Home
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Zaloguj
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tiara Pensjonariusz
|
Wysłany:
Śro 16:23, 22 Lut 2012 |
|
|
Dołączył: 13 Cze 2011
Posty: 385 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
Zanim poszłam do stajni przyszykować konia na trening, zawędrowałam na halę i ustawiłam sobie Nkowy parkur. Wyglądał o tak:
1. Stacjonata 90cm
2. Okser 100cm
3. Stacjonata 100cm
4. Stacjonata 120cm
5. Okser 110cm
6. Double barre 110cm i 120cm
7. Rów z wodą + stacjonata 110cm
8.1. Stacjonata 100cm
8.2. Stacjonata 110cm
8.3 Stacjonata 120cm
Zadowolona otrzepałam ręce z kurzu i poszłam w końcu do stajni. Po drodze do boksu zawitałam w siodlarni, witając się szybko z Deicem i Maksem. Wzięłam siodło, zielony czaprak, ochraniacze, ogłowie i szczotki. No i paczkę cukierasów.
- Oooo, trening? – zapytała inteligentnie Deidre, która była zbyt rozkojarzona rendez-vouz z Maksem.
- Nie, idę trzepać dywan – odparłam radośnie i wyszłam z siodlarni zostawiając gołąbki same.
Hidalgo, szczwana bestia, wypatrzył mnie od razu. Zarżał radośnie na mój widok, albo raczej na widok cukierków. Wzruszyłam ramionami i wlazłam do boksu, zawieszając sprzęt na drzwiach. Posmyrałam ogiera po czole i dałam mu dwa cukierki. Zaczęłam go czyścić i poszło mi to dość sprawnie, bo nie był usrany w niewiadomo czym. Zajęło mi to może dziesięć minut. Na koniec tylko przycięłam trochę chłopakowi grzywę i mogłam go siodłać. Wzięłam siodło z czaprakiem i założyłam je na grzbiecisko, a potem zamontowałam na łbie ogiera ogłowie. Konisko już automatycznie otwierało paszczę na wędzidło, podnosiło nogi do czyszczenia i w ogóle. Kochane dziecko. Gdy już był ubrany, poklepałam go po szyjce i wyprowadziłam z boksu, zakładając po drodze kask.
Weszliśmy na halę i wsiadłam na grzbiet konia. Podciągnęłam popręg i usadowiłam się wygodniej w siodle. Zacmokałam cicho i docisnęłam łydki do boków konia, a ten ruszył stępem. Zrobiliśmy dwa okrążenia ślimaczego stępa, a potem w każdym narożniku robiliśmy woltę i tak przez kolejne dwa okrążenia, tym razem w bardziej żwawym tempie. Hidalgo polubił robienie wolt i sprawnie mu to szło. Elegancko wyginał ciałko na łuku i z radością wykonywał każe ćwiczenie. Gdy już zrobiliśmy w sumie cztery okrążenia stępa, w tym dwa z woltami, poleciłam ogierowi kłusować.
Srokaty przeszedł do wolniutkiego kłusa. Popuściłam wodze i pozwoliłam mu tak chwilę się wlec, po czym zaczęłam robić delikatne dodania. Skracałam i popuszczałam wodze, a ogier sprawnie wykonywał ćwiczenia i raz wyciągał, a raz zbierał chód. Zrobiliśmy w ten sposób jedno okrążenie, więc poklepałam go i pozwoliłam iść w jednym, żwawym tempie. Jedno okrążenie w takowym kłusie, po czym dwa z woltami. Również w tym chodzie wolty były ładne, jednak mniej zbliżone kształtem do koła. Mimo wszystko chwaliłam konia za każdym razem, bo widziałam, że się starał. Cztery okrążenia kłusa za nami, więc czas najwyższy na galop.
Dałam ogierowi sygnał głosowy do przyspieszenia. Hid zarzucił głową i ruszył przed siebie galopem. Wiele się w nim zmieniało, jednak to przyzwyczajenie – okazywanie radości z zagalopowania, pozostało mu do teraz. Zaśmiałam się i poklepałam go po szyi. Pozwoliłam mu galopować w swoim tempie dookoła hali. Zrobiliśmy trzy okrążenia, po czym skręciłam do środka, żeby skoczyć chociaż dwa razy najniższą przeszkodę na rozgrzewkę.
Koń prychnął radośnie i wydłużył krok. Rzucił się wesoło na przeszkodę i sprawnie wybił mocnymi tylnymi nogami w górę, jednocześnie podciągając całe ciało i chowając przednie nogi. Pochyliłam się w siodle i cieszyłam lotem, który trwał dość krótko. Wylądowaliśmy trochę zbyt twardo, ale to chyba była głównie moja wina. Poklepałam jednak konia i objechałam przeszkodę dookoła, by przeskoczyć ją raz jeszcze. Tym razem bardziej się skupiłam, żeby było idealnie. Docisnęłam łydki i przypilnowałam się, żeby nie wyjść przed konia. Oddałam ręce w momencie, gdy koń podniósł swoje ciało do góry. Wtedy wyciągnął on szyję i podkulił nogi, przelatując nad stacjonatą. Później odchyliłam się do tyłu, cały czas utrzymując kontakt z pyskiem konia na luźnych wodzach. Ogier wylądował miękko, więc pochwaliłam go ponownie i zjechałam na ścianę.
Zrobiliśmy jedno okrążenie szybkiego stępa i postanowiłam, że możemy zaczynać przejazd parkuru.
Ustawiłam konia w odpowiednim miejscu i udając, że jesteśmy na zawodach, zasalutowałam dłonią, po czym docisnęłam łydki, dając sygnał do galopu. Z miejsca zagalopowaliśmy przed siebie i już pędziliśmy w stronę pierwszej stacjonaty o wysokości 90cm. Skoro rozgrzewaliśmy się na niej, nie powinna ona sprawić Hidalgowi kłopotu. Tuż przed wyskokiem ścisnęłam boki konia, który bardzo mocno i pewnie się wybił. Cały czas miał postawione uszy i patrzył przed siebie. Całym sobą skupiał się na skoku – wyciągnął ładnie szyję i całe ciało, podwinął nogi i ogólnie był okrągły w skoku, dzięki czemu skoczył ze sporym zapasem. Pochwaliłam konia patrząc na kolejną przeszkodę.
Metrowy okser o wdzięcznym, zielonym kolorze uśmiechał się do nas już z daleka. Hid również się do niego uśmiechnął, przeżuł wędzidło i pogalopował dzielnie na naszego wroga. Odpowiednie wybicie było kluczem do sukcesu, a w naszym przypadku klucz ten był chyba trochę… krzywy? Hidalgo wybił się za wcześnie i musiał to nadrobić dalekim skokiem, żeby nie strącić poprzeczki. Zrobiłam największy możliwy półsiad, odciążając grzbiet konia i wyciągnęłam się razem z nim, oddając ręce. Ogier na szczęście dobrze odwalił resztę roboty – wyciągnął całe ciało i schował nogi jak najbardziej potrafił. Położył uszy po sobie i prychnął z niepokojem. Na całe szczęście skok był czysty, mimo, że technicznie dość… beznadziejny. Pochwaliłam jednak konia za największe starania.
Stucentymetrowa stacjonata była na pewno łatwiejsza do pokonania, zwłaszcza jeśli się na niej wystarczająco skupimy. Szybko znaleźliśmy się przed nią, więc zrobiłam nieco koślawy półsiad, jednak lepsze to niż nic! xp Oddałam wodze, a Hidalgo zrobił resztę. Wybił się bardzo mocno, więc szybko znaleźliśmy się w powietrzu. Koń skoczył ze sporym zapasem, a po wylądowaniu strzelił sobie radośnie z zadu prychając wesoło.
Czwartą przeszkodą była stacjonata o wysokości 120cm. Hidalgo zebrał się w sobie i przyspieszył, galopując w jej stronę. Nie przytrzymywałam go, bo on wiedział co robi, więc tylko pozwoliłam mu działać. Pochyliłam się lekko w siodle, żeby odciążyć grzbiet srokacza, który wyciągnął się i pędził po prostej na stacjonatę. Dwa kroki galopu iii wyskok! Wyszłam trochę przed konia, więc technika z mojej strony była okropna. Hidalgo jednak dzielnie nadrobił mój błąd, oddając skok pełen werwy i lądując z impetem po drugiej stronie. Pochwaliłam go i skierowałam wzrok na następną przeszkodę.
Był to okser – 110cm. Musieliśmy się postarać, żeby tego nie zepsuć, bo poprzedni, niższy o 10cm przeskoczyliśmy co prawda czysto, ale źle pod względem technicznym. Przypilnowałam konia, żeby się zbytnio nie napalił i skupiłam się na tym, żeby wybicie wypadło w odpowiednim miejscu. Pchnęłam lekko łydkami konia i dałam mu tym samym sygnał do tego, żeby się skupił i odpowiednio dostosował tempo do odległości. Kilka metrów przed przeszkodą lekko przytrzymałam ogiera na pysku, po czym docisnęłam łydki, popuściłam wodze i pozwoliłam mu skoczyć. Srokaty wybił się prychając, a potem zrobił to, co zwykle, czyli podwinął nogi i wyciągnął się. Z pewnością skoczyliśmy ten okser lepiej od poprzedniego. Hidalgo skupił się na tym, żeby nie zahaczyć o drągi, więc wyciągnął całe swoje ciało i wyglądał jak gepard podczas skoku. ^ ^
Skręciliśmy potem w stronę potężnego double barre’a, którego wyższa poprzeczka była na wysokości 120cm. Nie pozwoliłam tym razem ogierowi decydować, bo musiałam skupić się na poprawnym wybiciu, w końcu double barre jest właściwie okserem, tylko o różnych wysokościach, a że oksery były naszą słabszą stroną, musiałam sama działać. Oceniłam więc szybko odległość i miejsce wybicia. Skupiłam się na jeździe i koniu, docisnęłam łydki, a potem oddałam wodze. Hidalgo zrozumiał to jako polecenie wybicia, więc wyskoczył sprawnie w górę. Przelecieliśmy szybko nad double barrem i miękko wylądowaliśmy. Pochwaliłam ogiera, po czym skierowałam się na następną przeszkodę.
110cm stacjonata z rowem z wodą wyglądała imponująco. Podgalopowaliśmy spokojnie do przeszkody, Hidalgo prychnął niespokojnie, widząc niebieskie coś pod stacjonatą. Zawahał się przez moment, a gdy dodałam mu otuchy cichym cmoknięciem i dociśnięciem łydek, wybił się mocno w górę. Wygiął swoje ciało i wyglądał tym razem jak ryba wyskakująca ponad taflę jeziora. o.o Chciał być po prostu jak najdalej od sztucznego rowu, więc, no cóż, wybił się na dość znaczną wysokość. Pokonaliśmy sprawnie i czysto przeszkodę, z co najmniej dwudziestocentymetrowym zapasem. Moja mina z pewnością nie była ciekawa, bo byłam cholernie zdziwiona tym, co ten mój koń wyczyniał. W każdym razie byłam zadowolona, bo ładnie wybrnął z sytuacji i nie zraził się niezidentyfikowanym, niebieskim obiektem.
Ostatnią kombinacją był potrójny szereg złożony z trzech stacjonat. Pierwsza miała wysokość 100cm, a każda kolejna była o 10cm wyższa. Najechaliśmy szybko na pierwszą z nich, a Hidalgo wybił się mocno i przeszybował nad nią, chowając ładnie podwozie i pracując szyją. Wylądował miękko i od razu podniósł ciało, by oddać kolejny skok. Wysokość 110cm nie była dla nas problemem. Ogier podkurczył nogi i przeleciał z zapasem nad stacjonatą. Lądowanie i szybkie, trochę koślawe wybicie. Koń schował nogi i wyciągnął się jak tylko mógł. Starał się i pracował całym ciałem, żeby skok był czysty. Ja również mu w tym pomagałam jak tylko potrafiłam. Odciążyłam maksymalnie jego grzbiet i oddałam wodze, żeby mógł działać. Wszystko było okej, ale podczas lądowania srokaty zahaczył kopytem drąga, który z hukiem spadł na ziemię. Koń prychnął niezadowolony i położył uszy po sobie, po czym odgalopował ze złością, żeby znaleźć się jak najdalej od pechowej przeszkody. Uśmiechnęłam się, widząc tą reakcję, więc poprosiłam stajennego, który AKURAT znalazł się na hali (XDD), żeby podniósł drąga. Gdy już to zrobił, najechałam jeszcze raz na szereg. Pierwszy skok był równie dobry jak wcześniej. Hid był trochę wytrącony z równowagi porażką, ale poradził sobie wyśmienicie. Pochwaliłam go podczas lądowania i skupiłam na kolejnym skoku, który znowu nie sprawił nam problemu. Pochwała i wybicie po raz trzeci, na trzecią, pechową stacjonatę. Ogier prychnął zdenerwowany i przeskoczył przeszkodę z zapasem, żeby przypadkiem znowu jej nie strącić. Zaśmiałam się, gdy wylądowaliśmy po pokonaniu na czysto wszystkich trzech przeszkód. Poklepałam konia i dałam mu długą wodzę.
Stępowaliśmy przez kilkanaście minut, robiąc różne ćwiczenia, jak wolty, slalomy wokół przeszkód, zatrzymania i dodania i inne takie pierdółki. W końcu zeszłam z konia, odpięłam popręg i poprowadziłam go w stronę stajni.
Tam go wyczyściłam i dałam dużo smakołyków w nagrodę, po czym pożegnałam się z nim i poszłam odpoczywaaaać! :’D
Post został pochwalony 0 razy |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
|
|