Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
22.04.2012r. - 1000m (by Kaname)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sun Dancer [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tiara
Pensjonariusz
PostWysłany: Pią 18:58, 04 Maj 2012 Powrót do góry


Dołączył: 13 Cze 2011

Posty: 385
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

Dzisiaj ponownie miałam potrenować z koniem Tiary. Tym razem z Sun Dancerem. Strasznie nie mogłam się doczekać, bo jeszcze nigdy nie jeździłam po torze na innym folblucie niż Secretariat. Tradycyjnie, odwiedziłam Dean z samego rana. Chciałam potrenować z ogierem zanim będzie szedł na pastwisko. Weszłam do stajni, przywitałam się ze swoimi końmi i podeszłam do kasztana. Niezbyt zaciekawiony tym co się wokół niego dzieje, właśnie spożywał śniadanie. Kiedy skończył posiłek, spojrzał na mnie. Podszedł bliżej i od razu zaczął mnie obwąchiwać. Chwilę później skubnął moje kieszenie w poszukiwaniu smakołyków. Pogłaskałam go i widząc, że jakoś zaakceptował moją osobę, udałam się do siodlarni. Zabrałam wszystko co niezbędne- rząd i zestaw toaletowy. Gdy wróciłam, rudy właśnie zaczepiał swojego kolegę z boksu obok- Avaniousa. Dałam każdemu z nich po marchewce, wzięłam uwiąz i weszłam do boksu Suna. Przypięłam mu go do kantara i wyprowadziłam kasztana z pomieszczenia. Przywiązałam go i zaczęłam dokładnie czyścić. Najpierw usunęłam zgrzebłem wszelkie sklejki itp. z jego pięknej ognistej sierśći, później go wyszczotkowałam aż ładnie lśnił. Grzywę i ogon miał dość rozczesane, więc szybko poszło. Z kopytami także nie było problemów, bardzo ładnie podawał nogi. Jednak nieco się nudził, więc zaczął skubać moje włosy. Nieco uśliniona odłożyłam wszystkie przedmioty i wzięłam siodło. Pogłaskałam Suna po szyi, położyłam mu je na grzbiecie i luźno zapięłam popręg. Szybko założyłam mu ogłowie i owijki. Pochwaliłam go, chwyciłam wodze i razem wyszliśmy na zewnątrz. Spokojnym krokiem udaliśmy się na tor wyścigowy Dean. Zatrzymałam ogiera i poprawiłam popręg. Miałam szczęście, bo jakiś trener właśnie kręcił się przy torze i pomógł mi wsiąść na ogiera. Ominęło mnie wsiadanie z płotu. Podziękowałam, zebrałam wodze i wyjęłam nogi ze strzemion.
Dałam rudemu łydkę i ruszył stępem wzdłóż płotu. Co dwadzieścia metrów robiliśmy sobie woltę, w między czasie trafiła się także jakaś óśemka. Dwókrotnie zmienialiśmy też kierunek półwoltą. Kasztan szedł dość niezadowolony i co chwilę usiłował przyspieszać do kłusa. Próbował ze mną walczyć, ale mocno go trzymałam i po jakimś czasie pogodził się ze swoim losem. Szedł tak jak ja chciałam, aby to robił. Kiedy tym sposobem pokonaliśmy dwa okrążenia toru, dałam mu kolejną łydkę i ruszył długo wyczekiwanym przez siebie chodem. Przez pierwsze kilkadziesiąt metrów jechaliśmy przed siebie, ale zauważyłam, rudy szedł trochę nieskupiony, więc musiałam pomęczyć go woltami, ósemkami i różnymi takimi rzeczami. Co 50m robiliśmy woltę lub ósemkę. Po kilku tego typu ćwiczeniach, Sun wyraźnie bardziej zaangażował się w to co robi. Pochwaliłam go, a zaraz potem, wykorzystując chwilę, kiedy żadnen koń nie był w naszej okolicy, zmieniliśmy kierunek po przekątnej. Jechaliśmy teraz wzdłuż wewnętrznej barierki. Kasztanek postawił uszy i szedł żywszym krokiem. Przejechaliśmy jedno okrążenie bez wykonywania żadnych ćwiczeń. Zaraz potem jednak wznowiliśmy je. Spróbowałam zachęcić go, aby trochę bardziej popracował zadem, starałam się, aby zrobił jakąś ładną półparadę. Jednak koń wyścigowy to nie ujeżdżeniowiec, więc nie mogłam liczyć na zbyt wiele. Rudzielec oczywiście postarał się, ale efekt był marny. Pochwaliłam go jednak i starałam pilnować, aby cały czas szedł tak jak teraz. Co chwilę jednak przestawał i znów musiałam wydawać mu odpowiednie polecenie. Kiedy minęło trochę czasu, dałam mu już z tym spokój. Porobiliśmy jeszcze parę wolt i zwolniliśmy do stępa. Folblut ciągle rwał się do przodu, ale jakoś dawałam radę go powstrzymywać. Gdy trochę ochłonął, włożyłam stopy do strzemion i znów przyspieszyliśmy. Kiedy przejechaliśmy półokrążenia, przeszłam do półsiadu i przyspieszyliśmy do równego, spokojnego galopu. Teraz ogier był w 100% skupiony. Utrzymywaliśmy to tempo przez dwa okrążenia. Po pokonaniu ich, ściągnęłam wodze i na chwilkę znów przeszliśmy do kłusa. Po jednym pełnym kole, na moment zaczęliśmy stępować. Po kilkudziesięciu metrach jednak wznowiliśmy jazdę szybszym chodem, a zaraz potem zagalopowaliśmy. Po kilkuset metrach kawałek przed nami pojawił się inny koń. Galopował dość szybko, więc zbliżaliśmy się do niego powoli. Odkąd rudzielec go zauważył, strasznie ciągnął do przodu, aż w końcu, nie zważając na moje polecenia, wyrwał do przodu jak szalony. W przeciągu kilkudziesięciu sekund wyprzedził drugiego konia, jednak zaraz potem zwolnił zasapany. Pozwoliłam mu odpocząć i postanowiłam, że dzisiaj, oprócz startów ze stępa, spróbuję jakoś oduczyć go tego biegu na łeb na szyję i olewania komend dżokeja. Aby się nie zanudzić jadąc ciągle w tę samą stronę, zmieniliśmy kierunek półwoltą. Gdy tylko trochę odsapnął znów zaczęliśmy kłusować, a zaraz potem powoli galopować. Rozejrzałam się dookoła. Najbliższy koń znajdował się jakieś dwa tysiące metrów przed nami, więc nieopłaca się go gonić. Na początek spróbujemy ze startami ze stępa. Ściągnęłam wodze i zaczęliśmy stępować. Po kilku krokach jednak dałam mu łydkę, lekko puknęłam go palcatem i cmoknęłam. Dancer miał nieco zamuloną reakcję, ale po chwili pędził przed siebie. Kilkadziesiąt metrów dalej znów zwolniliśmy do stępa. Poklepałam go po szyi i skróciłam wodze. Parę metrów dalej, ponowiłam wcześniejsze ćwiczenie. Teraz też ruszył za wolno, ale trochę szybciej niż wcześniej. Pochwaliłam go, a po przebiegnięciu kawałka drogi, ponownie ściągnęłam wodze. Koń z przodu nieznacznie się zbliżył. Mieliśmy czas, aby wielokrotnie powtórzyć ćwiczenie. Gdy ogier przeszedł kilka kroków, kolejny już raz znienacka popędziłam go do przodu. Jednak teraz szedł bardziej czujny, dlatego teraz praktycznie po dostaniu sygnału do przyspieszenia, popędził do przodu. Cwany rudzielec i szybko się uczy. Przećwiczyliśmy start ze stępa jeszcze raz. Teraz było idealnie. Postanowiłam, że wykorzystam jego nową umiejętność i startując z tego chodu, popędzimy na spotkanie rumakowi z przodu. Sun przyspieszył w idealnym momencie i przez długi czas utrzymywał to szaleńcze tempo. Spotkanie z rywalem zbliżało się w zaskakującym tempie. Skróciłam sobie wodze i nieco spowolniłam ogiera, który zdążył już zauważyć, że jest ktoś kogo musi wyprzedzić. Wyczuł jednak, że zwiększyłam kontakt i nie pozwalam mu przyspieszyć. Oczywiście miałam zamiar pozwolić mu wyprzedzić ów konia, ale dopiero wtedy kiedy będzie to robił na polecenie jeźdźca, a nie swoje widzimisię. Dancer był skupiony i w pewnym momencie spróbował ze mną powalczyć i zrobić po swojemu. Jednak tym razem udało mi się go powstrzymać. Nieznacznie przyspieszył, ale zaraz potem zwolnił. Widząc jego posłuszeństwo, pozwalałam mu stopniowo przyspieszać, aż wreszcie drugi wierzchowiec zniknął za chmurą kurzu zostawioną przez kopyta Suna. Rudy zmęczył się, ale o wiele mniej niż poprzednim razem. Pochwaliłam go i zwolniliśmy do kłusa, a zaraz potem do stępa.
Parsknął zadowolony i tym razem szedł grzecznie, bez żadnych prób przyspieszania.. Koń z tyłu także zwolnił, więc nie musiałam się obawiać, że w najbliższym czasie to on spróbuje nas wyprzedzić, a Sun zacznie wariować. Postanowiłam, że zrobimy sobie jeszcze dwa razy po 1000m i kończymy trening. Byłoby miło jakbyśmy po drodze natrafili na inne wierzchowce, to sprawdziłabym czy Dancer będzie już się choć trochę bardziej słuchał. Kiedy oboje nieco odpoczęliśmy znów przeszliśmy do kłusa, zrobiliśmy parę wolt, a zaraz potem zagalopowanie. Po 200 metrach znowu zwolniliśmy do stępa. Zbliżaliśmy się do bramek startowych, a właśnie w tym miejscu chciałam wystartować, aby łatwiej było oszacować kiedy mamy się zatrzymać. Zbliżaliśmy się do punktu startowego. 3...2...1.. START! Dałam kasztankowi odpowiednie komendy, a on w idealnym momencie wystrzelił do przodu. Przez pierwsze 200metrów pozwoliłam mu tak pędzić, jednak potem zwolniliśmy tempo, aby tak szybko się nie zmęczył. Po 500 metrach, pozwoliłam znów mu przyspieszyć. Ostatnie 300 gnał jak strzała, starał się osiągnąć jak największą prędkość. Zaraz za znakiem "1000m" ściągnęłam wodze, zwolniliśmy do kłusa, a zaraz potem do stępa. Poklepałam go po szyi i poluzowałam trochę wodze, aby mógł wyciągnąć szyję. Był trochę zmęczony, więc postanowiłam, że na koniec, zamiast drugiego tysiąca metrów, zrobimy sobie pięćset. Po stu metrach odpoczynku, znów wystartowaliśmy ze stępa. Tym razem jednak zwolniliśmy tylko na 100 metrów, a całą resztę trasy utrzymywaliśmy to szaleńcze tempo. W odpowiednim momencie ściągnęłam wodze. Ogier przez dłuższy czas kłusował, a zaraz potem przeszedł do stępa. Przytuliłam się do jego szyi i szepnęłam mu kilka słów pochwały. Wyciągnęłam stopy ze strzemion i poluzowałam wodze. Zmęczony folblut od razu wyciągnął szyję, prawie dotykając pyskiem ziemii. Zrobiliśmy w stępie liczną ilość wolt i ósemek, aby rudzielec nie zaczął się nudzić i wymyślać różnych dziwnych rzeczy. W między czasie poluzowałam trochę popręg. Musieliśmy też zmienić kierunek jazdy, aby szybciej dotrzeć do wyjścia z toru. Gdy opuszczaliśmy go, sierść ogiera była już o wiele suchsza. Spokojnym tempem dotarliśmy do stajni. Zatrzymałam Suna przed budynkiem i zeskoczyłam z jego grzbietu. Chwyciłam wodze i wprowadziłam konia do środka. Zatrzymaliśmy się przy jego boksie. Jego ogłowie w ciągu kilku sekund zastąpił kantar. Prędko zdjęłam mu też siodło i owijki. Grzbiet był dość mokry więc musiałam długo wycierać go ręcznikiem. Dancer był dość zmęczony, więc nawet nie miał ochoty na zaczepianie mnie podczas czyszczenia, co znacznie mi ułatwiło. Najdłużej zajęło mi doczyszczenie kopyt. Kiedy skończyłam wszelkiego rodzaju zabiegi pielęgnacyjne, odniosłam wszystkie sprzęty do siodlarni. W nagrodę za ciężką pracę, Sun dostał ode mnie kilka krążków marchwi. Akurat nadszedł jego czas na pastwisko, więc zaprowadziłam go na nie. Gdy tylko odpięłam uwiąz, ogier odzyskał całą energię i zadowolony popędził do swoich czterokopytnych przyjaciół. Obserwowałam go przez chwilę, a później wróciłam do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sun Dancer [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare