewnątrz radośnie. Miałam cichą nadzieję, że na okólniku. Poczłapałam więc w tamtą stronę z uwiązem.
Ku mojej uciesze różowy ryjek Sherlocka był na drugim wybiegu, prawie przy wejściu do stajni. Jako, że było tam sporo śniegu, moja Boróweczka nie wytarzała się, tak więc miałam kolejny pozytywny akcent tego dnia.
Zawołałam mojego potwora, z uśmiechem patrząc jak zaciekawiony podchodzi do mnie, nastawiając uszyska. Zganaszował się, dotykając mojej ręki rozszerzonymi chrapami i wypuścił strumień ciepłego powietrza, następnie unosząc głowę mega wysoko i patrząc w skupieniu na padok. Skorzystałam z okazji i przypięłam uwiąz do kółka w kantarze, po czym zaczekałam aż się 'odciekawi' i zabrałam go do stajni. Tam ciachnęłam na dwa uwiązy, po czym wygłaskałam go porządnie i zaczęłam szorowanko. Miał kilka plam, tak więc wywabiłam je wodą z cytryną i korzystając ze sprzyjającego czasu wyrównałam mu grzywkę i przerwałam co nieco. Potem ucałowałam różowe chrapki, szybko wyczyściłam kopyta i zaczęłam siodłać. Sherlock łypał na mnie z ukosa swoimi błękitnymi oczkami, nadąsany że tak szybko skończyłam go czyścić. Kiedy już był ubrany w swój zarąbisty sprzęcior, wyprowadziłam go przed stajnie i wsadziłam swoje cztery litery w siodło. Trochę usadowiania, kręcenia kółek przed stajnią, po czym mogliśmy ruszać.
-GNIAAADAAA -wydarłam się-bez odzewu. Próbowałam jeszcze kilka razy, jednak nie dostałam odpowiedzi. Wzruszyłam ramionami i skierowałam kroki ogiera w stronę toru. Szedł bardzo ochoczo, jak to Sherlock, aż normalnie w każdym stanie ducha chciało się z nim pracować. Po drodze powoli go zbierałam, wchodząc na porządny kontakt i bawiąc się trochę wędzidłem. Kiedy jego ryjek powędrował ładnie na swoje miejsce, a zadnie nogi zaczął stawiać bardziej pod kłodą, pochwaliłam go obficie. Biały parsknął, przeżuwając wędzidło kilka razy.
Dojechaliśmy na tor. Zanim jednak ruszymy z kopyta na nowiuśkie przeszkody i je troszku poobijamy, musimy się rozgrzać. Skierowałam więc kroki ogiera w stronę rozprężalni, którą był placyk jakieś 20x30 , z jedną przeszkodą na środku i wzniesieniem na jednej ze ścian. Na początku jeździliśmy po drugim śladzie, omijając wzniesienie. Rozstępowaliśmy się porządnie w obie strony, kręcąc półwolty, wężyki, serpentyny i zacieśniające się wolty. Potem wjechaliśmy na prawidłowy ślad, przejechaliśmy stępem przez wzniesienie. Trzeba ćwiczyć równowagę, ot co. Po jednym przejeździe w obie strony, po czym półparada i delikatny sygnał do zakłusowania. Znów jeździmy po mniejszym śladzie i rozgrzewamy się. Nie pozwalałam mu 'zgasnąć', ciągle idziemy aktywnym, żywym kłusem. Ładnie odpuścił w potylicy, grzbiet elastyczny, nogi podstawione, kłoda w dobrej ramie. Byłam zachwycona. Dostał kolejną pochwałę, po czym zmieniamy tempo na ścianach. Skracanie na krótkich, wydłużanie na długich. Kilka nieporozumień, aczkolwiek w końcu udało nam się płynnie wykonać ćwiczenie. Następnie zaczynamy kręcić figury. Wolty, ósemeczki, serpentyny, wszystko czego dusza zapragnie. Lepiej wychodziły mu ćwiczenia na lewą stronę, tak więc zanotowałam w myśli poćwiczyć go trochę w prawo z ziemi. Tymczasem wykorzystaliśmy jakieś drągi, które tu się zapodziały, i przejechaliśmy sobie przez nie kilka razy. Na początku trochę pogubiliśmy ustawienie, raczej z mojej winy, bo nie dawałam mu dobrych impulsów. Potem za każdym razem było tylko lepiej, po czym ostatni raz był wręcz zachwycający. Lekki łuk, spokojny najazd, wszystko w tempie, nad drągami równo, nogi wysoko, w równowadze, po drągach ustawienie. Pochwaliłam go obficie, po czym moment stępa. Nie odpuściłam mu jednak zebrania oczywiście, w końcu cały czas pracujemy. Rozejrzałam się lekko z siodła, gdzie też ten mój Gniady towarzysz się podział. Ni widu, ni słychu. No więc pracujemy dalej, może się znajdzie.
Ponownie sygnał do zakłusowania, no i wjeżdżamy pod tą górkę. Powtórzyłam ten wjazd ze 3 razy, bo coś się zawahał chłopak, po czym znów zjeżdżamy na mniejszy ślad, półparada i pomoce do zagalopowania. Gładziutko, bujamy się. Trochę się rozochocił, więc musiałam się chwilkę z nim poużerać. Kiedy już doszliśmy do porządku, rozgrzewamy się. Długo galopowaliśmy w obie strony, potem wolty i inne wygięcia. Na koniec ta nieszczęsna górka. Przy zjeździe niemal w połowie zeskoczył - naturalny odruch większości koni. Potem w drugą stronę, no i na koniec to co lubił najbardziej -przeszkódka. Nie przeszkadzało mu w żadnym przypadku to, że jest nią pokaźna kłoda. Skoczył raźno, może trochę za wcześnie, ale z zapasem, więc się wyrobiliśmy. Pochwaliłam go i wyhamowałam rozochoconego ogiera, po czym przeszliśmy do stępa i ruszamy w stronę toru. Najpierw po krótce stępo-kłusem pokazałam mu wszystkie przeszkody w części, którą będziemy dzisiaj objeżdżać. Na takie pierwsze próby z crossem wolałam go nie przemęczać. Na początek wyznaczyłam sobie trasę zaczynającą się od kombinacji wodnej (11), następnie hyrdy (7), następnie najniższe piętro piramidy (6), szereg (5), Budki (3) i przejazd przez wodę (1). Sześć przeszkód na dobry początek. Bez pośpiechu więc zagalopowaliśmy i ruszyliśmy na kombinację wodną. Nie jechałam teraz na czas, po prostu technicznie chciałam go przyzwyczaić do takiego rodzaju przeszkód. Trochę się zawahał, ale wgalopował posłusznie do zimnej wody i z lekko zadartym łbem zbliżał się do przeszkody. Skróciłam mu fulę, żeby dokładniej mógł się wybić, po czym oddanie wodzy i skok. Wszystko w porządku, poklepałam ogiera i jedziemy dalej. Po sporym kawałku ziemi natrafiliśmy wreszcie na hyrdy. Tutaj mocny posył, po czym mieliśmy je za sobą. Sherlock, parskając, bryknął lekko zadem po skoku. Chyba mu się podobało xd
Następna była piramida. Ogier spojrzał na nią bez przekonania, nie wiedząc za bardzo jak to ugryźć. Starałam się najechać tak, żeby bez problemu pokonał najniższe jej piętro jednym skokiem. Trochę kanciaście, ale wylądowaliśmy po drugiej stronie. Pochwała i jedziemy dalej. Szereg - pierwszy skok w porządku, potem był trochę zaskoczony koniecznością skakania z wody i zrobił to jakoś dziwnie - no ale liczy się fakt, że dalej jechaliśmy. Następnie znów wyskok, i szereg za nami. Pochwaliłam go i dojeżdżamy do budek. Tutaj Sher już totalnie się zdziwił i za pierwszym razem odmówił skoku przez 'okrzaczoną' budkę. Z wyrozumiałością zwolniłam go do stępa, dałam się pokręcić tam nieco, żeby sobie obejrzał, po czym wyegzekwowałam znów galop i spokojny najazd na jedną z nich. Mocno pilnowałam go w dosiadzie, dojechałam do samego końca, pewnie pchając do przodu. Oddał skok, zadowolona więc poklepałam go i skierowałam kroki białego ku przejazdowi. No tutaj to już błahostka, przegalopowaliśmy przez nią bez trudu. Sherlock był odważnym koniem i nigdy w terenie nie miał problemu z przechodzeniem przez nią, ba, nawet ją lubił, dlatego i teraz ochoczo pokonywał wszelkie kombinacje z wodą. Wyklepałam go porządnie, puszczając wodze luzem i dając jeszcze kawałek wygalopować. W tle gdzieś usłyszałam brawa i wiwaty. Zdziwiona spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam Maksa i Gniadą w tym jej czarodziejsko pojawiającym się traktorze x.x Machała do mnie jak oszalała, tak więc zwolniłam ogiera do kłusa, rozkłusowałam, a potem tuż przy traktorze przeszliśmy do stępa. Sherlock patrzył się na machinę z niepewnością, aczkolwiek w odpowiedniej odległości zgodził się spokojnie stanąć i nie narzekać.
-Nieźle, co nie? ^^ -pogładziłam szyję ogiera, który ziewał sobie akurat niedbale. -Jak na pierwszy raz super szedł.
-To to był pierwszy raz? ładnie - powiedziała Gniada.
-Bez trenera pojechałaś? : < -Maks strzelił smutasa. Spojrzałam na niego przepraszająco w taki sposób, że już po chwili się rozchmurzył.
-Aj tam, zobacz lepiej jaką mam maszyne xd -Rysualka poklepała czerwony traktor po karoserii.
-Ja nie wiem, z jakich czeluści ty go zawsze wyławiasz -mruknęłam, i zebrałam lekko wodze.
-No to adios moi drodzy, widzimy się w stajni - rzuciłam przez ramię i występowałam w stronę Dean. Popuściłam po drodze popręg, wyjęłam nogi ze strzemion, total chill. Dojechaliśmy do stajni, gdzie czekali już na mnie wyżej wymienieni wraz Brzdącem na czele. Nie zdążyłam porządnie postawić nóg na ziemi, a ten już rzucił się na mnie z przesłaniem miłości x.x Tulu tulu, glutu glutu, i po chwili Dejec niemal klęczał na ziemi, nie mogąc się odgonić od radośnie merdającego ogoniastego. W końcu ktoś tam się zlitował i zawołał psisko. Westchnęłam z ulgą i przyjrzałam się sobie. No pięknie, nic tylko do prania x.x
Sherlock już się niecierpliwił tym całym zamieszaniem, tak więc pośpiesznie wprowadziłam go wgłąb stajni i zaczęłam rozbierać. Potem szybko przeczyściłam, oglądając czy nigdzie się nie obtarł, psiknęłam alu sprayem jakieś małe zadrapanie na nodze, po czym wymasowałam jeszcze zgrzebłem i odprowadziłam do boksu. Dałam mu cmoka w słodkie chrapkiii <3 podziękowałam za trening i wsypałam parę marchewek do żłobu. Potem ogarnęłam szybko cały sprzęcior i udałam się pośpiesznie w stronę mieszkania, gdzie z tego co przeczuwałam szykowało się jakieś większe posiedzenie w składzie "ja-Maks-Gniada".. xd


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Nie 1:02, 20 Lut 2011, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare