Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
08.01.13r. - Skoki N z Eviline

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Właściciel Stajni
PostWysłany: Śro 12:32, 09 Sty 2013 Powrót do góry


Dołączył: 21 Gru 2009

Posty: 676
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wstałam rano mentalnie gotowa na dwa treningi. I z Sherlockiem i z Zanzarą. Przynajmniej nie musiałam nigdzie jeździć. Uf... Poleciałam do stajni jeszcze po drodze zabierając tosta Dejkowi, która podniecała się nową lamą. Wbiegłam do stajni i zaczęłam podążać do boksu Sherlocka, który spokojnie sobie pochrapywał. Podeszłam do niego spokojnie a ten podniósł swoją mądrą łepetynkę i spojrzał na mnie. Dałam mu kawałek marchewki i ochoczo pogłaskałam ogiera, po czym wyprowadziłam z boksu i przywiązałam na korytarzu po dwóch stronach. Poleciałam po szczotki i sprzęt, który ułożyłam na drzwiach boksu i obok nich. Wzięłam zgrzebło i zaczęłam solidnymi ruchami czyścić ogiera, który mruczał spokojnie delektując się czyszczeniem. Ciężko było. W końcu był biały i było widać wszystkie brudne i zakurzone miejsca, ale weź to doczyść!. Nie no… Nad samą sierścią zwierzaka już długo posiedziałam i się namordowałam za czworo. Ogier stał nic sobie z tego nie robiąc. Huh… Rozczesałam mu ogon i grzywę starannie, chociaż miał trochę kołtunów, ale poszło gładko. Schyliłam się i zaczęłam czyścić kopyta. Ogier ładnie podawał jedną nogę za drugą. Zdrowe, zadbane i lśniące kopyta. Wiele koni mogłoby zazdrościć. Gdy byliśmy po czyszczeniu przyszedł czas na siodłanie. Nakładanie takiej ilości sprzętu trochę mnie przerażało jak zwykle zresztą gdyż bałam się, że zaraz będę miała odbite kopyto na twarzy albo gdzie indziej… Czy będę pogryziona albo zmaltretowana, ale gdy już zaczęłam nakładać siodło nic się nie stało. Szok. Ogier stał spokojnie i tylko machnął łbem. No to luz. Założyłam mu ochraniacze jednak z lekką obawą patrzyłam na jego nogi, lecz nic się nie stało. Wróciłam do przypięcia napierśnika i założyłam ogłowie bez większego problemu. No to jedziemy. Podciągnęłam popręg, poklepałam ogierzycho i weszliśmy na halę. Przy okazji spojrzałam na pastwisko gdzie Secretariat akurat szalał z Secretem. Uśmiechnęłam się na ten widok i przyspieszyłam kroku gdyż Secretariat jest bardzo zazdrosny o inne konie i zwierzęta i jakby mnie zobaczył to biada mi. Wprowadziłam Sherlocka na halę gdzie Andrzej już rozstawiał przeszkody. Wyszczerzyłam się, że to on musi pracować przy układaniu przeszkód i dokonując poprawki popręgu wskoczyłam na łogra. Ruszyliśmy stępem robiąc od razu półwoltę, powyginaliśmy się troszkę w lewo i w prawo chodząc we wszelkich możliwych kierunkach i w końcu zrobiliśmy serpętynę. Poklepałam ogiera i weszliśmy na drągi, które ogier żwawo przeszedł będąc podekscytowany, ale chyba bardziej widokiem przeszkód niż samych belek. Zachęciłam ogiera do kłusa. Szedł żwawo a ja sobie spokojnie anglezowałam wyczuwając Albinosa. Ogier szedł ładnie na kontakcie. Na początku tylko wisiał na wędzidle jednak później się rozluźnił i je przyjął bez skrupułów. Przeszliśmy przez drążki gdzie potrącił lekko dwie, ale się nie ugiął i gdy Andrzej je poprawił to ogier z chęcią do nich powrócił i nie popełnił żadnego błędu. Zrobiliśmy serpentynę gdzie się lekko pogubiłam i od razu zagalopowanie. Ogier wyrwał mi się do przodu jednak go uspokoiłam i zwolniłam lekko. Czekałam aż wyrówna mu się oddech i jedziemy. Powyginaliśmy się w lewo i w prawo, popędziłam go do pełnego galopu i tak trochę galopowaliśmy po ścianie i widać, że ogier w końcu mógł się wyszaleć. Strzelił kilka baranków a gdy lekko go zwolniłam parskał zadowolony. Poćwiczyliśmy kontrgalop, bo starałam się robić na niego wrażliwa by w końcu wyczuwać to ćwiczenie i już sporo łapałam. Zrobiłam z ogierem półwoltę i lotną zmianę nogi w międzyczasie a potem nagły najazd na okser 100 cm dla rozgrzewki. Ogier dobrze najechał, wybił się, mocno wyciągnął szyję i wylądował niezwykle miękko. Miał dobrą foule. Naprawdę jeszcze nie miałam do czynienia z takim wyjątkowym ogier zyskiem. Zrobiliśmy woltę bardzo równym tempem i najechaliśmy już na pijany okser 115 cm. Ogier już widać był niezwykle zadowolony z takiego obrotu akcji i przeskoczył straszny okser idealnie upadając. Prawie nic nie czułam a on pędził dalej i szybko najeżdżał na szereg 115-120-125. Chciałam go zwolnić przed zakrętem, lecz on doskonale wiedział, co robi. Gdy się wybił już był przygotowany na metodę skok-wyskok i poszło mu to świetnie, choć ja byłam trochę wytrzęsiona. Ogier porządnie i mocno się wybijał i zaraz lądował tylko po to by się wybić. Wszystkie mięśnie mu pracowały a sam był maksymalnie skupiony na tym, co robi. Byłam zadowolona, że tak porządnie podchodzi do sprawy. Gdy wylądował mieliśmy dwa zakręty miedzy przeszkodami i to wcale nie takie spore a ciasne gdyż były pomiędzy przeszkodami jednak nie zrażaliśmy się, bo tam już czekała piramida 120-125-120 i ogier widocznie się na nią napalił. Poklepałam go by się uspokoił i pokonywaliśmy ostre zakręty bez większego problemu, stale na kontakcie. Na drugim zakręcie prawie wpadliśmy na przeszkodę wiec się obawiałam, że już strącimy, ale ogier nas wybronił i mimo że wyskoczył niby prawidłowo to ja miałam obawy, choć mu ufałam. Albinos mnie jednak zaskoczył rozciągając się i mocno wyciągając szyję, kuląc nogi byleby tylko nie zaczepić, lecz nic się takiego nie stało, choć wylądowaliśmy na złą nogę. Polecieliśmy jednak spokojnie dalej, mieliśmy już spokojniejszy czas najazdu i nie było żadnych okropnych i ciasnych zakrętów. Spokojnie uspokajaliśmy oddechy przed najazdem na stacjonatę 125 cm. Przyśpieszyliśmy przed przeszkodą, „przylgnęłam” do niego, gdy się wybijał i przeskoczyliśmy z lekkim, minimalnym puknięciem. Już żeby skończyć zrobiliśmy nagły odwrót by nie robić wielkiego koła i najazd, na okser 120cm, z którą ogier nie miał większego problemu, więc zrobiłam przed przeszkodą lotną zmianę nogi i lecimy. Poczułam skupienie ogiera przy najeździe i przy wybiciu jednak, gdy upadaliśmy czułam jakby odetchnął zadowolony i upadł miękko tak jak chciałam. Zwolniłam go do kłusa by jeszcze pomęczyć drążki, które zniósł bez marudzenia idąc starannie i dobrze pracując swym wielmożnym zadem. Pokłusowaliśmy tak spokojnie i w końcu puściłam go do stępa gdzie dałam mu luźną wodzę by wysechł i się uspokoił. Sama spojrzałam na Andrzeja.
- A ty, co tak siedzisz? Migiem mi Secretariata rozruszać! – Zaśmiałam się a on zrobił wielkie oczy i ruszył mozolnie w stronę wyjścia jak na skazanie.
- Już nie mogłaś milszego konia, naprawdę… Najpierw Wiśniowy, teraz ten… a SHIKI I Esther to były tak przyjemne konie. Widać, że lubisz wrednych. – Mruknął i wyszedł z hali powolnym, ociągającym się krokiem. Ten to wiecznie miał problemy. Przeszłam z Sherlockiem jeszcze raz przez drążki i zsiadłam. Poklepałam ogiera i zaprowadziłam go do stajni gdzie rozsiodłałam Loczka, wprowadziłam do boksu, wytarłam sianem i dałam marchewkę a na pożegnanie pocałowałam w chrapy i poszłam targać sprzęt do siodlarni.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare