Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
8.12.10r. Przyjazd do WSR Deandrei

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Deidre
Właściciel Stajni
PostWysłany: Wto 22:18, 07 Gru 2010 Powrót do góry


Dołączył: 21 Gru 2009

Posty: 676
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Piękny, zimowy poranek. Mój ukochany budzik obudził mnie tradycyjnie o 6.10, chociaż dzisiejszego dnia w zasadzie nie musiał dzwonić - i tak już nie spałam, dla zasady tylko leżałam jeszcze pod ciepłą kołdrą, zbierając myśli.
Byłam strasznie podekscytowana - dzisiaj miał przyjechać Sherlock! W zasadzie to mój pierwszy ogier w Dean. Moje albinosowate, niebieskookie słońce <3
Uśmiechnęłam się szeroko, odrzucając kołdrę na bok i zrywając się z łóżka z entuzjazmem. Zasyczałam, czując zimno na nogach i szybko chwyciłam ubranie leżące obok na wiklinowym koszu. Zabrałam je do łazienki, dyskretnie przemykając korytarzem, aby przypadkiem nie obudzić dziewczyn. Na dole słyszałam zaczynającą się już poranną krzątaninę. To Maks szykował pokaźną ilość wiader z poranną racją paszową każdego rumaka. Przeciągnęłam się, spojrzałam w duże lustro i westchnęłam, łapiąc za szczotkę do włosów. W 7 minut ogarnęłam się w łazience, łącznie z myciem zębów i ubieraniem, po czym zarzuciłam obszerny polar wiszący na wieszaku przy schodach i zaczęłam schodzić po schodach. Chyba trochę zbyt entuzjastycznie tupałam, ponieważ zdążyłam jeszcze z pokojów obok usłyszeć "Co zaa...!" i jedno gniewne "DEIIIII!".
-Ups. -mruknęłam i pospiesznie przemknęłam na sam dół, zamykając drzwi za sobą. Wskoczyłam w moje super ciepłe buty stajenne i wytuptałam na korytarz.
-Dzieeeeeń dobry! ;D -zakrzyknęłam w stronę paszarni, idąc w jej stronę wesołym krokiem. Oparłam się o framugę drzwi, uśmiechając się. -Pomóc? ;>
Chłopak odrzucił włosy z twarzy, prostując znad wiader. Obdarzył mnie uśmiechem, rozkładając ręce na boki. -Bierz co chcesz. Laughing
Wyszczerzyłam się, podchodząc ku niemu i zabrałam po trzy wiadra na rękę, po czym podeszłam do drzwi i kopniakiem je otworzyłam. Maks parsknął rozbawiony, kręcąc głową i wyszedł za mną, również niosąc wiadra. Poszliśmy razem, rozdzielając pasze do boksów. Jakoś tak mi się przytrafiło, że musiałam dać jeść wszystkim folblutom w stajni. Obeszłam więc boksy, wsypując jeść najpierw Demonicowi, potem Zence, której wytarmosiłam grzywkę, następnie istny survival przy karmieniu Ruff i dokładne obniuchanie przez Gwałtka. Jedno wiadro które mi zostało było przeznaczone dla Lady Esther. Uśmiechnęłam się z dumą, widząc jej ryjek po czym wsypałam paszę do żłobu i zamknęłam klapkę.
Pozostałymi wiaderkami zajął się Maks, a ja chwyciłam widły w dłonie i uzupełniłam koniom siano. Na końcu wkopałam belę słomy do pustego boksu obok Czara i wyścieliłam podłogę grubą warstwą.
Gwizdałam wesoło przy tej czynności, sprawdzając jeszcze czy sprzęt jest sprawny, po czym z uśmiechem błąkającym się na twarzy wróciłam na górę. Zjadłam szybko jakieś śniadanie, i umknęłam z powrotem na dół, słysząc że któraś z obudzonych przeze mnie dziewczyn jest w łazience.
Pomogłam Maksowi wyprowadzić konie na padok, po czym spojrzałam na niego w napięciu.
-Więc.. jedziemy? -powiedziałam z naciskiem, przygryzając wargę ze zdenerwowania.
-Co .. -przez chwile nie wiedział o co chodzi- Aaaa, tak jasne. - krótki uśmiech, i po 10 minutach już siedzieliśmy w samochodzie, a za nami pusta bukmana. Dobrze znana mi droga do Stajni Centralnej zabrała nam jakieś 30 minut. Pod koniec trasy niemal podskakiwałam na siedzeniu z niecierpliwości, przyprawiając Maksa o ciche parsknięcia ze śmiechu.
Kiedy tylko zatrzymaliśmy się na podjeździe, wyskoczyłam z samochodu jak z procy i szybkim krokiem udałam się do Centralki.
Weszłam do ciepłej stajni i dałam krótkie instrukcje Maksowi co do sprzętu Sherlocka, po czym sama weszłam do stajni i skierowałam do konkretnego boksu.
Kiedy ujrzałam ten jasny ryjek, wyglądający z boksu i strzygący czujnie uszami, rozpromieniłam się cała.
-Sheruuś <3 - powiedziałam radośnie, zbliżając ku niemu. Ogier skierował ślepia w moją stronę, rżąc gardłowo kiedy mnie skojarzył. Stuknął kopytem w drzwi, wyciągając łeb w moją stronę.
-Ej, ej. - pogładziłam go ręką po boku pyska czule, po czym otworzyłam boks i weszłam do środka. Był wyczyszczony, zostało mi więc tylko wyprowadzić go na zewnątrz i ubrać w ochraniacze.
-Dzisiaj wszystko się zmieni, zobaczysz. - Mruknęłam, przypinając uwiąz do kantara i wyprowadzając go na korytarz. Po raz ostatni już zapięłam go na dwa uwiązy i zaczęłam krzątać się przy zapinaniu ochraniaczy. Po 6 minutach ogier stał zapakowany niczym świąteczny prezent. Poklepałam go po szyi, i odpięłam uwiązy, wyprowadzając na jednym na zewnątrz.
Niuniek zadowolony szedł obok mnie, rozszerzając chrapy. Zarżał przeciągle do innych koni, przyprawiając mnie o dzwonienie w uszach.
Skrzywiłam się nieco, ale nic nie powiedziałam, po chwili już szczerząc się znów niepowstrzymanie. Szybko doszliśmy do koniowozu, który otwarty już czekał na nas. Pewnym, spokojnym krokiem weszłam na rampę, uważając żeby niczym nie spłoszyć i nie zrazić ogiera.
Sher nie miał żadnych problemów z wejściem i na lajcie wszedł za mną. Poklepałam go po szyi, chwaląc również głosem. Młody od razu zaczął skubać siano, a ja przywiązałam go do kółka w ścianie. Potem wyszłam z trailera, zamknęłam jeszcze poprzeczną belkę za zadem albinosa i razem z Maksem podnieśliśmy rampę.
Potem zostawiłam jeszcze szybko notkę na boksie Sherka, żeby go nie szukali bo już nie znajdą Smile Zabrałam przyszykowane poprzedniego wieczoru w biurze dokumenty, po czym wsiadłam do samochodu i odjechaliśmy.
Z powrotem dojazd zajął nam godzinę, z uwagi na kiepskie warunki na drodze. Stresowałam się strasznie, że ogier się zdenerwuje i zacznie robić rozróbę. Na szczęście wszystko było ok, i ok. 13 byliśmy w Deandrei cali i zdrowi. Maks sprawnie ustawił bukmanę na dziedzińcu, po czym wyłączył silnik. Otworzyłam drzwi, wychodząc na zewnątrz i cała rozpromieniona otworzyłam wraz z chłopakiem rampę, po czym weszłam bocznymi drzwiami do środka transportera. Łagodnym głosem oznajmiłam moją obecność Sherowi, po czym poklepałam go po szyi i zaczęłam odwiązywać uwiąz. Ogier rozejrzał się czujnie, po czym trącił mnie niecierpliwie chrapami, aż musiałam zrobić krok w tył. Pomiziałam go tylko po kości nosowej i czole i dałam znak Maksowi, żeby zwolnił poprzeczny drążek.
Sherlock momentalnie zaczął się cofać, niepewnie stawiając kopyta i odchylając uszy do tyłu. Oparłam dłoń o jego szyję, dodając mu pewności i łagodnie kierując w dobrą stronę. Kiedy już pokonaliśmy tą jakże ryzykowną drogę z rampy bez kontuzji, spojrzałam na niego z uśmiechem, podziwiając wielki kawał pięknego albinosa.
Młody stał, z uszami postawionymi na sztorc, rozglądając się czujnie wszędzie wokół. Dostrzegając konie na padokach, zarżał do nich basowo, napinając mięśnie. Ajj jak on wyglądał <3
Sher zaczął się już trochę niecierpliwić, nie czekałam więc długo i zaprowadziłam go do stajni. Weszliśmy w obszerny korytarz, zapachniało ciepłym wnętrzem stajni.
Uśmiechnęłam się, widząc jak ogier chętnie wstępuje w próg i rozgląda się, wciągając nowe zapachy w rozszerzone chrapy. Przypięłam go do uwiązów i zaczęłam rozbierać z ochraniaczy. Słyszałam, jak za mną Maks znosi wszystkie toboły do siodlarni.
Szybko rozpakowałam mój prezencik <3 po czym przeczesałam go szczotkami, sprawdziłam kopyta i wyprowadziłam na zewnątrz. Sher miał jeszcze nieogoloną, grubą, zimową sierść więc obeszło się bez derki.
Wyszliśmy na mróz -12 w kłębach pary i skierowałam go w stronę pustego padoku. Szedł równym krokiem koło mnie, a kiedy dostrzegł klacze, zganaszował się lekko i zarżał do nich, nie było z nim jednak większych problemów.
Panie natomiast podniosły swoje zacne łebki znad trawy i z postawionymi uszami obserwowały nowego kolegę. Kilka krótkich rżeń w odezwie, Lady i Zen nawet ruszyły w naszą stronę. Otworzyłam bramkę i wprowadziłam Sherlocka na padok. Spuściłam go z uwiązu i poklepałam, a ten momentalnie ruszył w stronę ogrodzenia, wystawiając głowę w stronę klaczy. Uśmiechnęłam się i zamknęłam za sobą wejście.
Kilka kwików, obwąchania chrap, odskoków, i po 10 minutach był spokój. Uśmiechnęłam się, patrząc na nich, po czym spojrzałam w stronę obserwujących z drugiej strony padoków klaczy gromadki panów. Niepocieszeni byli, oj nie, ale cóż zrobić.
Kiedy tak patrzyłam, Maks przyszedł i dołączył do mnie. Pogadaliśmy dość długo, pośmialiśmy się. Podziękowałam mu za pomoc, po czym wspólnie stwierdziliśmy, że chyba przydałby nam się kubek gorącej herbaty i udaliśmy się wspólnie do stajni.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Deidre dnia Pią 15:00, 17 Gru 2010, w całości zmieniany 6 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Sherlock [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare