Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
15-17.12.10. - Nowy dżokej Dema, czyli szczyt nerwów Gniad

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gniadoszka
Pensjonariusz
PostWysłany: Pią 22:15, 17 Gru 2010 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Siedziałam przed biurkiem już bodajże ósmą godzinę czytając kolejną ofertę. Byłam wręcz zanurzona w papierach. Sezon zbliża się i przydałoby się znaleźć stałego dżokeja dla Demonka. Miałam już kilku upatrzonych, ale gdy tylko dochodziła do nich wiadomość o wieku i wzroście cielaczka od razu rezygnowali nie czekając nawet na papier z charakterem =.=. Przejrzałam dzisiaj już 30 dżokejów i żaden jakoś mi nie przypasował. Na biurku to już praktycznie leżałam pijąc dziesiątą dzisiaj filiżankę kawy. Miętoliłam włosy przy każdej ofercie, więc lewa strona mojej głowy wyglądała okropnie. Zerknęłam na zegarek i z przerażeniem stwierdziłam iż jest 23. Dei zaspana weszła do mojej kanciapki.
- Kobieto, dajże se spokój i idź już w końcu spać. Nawet konie pozasypiały, ty jedna tylko ciągle ślęczysz nad tą stertą.
- Dobrze wiesz, że muszę znaleźć tego gościa! Miałam zacząć treningi od przyszłego tygodnia. Mamy czwartek, a ja nie mam nic! Rozumiesz?! NIIIICCCC!!!
- Uspokój się i rusz makówką.
- Hę? – powiedziałam odwracając się. Dejcu z przerażaniem spojrzała na moje włosy i kontynuowała.
- Masz w Stanach tą swoją ciotkę, która hoduje folbluty, tak?
- Taaaak…? Ale co to ma wspól…
- Pewnie zna jakiegoś dobrego dżokeja! – przerwała mi Dei – W końcu zna większość właścicieli i niezłych hodowców. Obraca się w takim, a nie innym towarzystwie…
- Dei jesteś genialna! – tym razem to ja przerwałam – Zaraz do niej zadzwonię!
- Idiotko, zadzwoń rano.
- Nie, bo nie wiem która u nich jest godzina. A teraz chyba powinno być coś koło 16 , nie?
- A skąd ja mam wiedzieć?! Podziel się kawką – to mówiąc Deju bezczelnie dorwała się do mojej filiżanki.
- A pij se – sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer – Hej ciociu! Co tam u ciebie? Ahaaa. Słuchaj mam sprawę do ciebie. Bo jest taki problem…. No wiem! Słuchaj mnie. Mam konia wyścigowego i potrzebuje dżokeja i nic nie mogę zna… Naprawdę?! Kochana jesteś! Tak, tak, u nas jest późno – przewróciłam oczami – Tak, tak, to paa! Co? Wskazówki dotyczące konia… Hm… Dwulatek o – zatrzymałam się – przyzwoitym wzroście… Anielski charakter! – dodałam szybko – No, dzięki wielkie ciociu. No… to pa!
- I co? – spytała Dei dopijając moją kawę.
- Załatwi wszystko i jutro wyśle mi na maila namiary.
- No widzisz? A teraz prysznic i idź spać, będziesz nieprzytomna.
- Masz rację – to mówiąc zebrałam papiery i wrzuciłam do szuflady. Do wszystkich wysłałam wiadomość iż się rozmyśliłam i poszłam do łazienki. Potem szybko zasnęłam.
Następnego dnia wstałam z przerażeniem stwierdzając iż jest już 11 a ja nawet nie ogarnięta. Założyłam kapcie i wlazłam do mojego „biura”. Otworzyłam laptopa i weszłam na pocztę. Hm… Reklama, reklama, reklama szamponu, reklama biżuterii… Jest! Bla, bla, bla, Sylwia przyjedzie do ciebie z rodziną… Zaraz! WTF?! Dobra, nie ważne, bla, bla, bla, dżokej nazywa się Jerry D. Bailey. No, na reszcie coś sensownego! Masz tu numer telefonu… Mówi po polsku…?! Boże, co za wykształcony człowiek, kto w dzisiejszych czasach mówi po polsku =.=’. Mhm… Bla, bla, bla, Sylwia będzie za dwa tygodnie… Jerry przyjedzie… W SOBOTĘ?! Toż to jutro! Krzyknęłam przeraźliwie i po chwili tłum rysualek z Dejem na czele wpadł do pokoju.
- Co się stało!? – Dei miała widły…
- Eeeeee, nic…
- Na pewno…?
- Oczywiście, że coś się stało, ten koleś będzie jutro! O mój Boże, i co ja teraz zrobię? Co on zrobi jak zobaczy Demona…? O mój Boże!
- Uspokój się! – krzyknęła Dei.
- Kiedy ja nie mogę…
- Możesz! Wszystko będzie dobrze. Jak… Jak się zaraz nie uspokoisz to dźgnę cię widłami! – mocny argument…
- Dobra, już, jestem spokojna – oddychałam głośno z niepokojem patrząc na widły Dei.
- Chodź, walniemy se Demonko-Zenkowego terenika i zaraz będzie ci lepiej – widły, które dzierżyła Dei wróciły do pozycji wyjściowej, więc już spokojniejsza wstałam z krzesła i ruszyłam do łazienki. Po chwili wyruszyłam z Dejem na całodzienny teren. Wieczorem wcześnie położyłam się spać. To będzie nerwowy dzień…
W sobotę wstałam o 4:15. Wypiłam kawę, ubrałam się, włączyłam telewizor. Cały czas siedziałam jak na szpilkach, wciąż mnie nosiło, nie mogłam pięciu minut usiedzieć w miejscu. Zrobiłam tosty, po czym stwierdziłam że nie jestem głodna. Potem zrobiłam kolejną kawę i chodziłam w kółko po domu. Po kilkunastu, a może kilkudziesięciu minutach wstała Dei.
- Ooooo, tościki. Czyżby gest miłosierdzia ;>?
- Raczej nieopanowane nerwy – mruknęłam.
- Ech, daj spokój. Będzie jak będzie.
- Tobie to łatwo mówić…
- Wszale ni… – Deju zapchała mordkę tostem.
- …Hę? – spojrzałam na nią jak na wariatkę.
- No tak. Jednocześnie ją trenuję i na niej jeżdżę, więc nie widzę z boku problemów jakie ma. Tobie będzie łatwiej.
- Taaa, o ile dżokej nie ucieknie z krzykiem =.=”
- Było w niego tak pałować ten owies?! – zakrzyknęła Dei i obie się roześmiałyśmy.
- Idę wyczyścić Dema. Chcesz iść ze mną?
- Jasne!
Po chwili obie byłyśmy już przy biegalni. Konie żuły już żarełko a Demon… Wyglądał okropnie. Był cały uciapany błotem.
- O Boże… - jęknęłam tylko.
- Ty się odczep od tego Boga! Bo cię przestanie słuchać.
- Masz rację. Trzeba go wziąć do myjni, bo za Chiny tego nie usunę =.=
- No to chodź. Bierz go a ja wezmę rękawicę i szampon.
- Ok.
Wzięłam uwiąz i weszłam na biegalnię. Mały wariat rozkraczył się i wybałuszył oczy na muchę siedzącą na bramce.
- Chodź tu czubku – powiedziałam zapinając młodemu uwiąz. Siwek prychnął, zamiótł ogonem i chapnął powietrze. Zaprowadziłam go wprost do myjki, gdzie czekała już Dei. Najpierw zmoczyłyśmy Dema i spłukałyśmy z niego całe błocko. Potem wylałam na niego szampon i zaczęłam go mydlić jednocześnie masując Dema. Ta rękawica się przydaje. Dei natomiast usuwała błocko z grzywy Demka za pomocą grzebienia i strumienia wody.
- Że też się musiałeś dzisiaj tak wybrudzić! – młody tylko prychnął z zadziorną wesołością w oczach. Po kąpieli uwiązałam Demka w stajni. Zaczęłam go czyścić miękką szczotką, potem wypucowałam wodą z cytrynką. Wyglądał pięknie! Jego śnieżnobiała sierść wręcz lśniła. Usłyszałam warkot samochodu i serce mi stanęło.
- No chodź! – zawołała Dei.
- Nie mogę – zdaje się, że dostałam wytrzeszczu oczu, bo Dei patrzyła na mnie jak na wariatkę.
- Chodź! – Dei siłą wytargała mnie przed stajnię. Gdy mam nadzieję przyszły dżokej Demonka wysiadł przywitałyśmy się, przedstawiłyśmy i weszłyśmy do stajni.
- No, to gdzie on jest? – spytał Jerry.
- Niedaleko… - powiedziałam trochę zmieszana. Gdy doszliśmy do Dema…
- Jakie bydlę! – zawołał – Skąd żeście go wytrzasnęły?!
- Eeeeee…
- To on! – wrzasnął.
- Taaak…
- Nie wspominała…
- Błagam, tylko nie mów że rezygnujesz, bo tym razem chyba popełnię samobójstwo! – krzyknęłam maniakalnie.
- Ale…
- To chociaż na nim pojeździj. Przekonasz się że ma naprawdę wspaniały charakter – popatrzyłam na niego wręcz błagalnie.
- No… Niech będzie.
Dei rozmawiała z Jerrym opowiadając o stajni, Ruffce, Zenyacie, Don’tcie. Ja natomiast szybko przytargałam sprzęt treningowy i zaczęłam siodłać Demka. Stał spokojnie z uszami na boki. Ogłowie, dereczka, siodło. I… Popręg… Gdy ja męczyłam się z naciągnięciem go, Dei śmiała się w najlepsze opowiadając o Sayowym Gwałtku.
- Go… to.. we… - powiedziałam zasapana – Możesz… Wsia…dać.
- Jak?!
- Aha, no tak.
Jerry złapał się siodła (co wymagało wiele wysiłku przy wzroście Demcia), a ja podrzuciłam go do góry. Ten usiadł w siodle, a ja zaczęłam iść z Dejcem w kierunku toru. Demek stępował za nami. Trochę go nosiło, zdążył już pokochać bieganie. Nieco tańcował, ale był w miarę spokojny, może lekko podekscytowany. Gdy doszłyśmy na tor, po krótkiej rozgrzewce, Demek przecwałował 1200m. Stopera nie włączałam, nie było po co.
- Hm… Nieźle biega – powiedział Jerry gdy dojechał do nas.
- Wiem – uśmiechnęła się Dei – to ja wcześniej na nim jeździłam. Ale cóż. Mam swojego konia Smile
- No niech będzie. Jest… ciekawym koniem. Zobaczymy co z tego wyjdzie – powiedział klepiąc Demka po łopatce. Czułam jak wielki kamor spada mi z serca – Ja na razie muszę jechać. Zadzwoń przed pierwszym treningiem – rzucił na koniec i skierował konia kłusem w kierunku stajni. My z Dejcem też poszłyśmy w tamtym kierunku. Nie powiem, byłam szczęśliwa. Nie muszę już siedzieć do późna przed tymi wszystkimi papierami. Gdy dżokej odjechał, ja rozsiodłałam młodego, odniosłam sprzęt i po 15 minut na karuzeli powędrował na biegalnię.
- Udało się! – krzyknęła rozradowana do Dei.
- Wieeem! – krzyknęła Dei.
- Co za debil się tam drze! – krzyknęła Sayu. Wychyliła się przez okno i rzuciła w nas… Poduszką xd
- Wstawaj Sayu, mam radosne wieści! – krzyknęłam.
- Odczep się! Ja chcem spać! Jest jeszcze noc!
- Nie prawdaa! Jest już 9!
- Czyli noc! Dla mnie jest noc i proszę mi się uciszyć!
Z Dei roześmiałyśmy się i weszłyśmy do salonu. No, jedno zmartwienie mniej Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Gniadoszka dnia Sob 16:02, 18 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare