Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
31.08.11 - Sprinty i starty z dojscia

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Don't Make Me Hurt You [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Śro 15:54, 31 Sie 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Kiedy obudziłam się rano zauważyłam że byłam w pokoju sama. To dziwne. Przeciągnęłam się i zwlokłam z łóżka. Ziewając wdrapałam się na krzesło by zdjąć z lampy mój nacycnik i odkopałam ze sterty ubrań bryczesy. Koszulka, skarpetki majtki i wio. Jak udało mi się ubrać zwlokłam się do kuchni i złapałam dwa wafelki ryżowe i do stajni. Stajnia o dziwo była opustoszała. Najwidoczniej każdy już trenował albo… robił inne rzeczy po krzakach u.u’. Zastanawiałam się tylko gdzie podział się mój don Roberto. Tajemnica szybko się rozwiała gdy szłam na padok po Doncisza. Czarnowłosy pracował na ujeżdżalni z Demonem. Złoty był chyba jedynym koniem który pasował do Roba wielkościowo. Na każdym innym Robert wyglądał jak na kozie. Pomachałam wiec chłopakowi i poprosiłam by jak skończy to żeby zjawił się na torze. Wzięłam mojego kopytnego blondasa z padoku. Doncisk zarżał cicho jakby na powitanie po czym zaczął rozglądać się za celem do krycia. Zaczęłam się zastanawiać czy to przypadkiem nie z niego brało przykład nasze męskie towarzystwo. W stajni wyczyściłam młodziaka i osiodłałam go. Założyłam mu bandaże na szkity i porozciągałam trochę. Po wszystkim wyprowadziłam przed stajnię i wdrapałam się na jego grzbiet z barierki. Nieco caplującym stępem poszłam z nim na tor. Dzisiaj chciałam poćwiczyć starty i zrobić ze dwa czy trzy sprinty na 800 metrów w ramach treningu do Rustkowej serii gonitw. Blondas wolał raczej dłuższe dystanse więc o to się nie obawiałam. A przyśpieszenie zawsze można przetrenować. Młodziak nieco się wyrywał. Czułam ze od pożywnego śniadanka oraz przyjemnego słońca zdążył naładować baterie i teraz czekał tylko by odpalić wrotki. Kręciłam się więc z nim w stępie robiąc co chwila wolty czy ósemki aby spuścił nieco pary. Blondyn mamłał wędzidło i zdążył się już nawet zapluć. W końcu jednak odpuścił i przestał się tak spalać tym że idziemy się ścigać. Pozwoliłam mu wiec na kłus. Najpierw na mocniejszym kontakcie aby mi nie wypruł, po czym powoli zaczynałam popuszczać wodze. Gdy Donto tylko zaczynał przyśpieszać ściągałam wodze. Dzięki ostatnio wprowadzonym ćwiczeniom z kontroli tempa chłopak zaczynał na prawdę dobrze reagować na polecenia. Czasami tylko się zapominał i przyśpieszał bez kontroli. Tu też poćwiczyliśmy sobie trochę kół i ósemek aż Blondaś rozgrzał się nieco. Po chwili przerwy krótka rozgrzewka w kenterze. Gdy kończyłam rozgrzewać konia zobaczyłam że Robert przyjechał na Demonie. Uśmiechnęłam się lekko.
- To co chcesz mała? - zapytał z uśmiechem
- Wcale nie taka mała - zmarszczyłam nos
- Jasne
- Wredna małpa - mruknęłam pod nosem na co dostałam w odpowiedzi tylko szeroki uśmiech numer osiem.
- To powiesz mi w końcu co mam robić? - zapytał chłopak.
Wyjęłam z kieszeni stary, jeszcze wskazówkowy stoper.
- Jak poćwiczę starty to zmierzysz mi czas. Od tamtego słupka - pokazałam na znacznik - Do celowników.
- No dobrze - odparł Robert patrząc z powątpiewaniem na przedwojenny stoper. Odjechałam wiec na tor i przegalopowałam jeszcze lekko blondasa. Później zatrzymywałam się na wysokości znacznika po czym dawałam sygnał do startu. Oczekiwałam od konia błyskawicznej reakcji i osiągnięcia jak najszybciej, równego tempa. Gdy to się udawało zwalniałam go i zatrzymywałam przy kolejnym znaczniku. Dopiero koło czwartej próby zaczęło wychodzić nam to płynnie a sam start zyskał sporo na plus. W końcu ustawiłam się z Donciskiem na odpowiednim znaczniku. Robert podniósł rękę by dać mi sygnał do startu. Przygotowałam się więc a gdy opuścił rękę dałam ogierowi sygnał do startu. Doncisk spiął się i wyskoczył do przodu odpychając się mocno kopytami od nawierzchni toru. Kilka fuli wystarczyło by blondyn uzyskał swoje tempo. Obróciłam więc bata i przysiadłam go na dwa takty by go jeszcze pogonić. Młody nawet jeśli się zdziwił ze tak szybko przyśpieszył dość znacząco. Ja tylko plułam sobie w brodę że nie splotłam mu grzywy. Nie bardzo widziałam p[rzez te blond kłaki. Młody wyszedł z zakrętu i dodał jeszcze wyciągając mocniej szkity. Czułam tą całą machinerię mięśni pracującą pode mną. Wpadliśmy po chwili na celownik. Przejażdżka była świetna ale niestety krótka. Chwilę zajęło mi zwolnienie ogiera a później powrót do Roberta.
- I jak czas? - zapytałam z uśmiechem
- 42’16 - Robert gwizdnął cicho - Dobry jest. A taki się zdaje niepozorny.
- Dla ciebie wszystkie konie są chyba niepozorne co?
- Nie moja wina ze mama karmiła mnie odpadami po Czarnobylu - zażartował. Zaśmiałam się i pacnęłam go pięścią w ramię.
- Jeszcze raz - powiedziałam i wróciłam kłusem na odpowiedni znacznik.
Robert znów podniósł rękę a po chwili dał sygnał. Doncisk znów wypruł jak pocisk. Widziałam jednak że takie sprinty dają mu popalić. Zwykle nie był aż tak mocno spocony po treningu na półtora mili. Teraz był mokry na szyi a od wodzy powstały spienione plamy. Mimo to Doncisk nadal młócił kopytami ziemię rytmicznie uderzając kopytami o ziemię. Nie rozbijał galopu na cwał nawet w takim tempie. Czułam jego głośny oddech który mimo wysiłku nadal był regularny. Metry uciekały nam spod kopyt. Miałam wrażenie ze Dontowi brakowało tylko skrzydeł by wzbić się w powietrze. Wkrótce wpadliśmy na celownik. Zaczęłam hamować Donciska ale ten stawiał trochę oporów ze zwalnianiem. Wyhamowanie do stępa przez kłus zajęło nam prawie całe koło. Blondyn zmachany memłał wędzidło z nisko opuszczoną głową. Dojechałam do Roberta
- Ciut gorzej - powiedział podając mi stoper. - Ale 43’47 też nie jest źle
- To nawet bardzo dobrze. Donto woli długie dystanse zamiast sprintów - uśmiechnęłam się chowając stoper. - Przejdziemy się na stępowy spacer?
- Nie mam nic przeciwko - odparł Robert uśmiechając się w mój ulubiony sposób. Pojechaliśmy więc stępem dookoła Dean aby Doncisk zdążył się rozchodzić. Po wszystkim zabrałam go na basen a potem na solarę i na padok. Odniosłam sprzęt do siodlarni a gdy wracałam nagle ze słomy wynurzyły się czyjeś łapska i wciągnęły mnie w słomę niczym Ezio strażnika. Tyle ze mnie nikt nie chciał zabić. Była to o wiele milsza alternatywa przygotowana przez Roba.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Don't Make Me Hurt You [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare