Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Wygięcia, zebranie, rozciąganie i praca na drągach (SC)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Właściciel Stajni
PostWysłany: Pią 23:58, 03 Gru 2010 Powrót do góry


Dołączył: 21 Gru 2009

Posty: 676
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Wieczorem, jak już dawno się nie zdarzyło, miałam na tyle wolnego czasu, że nie miałam co z sobą zrobić. Wykorzystałam ten moment, bezzwłocznie kierując moje myśli ku SC. Ani się nie obejrzałam, a już wchodziłam do stajni z wielkim uśmiechem na twarzy. Przywitałam się z Nojcem, Carrot, Joanne i Sayuri które akurat krzątały się po korytarzu, po czym bez zwlekania weszłam do siodlarni. Gdzie to było .. ah, no tak!
Dokopałam się jakoś do nowego sprzętu Sherlocka, łapiąc go szybko podekscytowana w dłoń, po czym zgarnęłam jeszcze skrzynkę ze szczotkami i wyszłam na korytarz obładowana sprzętem. Zrzuciłam to wszystko w lekkim nieładzie na korytarz, wieszając siodło i ogłowie na drzwiach pustego boksu, po czym poszłam po albinosa.
Sher pamiętał mnie z ostatnich dni, i zareagował cichym rżeniem, stawiając uszy zaciekawiony.
-Cześć, śliczny. -uśmiechnęłam się i zbliżyłam do boksu, następnie otwierając go i wchodząc do środka. Ogier schylił łeb do ściółki, muskając chrapami kupkę siana, po czym zrobił kółko w boksie. -Uh, pobiegałbyś w końcu, co? - zbliżyłam się z uwiązem w stronę Locka. -Chodź, pobrykamy trochę. -uśmiechnęłam się, szybko zapinając uwiąz i wyprowadzając siwego na korytarz.
Sher trochę się na mnie pchał przy wychodzeniu z boksu, stanowczo go jednak upomniałam i opanował nadmiar buzującej energii. Podpięłam go do dwóch uwiązów, po czym szybko wyczyściłam i zaczęłam siodłać. Na grzbiet czapraczek, futro, siodło skokowe, na łebek ogłowie z nachrapnikiem meksykańskim i munsztukiem skokowym, na nóżki ochraniacze. Poklepałam młodego, chwaląc za cierpliwość, po czym wyregulowałam strzemiona, zdjęłam kantar z szyi ogiera i wyszliśmy na parkur. Ogier już się nakręcił, widząc halę i czując, że zaraz będzie mógł poszaleć. Zatoczyliśmy kilka kółek wokół mojej osi, aż w końcu pozwolił mi spokojnie wsadzić nogę w strzemię i lekko usadowić na jego grzbiecie. Siedziało się .. niezwykle. Jakoś tak elastycznie, czułam kontakt z ciałem ogiera, byłam w stanie zareagować na każdy jego ruch.
Zebrałam wodze, bo ogier oczywiście ruszył już żwawym stępem w niewiadomym kierunku. Zadziałam półparadą, po czym wjazd na ścianę i porządne rozstępowanie z rozciąganiem na woltach i ósemkach. Mieliśmy trochę problemu z utrzymaniem go w jednym chodzie, ogier ciągle denerwował się i napierał na wędzidło, chcąc przyśpieszyć. Z tego wszystkiego wszystkie figury wyszły nam kanciasto, jednak teraz odpuściłam mu trochę, w końcu dawno nie chodził. Pomęczę go później, teraz trzeba dać ujście energii.
Lekka półparada, sygnał z krzyża i ruszamy kłusem. Albinos wypruł, wieszając się na wędzidle i wyrzucając nogi przed siebie. Wygiął grzbiet w drugą stronę, odstawiając nogi spod kłody i walcząc z wędzidłem. Westchnęłam - no ale, kto powiedział że będzie łatwo? Dodałam mu łydki aktywizujące i trochę szybszym tempem pozwoliłam wybiegać (ale wciąż kłusem) po ścianie. Po ok. trzech kółkach zmieniliśmy kierunek przez środek hali, i po kolejnych kółkach zaczęliśmy kręcić dwie duże wolty w przeciwległych krańcach hali.
Ogier odprężył się nieco i zniżył trochę łeb, dalej jednak mocno parł do przodu. Łydkami starałam się pobudzić konkretne partie ciała konia do pracy. Skupiłam się na wygięciu, mając nadzieję że Sher sam instynktownie odpuści i zaokrągli grzbiet. Na początku wolty te nie przypominały tego, co usiłowałam wykonać, jednak z każdą kolejną wychodziło nam coraz lepiej. Taka rutyna zdawała się go odprężać, i przy 6 z kolei kole na przeciwległej ścianie ładnie odpuścił w potylicy i zebrał się poprawnie. Pochwaliłam go, łagodniej działając ręką i dając mu trochę więcej swobody, nie traciłam jednak elastycznego kontaktu z jego różowym pyskiem.
Przeszliśmy płynnie z wolt do ósemek, w porę zmieniłam ćwiczenie, bo ogier lada chwila zacząłby się nudzić i rozkojarzać. Żeby nie było zbyt monotonnie, mieliśmy ustawione na środku cztery drągi, tak, że przejeżdżaliśmy przez jeden zaczynając, a przez drugi kończąc połówkę ósemki. Sherlock tak skupił się na ćwiczeniu, że odpuścił całkiem w pysku i ładnie podstawił zad, schodząc łbem niżej i ganaszując go ładnie.
Pochwaliłam go znowu, gładząc po szyi i zmieniliśmy kierunek. Teraz, kiedy już osiągnęłam rozluźnienie i jako taką przepustowość u ogiera, skupiłam się na wygięciach i rozciąganiu.
Starałam się, aby jak najlepiej "pokrywał" zakręty, wchodząc w nie w odpowiednim ustawieniu i pilnując zadu i łopatki. Kiedy ogierek już się skupił, fantastycznie się z nim pracowało, nie robił większych problemów.
Rozciąganie poszło gładko, i teraz zaczęłam kierować moją uwagę na impuls i te de, próbowałam dodawać na długich i odejmować na krótkich, poznawałam jego umiejętności. Na początku trochę słabo szło nam zwalnianie, w końcu jednak udało się nam wykonać to całkiem efektownie. Przeszłam do stępa i dałam mu chwilę ochłonąć.
Albinos tym razem szedł spokojnie, wyciągnął szyję do przodu i rozluźnił się nieco. Pogładziłam go pieszczotliwie po rozgrzanej szyi, i po kółku w stępie nabrałam wodze. Spokojnie dałam mu się pozbierać, bez pośpiechu, po czym półparada, i jednym precyzyjnym impulsem dałam mu sygnał do zagalopowania. Ogier wciąż kipiał energią, tak więc rzucił się w galop z dziką werwą.
Uwiesił się na wędzidle, gubiąc całe pozbieranie i biegł ile sił w nogach. Trzymałam go jednak mocno, co poskutkowało tym, że większość energii nie mogąca ujść w przód szła do góry. Galopowaliśmy bardzo, hm, sprężystymi fulami, wyrzucając dużo piachu wokół. Nie chciałam jednak odpuścić, zamiast tego skupiłam go na woltach. Kiedy odpuścił w pysku, dałam mu więcej luzu, potem wyprowadziłam na prostą dając jednocześnie sygnał do przyśpieszenia i dając mu się wybiegać, pilnując jednak zebrania. W efekcie udało nam się zrobić kilka całkiem ładnych i całkiem "zaokrąglonych" kółek w obie strony. Następnie zrobiliśmy kilka wygięć na woltach, a potem przeszłam z nim do kłusa. Kiedy już się uspokoił po galopowaniu, pobiegaliśmy jeszcze chwilę po ścianach, i do stępa. Dałam mu odpocząć, w końcu kondycji raczej nie miał zbyt imponującej. W tym czasie poprosiłam kogoś, kto akurat zajrzał na halę (tak, właśnie Ciebie xp) o ustawienie na środku dwóch rządków drągów na kłusa. Jedne płaskie, drugie naprzemiennie uniesione z jednej strony. Podziękowałam promiennym uśmiechem i w zebraniu ruszyliśmy kłusem.
Jedno kółko, następnie wolta i prosto z wolty na pierwsze drągi. Pilnowałam rytmu, tuż przed drągami lekki półsiad i oddanie wodzy na kontakcie. Jedno puknięcie, ogólnie jednak całkiem fajnie. Najechaliśmy ponownie, tym razem poszło lepiej. Pochwaliłam go obficie, najazd w drugą stronę i męczymy znowu. Oj, musiał trochę nawyginać te szkity dzisiaj. Poszło dobrze. -E, młody, to chyba za łatwe dla Ciebie. Dajesz to. - powiedziałam, wyprowadzając ładny najazd na drugi rządek drągów. Łydka przed przejazdem, i jedziem. Zawahał się raz, co poskutowało puknięciem i potknięciem, było to jednak na końcu więc raczej bezkolizyjnie. Przejechaliśmy jeszcze ze dwa razy, potem w drugą stronę. Strasznie fajną miał fazę zawieszenia nad tymi drągami, naprawdę.
Pochwaliłam go obficie i uśmiechnęłam do siebie.
-No, mały, tyle z tej gimnastyki, odpoczywaj. -Zwolniłam go do stępa, oddałam wodze, pozwoliłam się wyciągnąć. Byłam zadowolona z tego treningu, aż nie mogłam się doczekać skoków. Bo ponoć był swego typu fenomenem. Dzisiaj jednak dam mu już spokój, poznaliśmy się lepiej, i byłam pewna co do jego umiejętności, wszystko przed nami.
Popuściłam mu popręg o dwie dziurki, sama też wyjęłam nogi ze strzemion, dając odpocząć felernej kostce u prawej nogi.
Gładziłam Shera po szyi, a ten szedł odprężony, parskając co i raz.
W końcu ochłonął, w pełni rozstępowany, a ja zatrzymałam go i zsiadłam.
Ogier momentalnie zaczął pocierać głową o moje ramie, odepchnęłam go jednak stanowczo. Eh, no kurde, i tak zdążył mnie obślinić x.x
Poklepałam go po szyi, dziękując za super trening. Potem odprowadziłam go do stajni. Tu rozsiodłałam, założyłam kantar, przepłukałam na myjce.
Zarzuciłam derkę na siwe ciało, po czym odprowadziłam go do boksu i wsypałam mały stosik marchewek, jabłek i innych przysmaków. Niechętnie oderwałam dłoń od jego szyi, cmokając go jeszcze w bok pyska, po czym wyszłam żeby po sobie posprzątać.
Kiedy już ogarnęłam stajnię, wróciłam przed boks Sherlocka i oparłam o drzwi z westchnieniem, obserwując ogierka.
-Chodź, ślicznoto <3 -Objęłam ręką jego szyję, gładząc po niej, kiedy wystawił łeb na korytarz. Sher parsknął, zganaszował się i skubnął mnie w spodnie. Zaśmiałam się, odsuwając odruchowo i gładząc go po kości nosowej. Młody stawiał uszy na przemian, patrząc na mnie tymi rybimi oczkami. Uśmiechnęłam się jeszcze raz, ucałowałam go w bok chrapek i pożegnałam. Jak jest trudno, to trzeba szybko, inaczej w ogóle bym się nie oderwała. Szybkim krokiem wyszłam z SC, zerkając jeszcze za siebie i patrząc na siwą łepetynę patrzącą w moją stronę.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare