Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Nowości z życia wałacha

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / White Demon Love Song [*]
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Wto 15:51, 28 Gru 2010 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

28.12.2010 przyjazd do deandrei

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sayuri dnia Nie 19:40, 23 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Sob 17:44, 22 Sty 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Cz. I - Pobranie nasienia mrożonego

Wcześnie rano pojechałam do WSR Deandrei po Demona - ogierka Sayca, który już za kilka dni zostanie wykastrowany. Od ogiera musiałam jednak jeszcze pobrać 15 porcji nasienia mrożonego. Tak więc najpierw przeprowadziłam standardowe badania, a następnie przewiozłam go do specjalnej kliniki gdzie mogliśmy rozpocząć zabieg. Wszystko było już przygotowane - fantom i sztuczna pochwa typu zamkniętego, a przed fantomem stała klacz w rui. Zminimalizowałam liczbę osób jak tylko mogłam a i tak ze mną było ich 4. 1 osoba była przeznaczona do trzymania ogiera, jedna do złapania nasienia w pochwę z probówką, a trzecia do trzymania klaczy. Ja tylko stałam z boku i notowałam czy wszystko przebiega bez komplikacji. Gdy wprowadzono ogiera do pomieszczenia niemal natychmiast wyczuł on klacz. Zaczął przestępować z nogi na nogę, podskakiwać, aż w końcu podprowadzono go do fantomu. Ogier wskoczył i po chwili zaczęto zbierać nasienie. Wszystko przebiegało tak jak powinno. Już po pobraniu nasienia ogier jeszcze przez chwilę wisiał na fantomie. Potem zeskoczył, a pracownicy stajni odprowadzili go do boksu. Mnie natomiast oddano probówkę i czas na labolatoryjną robotę. Po zbadaniu nasienia stwierdziłam iż ma fenomenalną jakość, więc wyciśniemy z tego ok. 7 porcji. Zaczęłam rozdzielać je na specjalne słomki w których zostanie zamrożone. Wyszło mi 36 słomek. Akurat. Porozdzielałam je na porcje po 5 słomek i w jednej 6. Potem poprosiłam o specjalny pojemnik z ciekłym azotem i umieściłam tam porcje na specjalnych "stojaczkach".
Po trzech dniach powtórzyliśmy zabieg. Teraz nasienia było o dziwo więcej, ale miało nieco gorszą jakość. Po rozdzieleniu na słomki wyszlo 48 więc wyjdzie 8 porcji po 6 słomek. Porozdzielałam i dołożyłam do poprzednich porcji. Pojemnik z ciekłym azotem został włożony do specjalnego pomieszczenia w tzw. bazie,a ja z koniem wróciłam do Dean. Poinformowałam Say o szczegółach zabiegu i zapewniłam ze wszystko poszło gładko i bez komplikacji. Podałam jeszcze zaświadczenie i pojechałam przygotować sprzęt do kastracji która odbędzie się za 2-3 dni.

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Nie 19:40, 23 Sty 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

CZ II - Kastracja

Dziś kastracja Demona. Aby zmniejszyć stres i ryzyko zgonu postanowiłam przeprowadzić kastrację na miejscu, koń miałby być w pozycji stojącej. Jeśli miałabym przeprowadzać kastrację w pozycji leżącej, konia trzeba by było przewieźć do specjalistycznej kliniki co stresuje konia, potem podać mu narkozę lub znieczulenie ogóle, które może doprowadzić do miopatii (uszkodzenia mięśni) lub neuropatii (uszkodzenia nerwów). Przyjechałam do Dean wcześnie rano, ogier był na padoku. Sprawdziłam walizeczkę. Wszystko było, strzykawka, igła, detomidina (środek znieczulający), stadol (środek przeciwbólowy), skalpel, obcęgi, bandaże... Rękawiczki... Kurde... Są! Okej. Stoper mam. Stetoskop jest. Termometr... Mam. Wysiadłam więc z samochodu i ruszyłam w stronę stajni. Tam już była Say. Poprosiłam aby przyprowadziła konia z pastwiska. Gdy to uczyniła postanowiłam jeszcze sprawdzić ogólny stan zdrowia konia. Najpierw temperatura. Wyciągnęłam rękawiczki z opakowani i włożyłam. Posmarowałam zdezynfekowaną końcówkę termometru wazeliną i wetknęłam na głębokość ok. 5 cm. Say głaskała konia, uspokaja, choć ten i tak wykazywał anielski spokój. Gdy temperatura się mierzyła wypytywałam Saya czy nie zauważyła nic dziwnego w zachowaniu konia, czy ma taki sam apetyt, czy nie zauważyła jakichś nieprawidłowości w kale i moczu itp. Wyglądało na to że wszystko jest w porządku. Temperatura... 37,9*C. Nawet nieźle. Tętno... 40 uderzeń na minutę. Hm.. Dość sporo. Oddech.. 10 na minutę. Sprawdziłam jeszcze ukrwienie błon śluzowych naciskając na dziąsło. Potem odciągnęłam skórę na łopatce sprawdzając odwodnienie konia. Wszystko było okej. Konia wprowadziłyśmy wiec na przygotowane stanowisko i uwiązałyśmy na dwa uwiązy. Przy Saycu odkaziłam obcęgi i skalpel po czym zmieniłam rękawiczki. Obok stanowiska ustawiłam sobie miseczkę. Koń miał ograniczone ruchy, gdyż z przodu miał ścianę, a po bokach belki. Zawsze zostawało jeszcze kopnięcie od tyłu, dlatego prosiłam Saya by w miarę możliwości uspokajała ogiera. Nie powinien nic czuć, gdyż podam naprawdę silny środek przeciwbólowy i znieczulający, ale może go denerwować sama moja obecność i majstrowanie przy nim. Wyciągnęłam strzykawkę z papierowego opakowania i po chwili roztworzyłam także igłę i zatknęłam do strzykawki. Nabrałam sporą dawkę każdego ze środków po czym wstrzyknęłam mieszankę w tkankę miękką w obu jądrach. Następnie wykonałam skalpelem nacięcia w mosznie i przystąpiłam do usuwania jąder. Najpierw usunęłam lewe, czyli to, które najmocniej przylega do ciała poprzez mięsień dźwigacz jądra. Zapobiega to ewentualnemu dociskaniu jądra do ciała aż staje się ono niedostępne. Trafiło ono do miseczki. Demon zaczął się nieco rzucać.
- Już.. Jeszcze chwilka mały... - powiedziałam klepiąc konia po zadzie. Szybko usunęłam drugie jądro, które też trafiło do miseczki. Zostało tylko zgniecenie powrózka nasiennego. Całość nieźle mi krwawiła więc zawiązałam całość mocno bandażem i zacisnęłam obcęgi na 3 minuty. Koń zaczął mocno się niepokoić, rzucać, wychylać do tyłu łeb. Sayu uspokajała go jak mogła. Po zdjęciu obcęg upewniłam się tylko czy krwotok na pewno ustał. Wyglądało że wszystko już ok. Starłam więc krew bandażami i zdezynfekowałam wszystko odpowiednim środkiem. Przetarłam jeszcze jałową gazą. Ogier, a właściwie już wałach został po zabiegu odprowadzony do boksu w celu odpoczęcia. Trochę sztywno chodził. Poleciłam Sayowi zapiąć go na dwa uwiązy aby się nie kładł, bo może zakazić ranę a wtedy mamy krwiak lub ropień i nieciekawą sytuację. Dodałam już tylko żeby często lonżowała konia i zabierała go na spacery, gdyż może się usztywnić, a wtedy klapa. Wypisałam też antybiotyk, antytoksynę tężcową i silny środek przeciwbólowy. Pierwszą dawkę antytoksyny i środek przeciwbólowy wstrzyknęłam od razu. Antybiotyk trzeba będzie podać za jakieś 2-3 godziny. Myślę że Sayec da radę z antybiotykiem i jutrzejszą dawką leków, w końcu była trochę wetem. Miałam zamiar wpaść za tydzień i sprawdzić jak rana się goi. Na razie zdjęłam rękawiczki i razem z jądrami skutecznie się pozbyłam. Potem wymyłam i odkaziłam sprzęt, zapakowałam się do samochodu i odjechałam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Sayuri dnia Nie 19:43, 23 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / White Demon Love Song [*] Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare