Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
26.07. Dzień jak codzień w Deanowskim towarzystwie.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gniadoszka
Pensjonariusz
PostWysłany: Wto 16:32, 26 Lip 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Spałam sobie spokojnie, śniąc o mojej bajkowej krainie, właśnie zajebałam całą armie wroga i... Chwila... Co to za mokre takie...
- AAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaa!!! - przerażający wrzask dobył się z mej przestrzeni okołogardłowej! - Kto tutaj bardzo pragnie wolnej i bolesnej śmierci?!
- Gniadku, ja cie tylko próbuję dobudzić bo ten... Demek stoi od dłuższego czasu, a Tiara marudzi że nie ma z kim na trening i ten... tego... No.
- Dejcu x,x" Ja właśnie... Agrhr.
- Ale że co?
- Miałam zajebisty sen x,x I nie wiem jak sie skoncył x,x
- A pff. Idź sie doprowadź do porządku.
- Ehe. Muszę zadzwonić x,x
- He?
- Bo ten. Trening nieplanowany to muszę zadzwonić.
- Po cholerę bedziesz dzwonić, chłop pewnie ma już swoje plany, weź ty na nim dupe powoź, przynajmniej wesoło będzie. Idzieemy.
- Dejcu...
- Nie wkurwiaj mnie, idziemy do stajni - Dejec zaczął mnie pchać w kierunku kuchni - I będzie zajebiście, pojedziesz sobie na siwym...
- DEJU!!
- He?
- Ja naprawdę, NAPRAWDĘ, muszę do łazienki x,x"
- ...Aaaaaaa!
- Tia, to ten. Możesz mnie puścić?
- Dobra, dobra idź.
- Dziękuję x,x
W locie wpadłam jeszcze do pokoju i zabrałam zawitek ciuchów z krzesła po czym wbiegłam do łazienki. Gdy już wyglądałam mniej więcej jak człowiek zeszłam do kuchni. Podprowadziłam Sayowi tosta i cichaczem ruszyłam ku stołowi gdzie siedział Tiarson.
- No hej Tiarr! – wyszczerzyłam się w klasycznym „to nie ja!”.
- Wiesz, że ona i tak zauważy brak tosta?
- =.=” Nie fajnie jest tak psuć zabawę. A tak btw to nie masz z kim dreptać na treningossa?
- Ano. Ni mam.
- Co powiesz na małe 2400 z Demciem?
- Jak dla mnie bomba.
- Gdzie. Jest. Mój. TOST!!!!???!!! –potwora z bagien vel Sayu właśnie przyczaiła że brakuje tostów sztuk 1. W ręce miałam połowę przedmiotu zbrodni, więc nijak nie dało się tego ukryć.
- Nie zamierzam oddać go po dobroci! – oho, ten średniowieczny sen, w którym byłam zaje rycerzem, miałam zaje zbroję, zaje miecz, zaje konia i zaje rycerza obok dawał się we znaki.
- Tak?! To stań do walki! – Sayu widać też oglądała po nocach Merlina.
- Wedle życzenia – ukłoniłam się z wrednym uśmiechem po czym porwałam z blatu dwa jajka i rzuciłam nimi w Saya. Ta odparowała cios patelnią.
- Pożałujesz tego ty… ty… - Gdy Say próbowała znaleźć odpowiednią obelgę cisnęłam w jej stronę grzankami i chwytając za pokrywkę.
- To ja idę na tor sama, a ty Gniadu ewentualnie dojdziesz… - mruknęła cicho Tiara ulatniając się z pola bitwy.
- ZGINIESZ MARNIEE!! – wrzasnęła Say i po chwili omal nie oberwałam twarogiem.
- Ooooo! Więc do walki włączamy nabiał? Wedle życzenia! – Jogurt Danone Pitny poleciał lotem koszącym wprost ku pięknej fryzurze Sayura. Ta w ostatniej chwili obroniła czerep patelnią nylonową.
- A to że niby co miało być?! – Sayu wykonał rzut sałatą która wylądowała w moim dekolcie == – Gahahahah! 1-0 dla mnie >3
- Nie bądź tego taka pewna! – okej, masło to nie była dobra broń, ale do cholery, to ona stała przy lodówce! Niemniej jednak ten wspaniały wyrób maślany z gracją osiadł na włosach mego przeciwnika – 1-1? >3 A co powiesz na letniego bałwana? – to mówiąc wykonałam rzut 4 jajkami które trafiły w tułów Sayca.
- Ale że…? – zanim dokończyła mąka wyrzucona przeze mnie idealnie osiadła na poprzednio wyrzuconych jajkach robiąc z niej Ciastka. Dodatkowo Say odbiła mąkę patelnią i ta rozbryzgała się na jej twarzy.
- Młahahahahh, wygląda na to że jest 2-1 >3
- Poczekaj na rzuty karne – Say zmarszczyła białą brew i białe czoło, zamrugała białymi rzęsami po czym wyrzuciła karton mleka 2% w moim kierunku. Jeżeli nie licząc czoła to całe mleko rozbryzgło się na pokrywce. Karton z resztą mleka upadł na podłogę zalewając ją mlekiem.
- TEN TOST BĘDZIE MÓJ!! – wrzasnęłam chwytając po drodze drewnianą łyżkę i szarżując na Saya. Ta chcąc się uchylić pośliznęła się na resztkach Danonka i padła na ziemię – Ha! – Krzyknęłam przykładając łyżkę do jej gardła – Tę bitwę wygrałam ja! Tosty są MOJEE! MWAHAHAHAAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHH!!!
- =.= To nie fair, pośliznęłam się…
- Tak, ale teraz to moja broń unieruchamia ciebie, więc to tak jakby nie istotne >3 Teraz pozwól mi bezceremonialnie pożreć niegdyś twoje śniadanie >3
- A pff x,x Zrobię sobie chleba z dżemem x,x
- O kurwa – mruknęła Ev schodząc na dół – Co to za bajzel?!
- Biłyśmy się o tosty – powiedziałam po chwili zapychając się tym pysznym śniadankiem.
- Ktoś idzie ze mną… do stajni? – spytała Ev omijając wszelkie pozostałości po naszej małej wojnie.
- Ja chętnie… Jak zjem – powiedziałam w przerwie między kęsami tostów – Ale ten… Ja już raczej na trening nie bo ten… Późno już trochu.
- Jak chcesz. To ja poczekam – mruknęła Ev starając znaleźć sobie czyste miejsce do siedzenia.
-Uważaj na Danonka – Krzyknęłam gdy Ev wywinęła pięknego orła i z krzykiem gwałconej dziewicy runęła z gracją na jakże zacne kafelki naszej kuchni. Sprawcą całego tego zamachu był od dawna poszukiwany, seryjny morderca i gwałciciel znany pod pseudonimem Danone Pitny. Jeżeli zauważycie gdzieś owego przestępcę niezwłocznie zgłoście się do egzorcysty Gniada wysyłając sms o treści egzorcyzm na numer 666, bądź też dzwoniąc pod numer 666 666 666. Życzymy udanych wakacji! – Ostrzegałam.
- Wiecie co, następnym razem ostrzeżcie człowieka kiedy postanowicie odegrać sobie bitwę pod grunwaldem w domu.
- A żeby to było planowane – wzruszyła ramionami Say – Oczywiście do niczego by nie doszło gdyby tylko Gniad nie kradł mi tostów co rano x,x
- Tak tak, zwalaj na mnie ale i tak to JA wygrałam, młahaha – Sayu tylko machnął ręką i wyszła do stajni ze swoją kanapką. Ja dokończyłam tosty i poszłam za nią. Z ciekawości wlazłam do siodlarni, gdyż dochodziły z niej dźwięki mini Armagedonu. A jak rozpierdziel to muszę być ja. Uchyliłam cichcem drzwi. Łaaaaał. Wszędzie leżały porozpierdalane kantary, ogłowia, siodła… Grunt że szafka Demka stała nienaruszona. Z głębi pomieszczenia dochodziło jakże znajome mlaskanie.
- Ekhem – chrząknęłam głośno – Jak dla mnie możecie robić sobie burdel gdziekolwiek, naprawdę. Możecie rozpierdalać siano, siodlarnię, absolutnie wszystko. Mnie to nie przeszkadza. O ile potem po sobie sprzątniecie. Ale mając na względzie towarzyszy pensjonariuszy, których widok generała i szeregowego w takiej sytuacji mógłby nieco zgorszyć, sugeruję zamknięcie drzwi tak na klucz. Bo wy wiecie że póki mnie nie budzicie ja nie mam nic przeciwko niczemu. Nawet rzucaniu się dziko w każdym napotkanym miej…
- OKEJ GNIADU! Zrozumieliśmy x,x” – nieco zasapany głos Dejca i jej dość dosadny ton sugerował żebym wyszła.
- To jak pani generał, może was zamknąć zanim ktoś was nakryje jak szeregowy będzie używał trochę innego karabinu…
- GNIAD!!!
- Oj dobra, dobra. IDĘ – chcąc nie chcąc wyszłam mimo iż mogłam załapać się na widoki jak z jakiegoś pornola klasy średnio niskiej. No ale dobra nie zrobię im tego. Tym razem. Dla pewności zamknęłam siodlarnię na klucz i pogwizdując pod nosem ruszyłam w kierunku toru. Sayik już raz miał czołowe z pozostałościami po „okazywaniu sobie uczuć” przez te nasze pszczółeczki, które jak to pszczółki bzykają sobie gdzie popadnie, ale chrońmy niewinnych jak np. Tiara czy Evu. Tor dzisiaj był jakże ruchliwy! Łohoh ile ludu! Na piachu widziałam Tiarsona i… De Wetta?! WTF? Na trawie była Evu. Sayik po chwili wynurzył się zza zakrętu na piachu. Gdzieś tam zamigotała mi też Cux na trawie. Pooglądam sobie konkurencję, a co! Wlazłam na trybuny i przyglądałam się. Och, jakąż ja miałam ochotę zacząć się na nich wydzierać etc. Szczerze mówiąc to to trenerowanie całkiem dobrze wyrobiło mi struny głosowe. W końcu trzeba się na kimś powyżywać a mój dżoku był idealny odreagowania. Dlaczego? Bo on jako jedyny w tej stajni mi nie odda x,x”. Eszagu stał sobie gdzieś z boku podczas gdy Rachela młóciła podłoże w kenterze. Przeniosłam wzrok na rozpędzonego Sun Dancer’a. Kasztan ładnie się rusza, powinien sobie bardzo dobrze radzić w sezonie. Ładny ruch, dobra energia z zadu. No i przy tym nawet posłuszny. No dobra, przyznaję się, po Ruffce dla mnie każdy koń jest posłuszny. Oke, Dontek już klasycznie przeleciał jak piorun. Ten to ma klasę. Evu lekko pracowała z Sami na oklep. Nic ciekawego, więc skoczyłam patrzałkami na Cuxę z Sugarem. Po zastoju nawet ładnie szedł. Jak zwykle trochę się szarpał. Pooglądałam sobie jak konie śmigają to w jedną, to w drugą, ale nic nie wskazywało na to, że dziewczyny (i De Wett xd) zamierzają się razem ścigać. Więc zmierzyłam tylko czas na 300m. Ładnie biegają. Demek plasuje się mniej więcej w środku ze swoim czasem. Na torze siedziałam dobre 1,5h. Uwielbiam patrzeć na biegnące konie. To jest coś! Zeszłam jednak z trybun i poszłam w kierunku siodlarni. Może nasze gołąbeczki już skończyły i biedne nie mogą wydostać się z siodlarni. Już z dość sporej odległości słyszałam to rozpaczliwe walenie w drzwi, tym razem chodziło dosłownie o uderzanie najprawdopodobniej pięściami w zwykłe drewniane drzwi. Ja wiem, wiem, ale z nimi to wszystko jest możliwe, więc wolę uściślić.
- Jak tam, skoncyliscie?
- GNIADUU!!
- Powiedzcie że jesteś ubrani…?
- OTWIERAJ TE DRZWI!!
- Ale to znaczy tak?
- Gniadu…
- Wiecie co, to mi w sumie nie robi wielkiej różnicy – to mówiąc otworzyłam drzwi, a Dejec wraz ze swoim kochaniem wypadli z siodlarni zaliczając piękną glebę – Jak widzę jeszcze nie posprzątaliście siodlarki? Hm… Ja i tak dzisiaj zamierzam połazić sobie po ośrodku, pokręcić się po terenie, zrobić mały wywiadzik więc tego. Nie przeszkadzam wam – Z uśmiechem na ryjcu zaczęłam się wycofywać.
- Gniadu. Co miały znaczyć te zamknięte drzwi?
- Eee…. Nie pieprzyć się w miejscach publicznych?
- =.=”
- No co? Ja tylko dbam aby niektórzy nie zobaczyli za dużo. Wiecie, że ja bym wzięła popcorn i podziwiała widowisko, ale nie dla każdego jesteście tacy słitaśni. O Maksiu, chyba przydałby ci się zimny prysznic, bo jakoś tak zburczałeś i poczerwieniałeś na tej pięknej twarzyczce. To tak z miłości nie? Dobra, ale nie warcz, bo ktoś mógłby cię wziąć za ogolonego pit bulla. Jakby co, ja lecę. A wy róbcie se co chcecie ale ta siodlarnia ma być cała gdy wrócę a w środku ma panować idealny ład i porządek a nie rozpierdziel jak po uderzeniu meteorytu. Aha, i posprzątać po sobie, wiecie o czym mówię. Adios – rzekłam po czym zaczęłam kroczyć w kierunku pastwisk. Ładny dzień dzisiaj mamy, słoneczko świeci ale nie ma skwaru. Ładnie tak. Przycupnęłam sobie przy ogrodzeniu i patrzyłam na galopujące rumaki. To było takie cudowne, móc tak się na nie patrzeć. Ta siła, te mięsnie… Yh, czułam się jakbym patrzyła na jakąś szkolną gwiazdę sportu. W sumie to mamy tu gwiazdy sportu. Tylko że takie bardziej… Na czterech nogach, z ogonem i ten.. Takie bardziej końskie trochu. Podeszłam do Demonica który stał właśnie przy ogrodzeniu. Przytuliłam się do jego łebka i wymiziałam grzywkę.
- Co mój mały, hm? Byłeś trzeci w Memoriale, moja silna krówka, tak? – ucałowałam siwego w chrapy. Przy pastwiskach byłam naprawdę długo. Było koło 15, jak wskazywał mój zegarek. Poszłam skontrolować budynki stajenne. Dejec z Maksiem właśnie skończyli doprowadzać siodlarnię do porządku. Poszłam skontrolować siano kiedy całe Dean przeszył ogłuszający krzyk.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaggggggggggggggghhhhhhh!!! CO TO MA BYĆ!! – O-o, chyba Dejszu właśnie wszedł do kuchni… Woląc nie być obok kiedy zacznie szukać winnych wybrałam się na wycieczkę do lasu. Tam spotkałam Arryjca w terenie z Exem. Dziewczyna zwolniła konia do stępa i szłyśmy tak gadając.
- Co to za wrzaski? – spytał Arryj.
- Bo ten… Biłyśmy się z Sayem o tosta i chyba nie posprzątałyśmy a Dejec zdaje się wlazł do kuchni po zabawie w siodlarni.
- O Boże, tam TEŻ?!
- Ano. To zaczyna być męczone, trzeba ich pilnować jak dzieci, nawet drzwi nie zamknęli.
- …
- To ja ich tam zamknęłam i poszłam na tor. Jak wróciłam to zdaje się skończyli.
- To zaczyna być męczące.
- Ja tam się cieszę ich szczęściem Very Happy
- No wiesz Gniadu…
- Przecie mnie znasz Laughing .
- Fakt. Dobra, ja popędzam go trochę, ty idź se do wioseczki jak cesz, pogadaju z ludźmi i wracaj do stajni.
- Jasne, nie martw się, nie mam czerwonego kapturka = żaden wilk mnie nie zje :]
- Oke. To pa!
- Bajo.
No i poszłam do wiochu. Oke. Cisza… Cisza… O pies szczeka! Cisza… Ja pieprzę, ktoś tu żyje wgl?
- Halo…? – powiedziałam spodziewając się echa, ale jakieś babsko plewiło kwiatki przy rowie to łba odwróciło.
- A ty czego? – zatkała mnie taka reakcja…
- Eeee… Zamierzałam tu z kimś pogadać ale jak widzę powymierali ludy niewierne – Babka spojrzała na mnie jak na UFO ale oke. Ludzie są nie świadomi = ludzie nie rozumieją = ludzie się dziwią.
- Aaa, ty to jedna z tych z tamtej stajnie, He? Co wy sobie myślicie, że jak macie konie warte sporo kasy to wszyscy was od razu uwielbiają? Codziennie jakieś wrzaski tam, kręcicie się po lesie na tych bydlakach i dzieci straszycie.
- Posłuchaj, ty stara gruba wariatko – oke, nie wytrzymałam. Jakby mnie obrażała to bym jej wysłała jakiś kataklizm i uj, ale nie będzie mi obrażać koniśków – Po pierwsze, to te niewyżyte bachory latają po lesie i straszą nam zwierzęta, raz przez nie o mało nie zginęłam, kiedy przez to, że wystraszyli petardami mojego konia, przewrócił się na lodzie. Po drugie, uj cie obchodzą te krzyki. Po trzecie, tak, tak właśnie myślę. Po czwarte możesz się spodziewać że w ciągu tygodnia jebnie w ciebie bądź twój dom piorun, więc radzę uważać – w tym momencie krwawy wzrok mordercy, którego nauczyli mnie koledzy Lucjana ustąpił miejsca słodkiemu uśmieszkowi czerwonego kapturka – Miłego dnia życzę.
Dałam sobie spokój ze straszeniem starych bab i szłam se przez wioskę. Nagle jakiś pies wyskoczył na mnie z bramy obok. Ujadał, warczał i rzucał się. Kilka razy próbował ugryźć mnie w nogę. Pewnie to to wredne stworzenie, o którym mówiła Sayu. Jego też zmierzyłam wzrokiem przy którym większość morderców wygląda na przedszkolaki.
- Idź. Sobie – wycedziłam, a pies zaskomlał i uciekł. Dumna z siebie spojrzałam na drugą stronę, gdzie stała jakaś babka z dzieckiem. Oboje stali z klasycznym karpiem na ustach, a dziecko z wrażenia upuściło… Coś o.o.
- Dzień dobry – wyszczerzyłam się po czym skręciłam w dróżkę do stajni. Tanecznym krokiem szłam przez las. Pod stajnią byłam koło 19. No, powinni już sprzątnąć kuchnię. Mogą mnie opierdalać, ale ja nie będę sprzątać. Weszłam do domu. No, kuchnia czysta, git. Zżarłam jeszcze coś i poszłam na górę. Dejec zdaje się był w pokoju i zdaje się nie był sam. Wzruszyłam ramionami i poszłam do siebie. Siedziałam przed telewizorem oglądając… coś. Potem wzięłam prysznic i puściłam sobie Merlina ignorując przeróżne odgłosy z pokoju obok, i walenie w ścianę czymś drewnianym pokój dalej. Teraz interesowało mnie tylko to, jak Merlin tym razem uratuje Camelot.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare