Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
09.07.2013 - lonża i join up

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Koń 1 / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tiara
Pensjonariusz
PostWysłany: Pią 18:44, 12 Lip 2013 Powrót do góry


Dołączył: 13 Cze 2011

Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

Jako, że wakacje to czas, w którym mamy... dużo czasu, postanowiłam zabrać się wreszcie za siebie jak i również za swojego konia.
Koło godziny osiemnastej, gdy słońce już nie dawało tak bardzo w kość, zawitałam w stajni z zamiarem popracowania z Karym. Jak zawsze, wparowałam z hukiem do siodlarni, coby ewentualnie odbywające się tam libacje mogły się zakończyć, nie docierając do moich, i tak spaczonych już, oczu, uszu i wszystkich zmysłów. Na moje szczęście w pomieszczenie nie było nikogo, nawet pająków, whoa!
Wzięłam do łap skrzynkę ze szczotkami i lonżę, a następnie zaniosłam je na stanowisko do czyszczenia. Wracając, schwyciłam uwiąz, po czym powędrowałam w stronę biegalni. Po drodze zahaczyłam oczywiście o Dancer'a i poczęstowałam go marchewką, później o Acid, którą wymiziałam, podobnie uczyniłam z jej sąsiadem - Bit'em, a na końcu zatrzymałam się przy Vivrze i Skyrimie, które wystawiły do mnie swoje przyjazne ryjki i domagały się pieszczot.

Gdy w końcu stanęłam przed drzwiami biegalni, odetchnęłam głęboko i weszłam do środka. Enzo obrócił się momentalnie i już miał lecieć w moim kierunku, strasząc mnie zębami, jednak gdy zobaczył, że to ja, prychnął z poirytowaniem i został na miejscu.
- Gdzie masz uszy, młody? - zawołałam wesoło i podeszłam do tego czarnego Okonia, który namiętnie przyciskał uszy do potylicy. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, a gdy byłam pewna, że Diabeł mi jej nie odgryzie, poklepałam go po łopatce. - Pójdziemy popracować, co Ty na to? Może ostudzimy nieco Twoje szaleńcze popędy. Znaczy no wiesz, wątpię, ale nie zaszkodzi spróbować - powiedziałam, podpinając uwiąz do kantara ogiera.
We względnym spokoju przeszliśmy całą biegalnię i weszliśmy na korytarz stajni. Wtedy spokój niestety się skończył, bo Enzo zarżał przenikliwie, widząc dookoła siebie konie.
- Ziom, to normalne, że tutaj są konie. Będziesz się musiał przyzwyczaić, w końcu to STAJNIA... - westchnęłam i szybkim krokiem wyprowadziłam go na zewnątrz. Na całe szczęście nikt nie ucierpiał, więc spoko, może jakoś damy radę.
Przywiązałam konia na stanowisku i poklepałam go po umięśnionym, jeszcze nie spasionym, ciałku. Koń prychnął i na moment postawił uszy, jednak szybko wróciły one na swoje poprzednie miejsce.
Zabrałam się za czyszczenie, Kary nie był brudny, więc wystarczyło jedynie szybkie przeczyszczenie go miękką szczotką. Udało mi się zrobić to dość sprawnie, więc Enzo nie zdążył się nawet zniecierpliwić. Wyczyściłam mu jeszcze kopyta i, o dziwo, podał mi wszystkie nogi bez większych protestów. Już się obawiałam co też Diabeł szykuje dla mnie na później, bo ten spokój na pewno nie będzie tak trwał...

Odwiązałam uwiąz i skierowałam się razem z Karym na round pen. Na miejscu pochwaliłam go za dobre sprawowanie, bo nie odstawiał żadnych scen podczas drogi ze stajni. Odpięłąm uwiąz i podpięłam lonżę, po czym odpędziłam konia od siebie i poleciłam stępować.
Enzo zarzucił głową i ruszył przed siebie żwawym krokiem. Cały czas do niego mówiłam, żeby wykazał choć niewielkie zainteresowanie, no i udało mi się, bo postawił uszy i strzygł nimi we wszystkie strony, nasłuchując różnych dźwięków. Pochwaliłam go i przestałam mówić, uważnie obserwowałam konia i jego reakcje. Gdy tak szedł z postawionymi uszami, zaciekawiony wszystkim co dzieje się za ścianami round pena, nie wyglądał jak zuy i mhroczny Laserokoń jakim jest zazwyczaj. Zastanawiałam się co wywołuje w nim takie negatywne emocje, bo odziedziczyć tego na pewno nie odziedziczył. Nie miał po kim. Może się czegoś wystraszył jak był młodszy? W sumie to dziwne, przecież on nie boi się niczego. Moje rozmyślania na niewiele się zdały, bo nie wymyśliłam żadnego sensownego powodu, dla którego Kary miałby zachowywać się tak jak się zachowuje. Stwierdziłam więc, że nie będę póki co tego roztrząsać i pozostanę przy wersji, że Enzo po prostu JEST wredny. Ten typ tak ma i tyle. Zatrzymałam konia głosem, a gdy zwolnił i stanął, podeszłam do niego i pochwaliłam go. Obróciłam go i wróciłam na środek, po czym popędziłam go ponownie do stępa. Kary ani na moment nie położył uszu, więc pochwaliłam go i pozwoliłam stępować.
Po dziesięciu minutach zacmokałam kilkukrotnie i pogoniłam go do kłusa. Kary prychnął i przyspieszył, wysoko podnosząc nogi. Pochwaliłam go po raz kolejny, bo naprawdę się zaangażował i zaczynałam być z niego dumna. Mam nadzieję, że współpraca z nim okaże się owocna i wiele osiągniemy. No i że może kiedyś zmieni swoje podejście do świata...? I really hope so. Ogier porządnie wyciągał nogi i angażował zad, naprężone i pracujące mięśnie widać było także oczywiście na szkitach. Szyja i klatka piersiowa jeszcze do wypracowania, ale reszta już fajnie zaczęła się wyrabiać, więc nie pozostaje nam nic innego jak treningi i ćwiczenie owych mięśni. Za kilka lat z Karego może być niezła maszyna szportowa, idealna do pokonywania parkurów i torów crossowych. Już to widzę, mrah! Póki co jednak przejdźmy do rzeczywistości... Zatrzymałam ogiera i sprowadziłam go do siebie lekkim pociągnięciem lonży i głosem. Pochwaliłam go i poklepałam, po czym odpięłam lonżę.
Na powrót odgoniłam konia od siebie, tym razem popędzając go do galopu. Na dobry początek znajomości i kilkunastu wspólnych lat pracy trzeba zacząć od nawiązania więzi. Zwinęłam szybko lonżę, po czym rzuciłam jej luźny koniec w stronę zadnich nóg ogiera. Gdy Kary już galopował, jego uszy ponownie znalazły się w swojej ulubionej pozycji, czyli przyciśnięte do szyi. Enzo prychał od czasu do czasu, albo wyrażając dezaprobatę, albo ciesząc się z tego, że w końcu może się wybiegać. Przybrałam pozycję "drapieżnika", uniosłam ręce i cały czas patrzyłam koniowi w oczy (właściwie to w oko, ale dziwnie to brzmi o.o jakby był jednookim piratem lolz). Nie musiałam go poganiać, bo ogier cały czas galopował i nie miał zamiaru zwalniać do kłusa. Kilka razy weszłam mu w drogę, zmuszając go do zawrócenia. Koń wydawał się nieustępliwy, bo galopował już tak dwadzieścia minut i nie zapowiadało się na to, by chciał mi wysłać jakikolwiek sygnał informujący mnie o tym, że chce do mnie podejść i całkowicie mi zaufać. Po jakimś czasie Enzo zaczął zwalniać, jednak nawet nie skierował w moją stronę ucha, więc w dalszym ciągu poganiałam go do galopu. Gdy na jego ciało zaczęły wstępować ciemne plamy potu, wreszcie zauważyłam zmianę w położeniu jego wewnętrznego ucha. Opuściłam ręce, jednak nadal go popędzałam. Po jakimś czasie koń opuścił szyję i dopiero wtedy pozwoliłam mu zwolnić. Kary obniżał szyję z dozą niepewności, co chwilę podrywał ją z powrotem do góry, albo kładł uszy po sobie. W końcu jednak się sprecyzował i wolno kłusował z nisko opuszczoną głową, prawie przy podłożu. Zaczął też ruszać pyskiem, jakby coś szamał. Uśmiechnęłam się do siebie i odwróciłam plecami do konia. Opuściłam głowę i wbiłam wzrok w ziemię, czekając na dalsze decyzje Enza. Gdy się zatrzymał, ja wstrzymałam oddech. Szybko jednak przypomniałam sobie o konieczności oddychania i nabrałam powietrza. Słysząc powolne, niezdecydowane kroki ogiera, wypuściłam powietrze ze świstem, a po plecach przeszły mi dreszcze. Kilka chwil później Kary stał już za mną i wypuszczał ciepłe powietrze z chrap na moją szyję. Ruszyłam przed siebie szybkim krokiem, a koń, po chwili zastanowienia, poszedł za mną. Przyspieszyłam, zaczęłam biec, a ogier przeszedł do kłusa i dotrzymywał mi kroku, trzymając głowę tuż za mną. Zatrzymałam się w końcu i obróciłam, szczerząc się od ucha do ucha. Poklepałam Karego po łopatce, a później podrapałam go po czole i poczochrałam grzywkę. Koń prychnął niezadowolony i zarzucił głową, jakby mówiąc "Ej, zepsułaś mi fryzurę X_X". Zaśmiałam się tylko i podpięłam uwiąz do kantara ogiera. Enzo ruszył za mną energicznym krokiem, a po chwili przycisnął uszy do szyi. No tak, nie da się zmienić konia jednym join upem. A już na pewno nie tego konia. W każdym razie czułam, że dzięki temu będę się z nim lepiej dogadywać i że będzie nam się razem efektywniej współpracowało.

Ponownie przywiązałam konia na stanowisku i sięgnęłam po szczotki. Tym razem Enzo postanowił się ze mną trochę podroczyć, więc gdy tylko usiłowałam wyczyścić jego zad, on się przesuwał. Gdy próbowałam podnieść jego nogę, ona ani drgnęła. A jeśli już drgnęła i udało mi się ją podnieść, on za wszelką cenę ją wyrywał, stawiając ponownie na ziemi. Po dwudziestu minutach wreszcie udało mi się go wyczyścić i mogłam odstawić go do stajni. Dałam mu jeszcze na pożegnanie jabłko, po czym odniosłam sprzęt do siodlarni i poszłam odpoczywać, ECH.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tiara dnia Pią 21:22, 12 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Koń 1 / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare