Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
Przyjazd do Deandrei

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Lady Esther [*]
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eviline
Pensjonariusz
PostWysłany: Śro 23:28, 27 Cze 2012 Powrót do góry


Dołączył: 11 Mar 2011

Posty: 321
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Już zanim spojrzałam na zegarek wiedziałam, że zaspałam. Stałam na środku pokoju w bokserkach i szerokiej koszulce. Włosy były strasznie potargane i wyglądałam jakby mnie obudzili w środku nocy. A tak jednak nie było. Nagle kukułka w moim zegarze zaczęła kukać. Jedenaście razy. Otworzyłam szeroko oczy.
- Już jedenasta? Cholera… - Akty, które po tym nastąpiły były zadowalające. Z szafy wyciągnęłam moje ciuchy. Szybko przebrałam górę i poleciałam do łazienki ze spodniami. Myłam włosy i zakładałam spodnie, co szło mi dość. Po założeniu spodni dalej myjąc zęby zaczęłam czesać włosy. Chwilę później już byłam w kuchni biorąc spory łyk kawy przy tym jedząc tosta. Zeszłam na dół w biegu zakładając buty. Dopiero teraz zastanowiłam się gdzie jest Andrzej. W końcu on zawsze ma kluczyki od auta i w końcu sama nie przymocuje przyczepy. Pomyślałam, że zajrzę do Wiśniowego zanim zacznę go szukać. Jednak, gdy podeszłam do jego boksu nie było słychać rżenia. Po prostu go tam nie było. Spojrzałam na drzwiczki od boksu. Taaa.. Już wyłamane. Trzeba to ogarnąć. Jego kantar wisiał na haczyku, więc zapewne był z Andrzejem. Wybiegłam na zewnątrz i zobaczyłam ich na maneżu. Andrzej obecnie skakał przez krzyżaka i robił zagalopowanie a stacjonatę. Jednak po jej przeskoczeniu podgalopował go ogrodzenia rzucając mi kluczyki.
- Wszystko już przygotowane Kochanie. – Ależ on przedsiębiorczy. Nawet nie miałam czasu mu podziękować tylko ruszyłam w drogę do samochodu. Po drodze prawie staranowałam Dejca szybko jej tłumacząc, że jadę po Lady i że zaspałam. Zaśmiała się i powiedziała żebym ją zawołała jak przyjadę, bo idzie poćwiczyć skoki z Sherlockiem. Wsiadłam do auta. Wszystkie ochraniacze transportowe były Wiśni. Ruszyłam w drogę pamiętając by uważnie skręcić w lewo żebym nie jebła przyczepą o bramę. Otworzyłam bramę pilotem i wyruszyłam w drogę do Stajni Centralnej. Droga mi się dłużyła a musiałam jechać rozklekotanym Renaultem [czyt. Reno], bo raczej moje Mitsubishi jest zbyt pokazowe w połączeniu ze starą przyczepą i za niskie. Zadowolona wjechałam na teren SC. Ustawiłam przyczepę blisko stajni bym miała wygodny wyjazd i żeby Lady się nie pogruchotała przy takim wykręcaniu. Wysiadłam z auta cały sprzęt ustawiając obok barierki. Na powitanie wyszła mi Jo. Dałam jej wszystkie papiery, wymieniłyśmy kilka zdań i stanęła dalej by nadzorować czy wszystko pójdzie dobrze. Ja wyprowadziłam Lady. W sumie tutaj nie musiałam jej nawet czyścić, bo była czysta jak nigdy. Aż lśniła. Wyprowadziłam na zewnątrz i opakowałam w masę ochraniaczy. Szczególnie zadbałam o kontuzjowaną nogę. Od razu wymieniłam kantar na niebieski ze złotą tabliczką „Lady Esther”. Przypięłam jej uwiąz i spróbowałyśmy wejść do przyczepy. Oczywiście Mała zareagowała strasznie. Zaczęła wierzgać i się wyrywać widząc przyczepę. Parskała gniewnie. Wycofałam się. Zrobiłyśmy kilka kółek wokół przyczepy by zrozumiała, że ona nie gryzie. Nic to nie dało. W końcu zasłoniłam jej oczy chustą i powoli wprowadziłam dając jej marchewki, co chwila. Weszła. Jo szybko zamknęła za mną rampę a ja odsłoniłam Małej oczy. Była lekko poddenerwowana i nerwowo przebierała kopytami. Nic z tym teraz nie zrobię. Wrzuciłam jej kilka marchewek na siano, pogłaskałam i wyszłam drzwiczkami. Uśmiechnęłam się do Jo i podałam jej rękę dziękując za wszystko. Wsiadłam do auta, zadzwoniłam do Andrzeja, że już wracamy i ruszyłyśmy w drogę powrotną. W drodze Es strasznie przebierała kopytami, rżała złowieszczo a droga z opóźnieniem zajęła nam 40 minut męki. Gdy wjechałyśmy na teren Deandrei zaparkowałam przy stajni. Wszyscy o dziwo byli już tam i czekali. Wysiadłam i usłyszałam tylko:
- No pokaż tę Małą. – Ktoś rzucił wesoło.
- Ciekawe, co to za cudo. – Tu już ktoś inny.
- No szybko, szybko – Rzucił ktoś z serdecznym śmiechem. No, co miałam zrobić. Weszłam do środka a Andrzej opuścił rampę. Ja wyciągnęłam już rozebraną z ochraniaczy klacz. Rzucała się i wierzgała niemiłosiernie. Widocznie nie lubiła podróży. W pewnym momencie stanęła dęba wywracając mnie i pognała w stronę padoku. Moje oczy były wielkie i przestraszone. Klacz przeskoczyła ogrodzenie i zatrzymała się na środku padoku klaczy. Trochę pogalopowała i zatrzymała się. Zaczęła od tak sobie jeść trawę. Wszyscy odetchnęli, że nic jej się nie stało a po chwili już się śmialiśmy, że ciągnie ją do swoich. Gdy każdy się rozszedł w swoją stronę, samochód został przeparkowany a przyczepa ostawiona usiadłam z Andrzejem na barierce przy pastwisku. Zawołałam klacz i odpięłam jej uwiąz, po czym zaczęliśmy w spokoju patrzeć jak tańczy z innymi końmi. Od razu odnalazła się w towarzystwie Zensational a ówcześniej przez barierkę adorowała Little Bita. Z Zens zaczęła się ścigać i tylko tyle zobaczyłam, bo poszłam wypuścić Wiśniowego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Lady Esther [*] Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare