Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
23.04.11 - 3400m

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Don't Make Me Hurt You [*] / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sayuri
Właściciel Stajni
PostWysłany: Sob 13:46, 23 Kwi 2011 Powrót do góry


Dołączył: 02 Lut 2010

Posty: 498
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Zwlokłam w końcu swój szanowny zadek do stajni i poszłam do siodlarni. Trzeba było dziś wymęczyć trochę Don’ta. Wzięłam cały sprzęt wyścigowy blondyna pod boks. Przeklinając cicho w duchu ukrop na dworze poszłam po ogra. Ten jak zwykle fruwał po padoku zamiast stać w jednym miejscu i żreć trawę. Chyba trzeba mu owsa obciąć. Złapałam Blondyna za kantar i zaprowadziłam go na myjkę. Doncisz jak zwykle tańcował nieco przy czyszczeniu i siodłaniu. Sprawdziłam go całego, wyjęłam ze dwa kleszcze ale raczej poza tymi małymi, wrednymi krwiopijcami nie było mu nic więcej. Założyłam mu ogłowie i posmarowałam chrapy olejkiem do opalania na wszelki wypadek. On miał tendencję do przypalania sobie chrap na słońcu. Zastanawiałam się jak Deiec sobie radzi z Sherlockiem przy takim słońcu. W końcu zawinęłam Donciszowi nogi, założyłam derkę i siodło. Przed wyjściem splotłam mu jeszcze grzywę. Trzeba ją w końcu ściąć. Zostawiłam sobie parę kosmyków na start żebym mogła się przytrzymać by nie zmiotło mnie z siodła. Na koniec jeszcze wypsikałam go mucho zolem dla świętego spokoju. Z tak przygotowanym ogrem poszłam piechotą na tor. Młody już zaczął się napalać. Dlatego właśnie nienawidziłam wiosny - hormony w nim buzowały. Zimą bynajmniej był spokój. Weszłam z Dontem na tor i porozciągałam go trochę za pomocą miętusów oraz porozciągałam mu nogi. Z trudem dopięłam popręg na tym tłuściochu i wdrapałam się z ogrodzenia na siodło.
Jazda w tępie przypominała jazdę na chodzącym wibratorze. Dont cały czas głośno oznajmiał światu swoją obecność tutaj i ogierzył się mimo braku klaczy. Dopiero później dotarło do mnie ze Deicu zapewne niedawno był tu z Zenią a ta właśnie się grzeje. Cudownie. Cały czas musiałam pilnować by ta małą testosteronowa bomba nie wyprysnęła mi spod siedzenia. Nie miałam ochoty dzisiaj lądować na glebie. Po długim i męczącym stępie w którym usiłowałam choć trochę złapać kontakt z Blondynem pozwoliłam mu na kłus oddając lekko wodze i cmokając cicho. Dont jak zwykle zaczął swoim mega sztywnym zapindalajacym kłusem który dało się usiedzieć jedynie w półsiadzie. Zwolniłam go do stępa i znów kłus. Musiałam to powtórzyć ze trzy razy nim Doncisz odpuścił nieco i teraz zamiast chować się przed wędzidłem zaczął je memłać i podgryzać. Rozglądnęłam się szukając znacznika. Na naszym torze było tylko 3400 zamiast 3200 ale to była niewielka różnica. Po dojechałam do znacznika robiąc serpentynę w kłusie by jeszcze trochę rozgrzać młodego. W końcu ustawiłam go w kierunku biegu.
Musiałam startować ‘z dojścia’ bo nie chciało mi się organizować bramek. Zegar też miałam kiepski bo tylko tego wielkiego, ledowego cyfrzaka na którego ostatnio naciągnęłam Deica. Podawał z dokładnością do setnych sekund ale i tak samemu ciężko było trafić to idealnie. Podniosłam lekko siedzenie tak by usiąść w półsiadzie i przytrzymałam się grzywy. Patrzyłam kątem oka by trafić na w miarę pełną minutę. W końcu dałam Donciszowi sygnał do startu. Blondyn wystrzelił jak dobre gazy po grochówce i od razu zaczął się rozpędzać. Musiałam go przytrzymać delikatnie by starczyło mu sił. Ogier szedł równo choć trochę mocował się z moją ręką, najpewniej przyzwyczajony do krótkich dystansów gdzie od początku mógł iść na wysokich obrotach. Lekki przechył w zakręcie i dobra zmiana nogi. Po wyjściu z zakrętu znów zmiana i lekkie dodanie. Doncisz Zasze lepiej biegł na prostej a w zakręcie tracił ułamki. Wolałam jednak by zwolnił niż wpadł w zakręt z pełną prędkością i zaplątał się o własne nogi. Trzymałam go na trzecim śladzie od barierki. Przez zakrętem znów odrobina przytrzymania, zmiana nogi i zakręt. Wyjście z zakrętu, zmiana nogi i lekkie przyśpieszenie. Doncisz zaczął się trochę pienić na szyi ale nie słyszałam w jego oddechu niczego niepokojącego. Bardziej dziwiło mnie to że nadal napierał na wędzidło chcąc lecieć szybciej. Minęliśmy celownik ale w naszym wypadku to było dopiero koło 2000m. Pilnowałam by zakręt znów był wyjechany na dobrą nogę. Blondyn pod koniec przed ostatniej prostej zaczął głośniej oddychać. Przy wyjsciu z zakrętu zaczęłam posył. Było to około 700m przed celownikiem. Popuściłam wodze i machnęłam Dontowi batem obok pyska by zauważył sygnał. Blondyn wyrwał do przodu na tyle wyraźnie że nieco straciłam równowagę ale zaraz to skorygowałam i schowałam się bardziej za jego szyją kuląc się mocniej. Widziałam dokładnie sieć żyłek na jego szyi które wyszły z wysiłku. Ledwie wypatrzyłam moment kiedy wpadłam na celownik i zerknęłam na zegar. Matematykę zostawiłam sobie na później i zajęłam się zwalnianiem Blondyna. Doncisz chyba zapomniał że istnieje coś takiego jak zwalnianie i nadal parł do przodu mocując się z wędzidłem. Udało mi się go wyhamować do kłusa dopiero pod koniec drugiej prostej. Ogier oddychał ciężko przebierając szkitami w kłusie bardzo chętnie przyjmując dłuższą wodzę i sunął niemal z nosem przy ziemi. Poklepałam go po mokrej szyi. Z moich obliczeń wynikało ze czas wyniósł około 3,25’19 co dawało całkiem niezły wynik jak na ten dystans. W sumie co się dziwić. Zarówno Summer jak i Ophelie były to wspaniałe konie długodystansowe. Najwidoczniej Doncisz otrzymał sporo genów za to odpowiedzialnych.
Po dłuższym kłusie i okrążeniu stępem zabrałam Donta do stajni gdzie go rozsiodłałam i na ogłowiu poszliśmy na długi spacer dla porządnego występowania i relaksu. Gdy wróciłam zrobiłam mu szpryckę wodną na nogi i umyłam z zaschniętego potu przy okazji robiąc mu rękami masaż. Na zakończenie Spa przycięłam mu grzywę i wyrównałam ogon. Doncisz stał przez ten czas bardzo spokojnie ale gdy wypuściłam go na padok znów zaczął odstawiać swoje tańce do Zeni. Niewyżyta bestia…


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Don't Make Me Hurt You [*] / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare