Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna
 Home    FAQ    Szukaj    Użytkownicy    Grupy    Galerie
 Rejestracja    Zaloguj
08.10.2013r. URO TIARCA, OSOMNESS OVER 9000

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gniadoszka
Pensjonariusz
PostWysłany: Sob 18:33, 26 Paź 2013 Powrót do góry


Dołączył: 02 Paź 2010

Posty: 197
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

*dla niefejsowiczów – Marchan=Tiara
Piękny, słoneczny dzień nastał w Deandrei. Ptaszki śpiewały, wróble ćwierkały, koniki rżały, Idylla jak się patrzy. A wtedy wstałam. I zobaczyłam kalendarz. I wielki czerwony okrąg.
- Ożesz w orzeszka! MARCHAN! – zakrzyknęłam sobie z rana wyciągając telefon. Była ósma. Czas rozpocząć operację pod tajnym kryptonimem „Uro Tiarca”.
- Dzień dobry pani mamo Marchana! Tak u nas wszystko w porządku… Mogłaby pani zabrać Tiarszona na jakiś czas… No tak na dwa dni. Robimy jej tu niespodziankę, a to trochę potrwa i… DZIĘKUJĘ! RATUJE MI PANI ŻYCIE! Do widzenia!
Jes. Udało się. Tyle wygrać.

Schodząc na śniadanie byłam mega szczęśliwa. Będziemy mogli to przygotować. Tak. Uda się, na pewno…
- GNIAAAAA!!!
Albo nie.
- Co planujeeeesz!? :> - Marchan był mega hepi, fak, zwęszyła.
- Nic. Znaczy no. Bedem jeść tego tosta.
- Ale no. JA WIEM. :>
- Co?
- Mama dzwoniła. Żebym przyjechała. 2 dni przed uro. DYS IZ SUSPISZYS. :>
- Marchan nooo nie fjem, może koliber jej zdechł czy coś, jedź do mamsa, odpocznij i fokle.
- Ja nie chcem odpoczywać. :>
I już wiedziałam. I wtedy stało się jasne. Fszystko nabrało sensu. Przez następne dwa dni, Tiarszon będzie popylał po obiekcie właśnie tak:

No ale cósz. DAMY RADE. Jak Bob dał, to my tesz. Mieliśmy co prawda wielki i dalekosiężny plan noalecusz. Będziemy musieli działać anonimowo, niewykryci i fokle. Na początek trzeba było zwołać naradę. Nie ma innej opcji. Na naradzie muszą być wszyscy poza Marchanem. Tak jakby to wcale nie było niewykonalne…
Umówiliśmy się na pastwisku. Tiarszonowi trochę zejdzie zanim nas znajdzie. Usiedliśmy sobie na trawce, na słoneczku, wśród koników i znowu było pięknie. *-*
- To co masz Gnia – zapytał Dejcz żując trawę w zębach (wiecie no, ten taki wiecheć z takim białym na końcu ;-Wink
- A dlaczego zakładacie, że coś mam. O.o
- NIE NO NIE RÓB SE JAJ – zamrugała Kana.
- Przecież wiemy, że masz coś, man – odrzekł Dejcz zapatrując się w niebo.
- Okej, dobra mam. A mianowicie będzie tooooooooo… *dramatyczna pauza* *napięcie* zrobimy jej larpa spn.
Zapadła cisza. Wszyscy kontemplowali geniusz mego pomysłu. Albo zastanawiali się wtf. No cusz. Jedno z dwóch. Byłam pewna że to pierwsze.
- Gnia, wtf. Kiedy ty chcesz to zrobić niby, mało czasu i fokle, Marchan na terenie, nimożliwe.
- Pfffff, nie wierzycie we mnie. ;-; Przebierze się Adasia za Deana, jej się wytrzaśnie coś skórzanego, auto może Artek załatwić z tego co wiem i zrobi jej się polowanie na jekigoś Slendermana czy coś.
- Szaman, w Spn nie ma slendermanów – Kana definitywnie we mnie nie wierzyła, smutek.
- NO FJEM PSZECIESZ. Ale to zmusi Marchana do riserczu. No bo jak ona maniaczką jest, to jak jej walniemy ducha czy wendigo to 3 minuty zabije i po sprawie. ;-; A tak będzie musiała poszukać, zadzwonić do Bobby’ego i fokle. ROZDZIELAMY ROLE!
- To jestem Deanem, ta? – Adaś wyglądał na bardziej szczęśliwego niż brzmiał, yay.
- To eeee ja mogę być Castielem czy coś. – rzekł Damian.
- TO JA CHCEM BYĆ DZIEWCZYNĄ CASTIELA. Mogem prawda aa? – zamrugał Kansz.
- Ja będę Slenderem. No co, najwyższy jestem – Tak liczyłam, że to Arczi nim zostanie. >3
- Ja bendem specem od riserczu czyli Bobby mój. >3 – zatarłam łapki cieszkając.
- EJ A KIM BY BĘDZIEMY?! – wydarł się Dejcz siedzący obok Maksia.
- Wy będziecie parą, której Slendy porwał dziecko – plan był dżinius.
- No dobra, to kto będzie dzieckiem?


Maks zawsze musiał widzieć czarne chmury, grrr. ;-;
- Nie macie jakiejś kuzynki do wypożyczenia?
- My nie, ale ty zdaje się masz. Very Happy
- Wut?
- Nooo Kamilka. Córka Sylwii.
- Nope. Nope. Nope. NOOOOPEEE. ;-;
- Ej, ale czemu. Posiedzi sobie cały dzień z Artkiem w lesie… Nie no, masz racje, to zły pomysł. Albo chociaż nie mów tego w taki sposób Sylwii.
- ;-; Jak to dziecko zostanie choćby ugryzione przez chrząszcza to ona mi urżnie łeb.
- Nie będzie tak źle, trust us.
- Okej…
No więc zaczęliśmy przygotowania. Wszystko w tajemnicy przed Marchanem, chociaż ta biegała za nami w kółko. ;-; Sylwia zgodziła się pożyczyć nam dziecko, więc tu było wszystko ok. Mieliśmy problem z autem, bo ze starych roczników kumpel Arcziego nie miał żadnego chevroleta. ;-; Ubranie dla Adasia nie było trudne, dla Marchana załatwiliśmy skórzaną kurtkę, jakieś bluzki, koszule, dżiny i dosyć wysokie buty a’la trapery. No i pełno jakiś naszyjników i bransoletek – talizmanów. Fokle wszyscy mieliśmy kostium sceniczny załatwiony, oprócz Artka. Z garniakiem problemu nie było. Problemem było białe coś, co by mu się nałożyło na łeb, a w czym mógłby oddychać. ;-; W końcu znaleźliśmy jakieś bawełniane białe coś, pozszywało się dosyć luźno i Arczi stwierdził, że oddycha. Very Happy Trzeba było jeszcze wymyślić, jak potencjalnego Slendiego zabić, ale to już była kwestia mojej improwizacji. Załatwiliśmy sobie też cały bagażnik Winchesterowego arsenału. Zajęło nam to caaałe dwa dni. Pozostał dzień urodzin. Przygotowaliśmy Marchanowi ałtfit w szafie i gdy spała pooklejaliśmy jej cały pokój twarzą Deana a’la Cage troll. XD Adaś wymknął się chwilę przed budzikiem, aby opierać się o auto gdy Marchan wyjdzie. Udało nam się załatwić jedynie dodge chargera ’70, będzie smuteg, no ale cóż. Wszyscy zajęli pozycje i czekaliśmy aż Tiarca obudzi nasz przebiegły budzik z „Carry on…”. Cała akcja odbywała się w lesie, tak żeby mogli sobie pojeździć trochę po obiekcie.
- OMG WIEDZIAŁAAAAM! – usłyszałam w mojej tajnej komórce pisk Tiara. Szybko wyleciała po schodach cały czas chichocząc i śmiejąc się i fokle wtf. W końcu wybiegła na zewnątrz.
- OMG ADA… ZNACZY DEAN :> ale… ale… ;-; To nie jest Impalaaaaa ;-; Ale dobra wybaczam wam Very Happy TO CO ROBIMY Very Happy
- Jedziemy – uśmiechnął się Adaś widząc nieopisane szczęście na twarzy Tiara. Chwilę pojeździli po czym telefon Marchana zadzwonił.
- Patrz Ad… Dean, ktoś do mnie dzwoni *-*. OMG TO BOBBY! :O Ha… Halo?
- Dean?- starałam się brzmieć tak mensko jak tylko umiałam.
- Nie, tu eee Marchan?
- Ah, na jedno wychodzi! Gdzie jesteście?
- My, eee… Dean gdzie jesteśmy?
- Niedaleko Franklin, w Północnej Karolinie. – Adaś mega się wczuł, mówił takim poważnym głosem i fokle.
- Jesteśmy niedaleko Franklin – mądrym głosem rzekł Tiar.
- Tak myślałem. Więc, będzie robota dla was. Z okolic lasów Nantahala giną małe dzieci, głównie dziewczynki. Ostatnia ofiara została porwana z niewielkiej wioski na północ od Franklin. Policja jest bezradna, dzieci po prostu znikają. Żadnych śladów, nic. Wygląda na sprawę dla was.
- Zajmiemy się tym – powiedział poważnie Marchan.
- To gdzie jedziemy?
Adaś skierował się prosto do okolicznej wsi, gdzie obecnie „mieszkali” Dejcza i Maksio. Podał Marchanowi fałszywkę FBI.

Twarz Tiara w tym momencie
- OMG, SERIO? *_* - złapała szybko dokumenty w łapkę i skierowali się do domu. Zapukali grzecznie i otworzyła im zapłakana Dejcza.
- Słucham?
- Ekhem, tu… FBI! Very Happy – Adaś szturchnął Marchana i ta nagle spoważniała – My w sprawie porwania państwa córki.
- FBI? No dobrze, zapraszam. Kochanie! Mógłbyś tu przyjść? – po schodach zwlókł się wyglądający na przybitego Maks.
- Tak?
- Państwo z FBI, w sprawie porwania.
- Rozumiem. Będziecie nas znowu przepytywać?
- To nasza praca – rzekł Adam siadając na kanapie.
- Kiedy to się wydarzyło? – zapytał Tiar siadając obok Adasia.
- Dwa dni temu… Gdy tylko usłyszeliśmy o tych zaginięciach byliśmy bardzo ostrożni, ale… - Dejcza teatralnie wtuliła się w Maksa z rozpaczy.
- Wracała ze szkoły. Powiedziała, że musi zostać dłużej, jakiś projekt… Było już ciemno, kazałem jej poczekać na przystanku, ale kiedy tam dotarłem jej nie było…
- Rozumiem. Zajmiemy się tym z kolegą jak najszybciej. Czy jest coś ważnego, co chcieliby nam państwo powiedzieć?
- Pobiegłem szukać jej do lasu, ale nic nie znalazłem. Za to mój telefon… Mój telefon zaczął wariować.
- To może być przydatne. Dziękujemy państwu. – powiedział Adam i wyszli razem z Marchanem. Ta zmarszczyła czoło, pewnie przeczesując całą swoją wiedzę o supernatural, jednak nie mogła niczego wymyśleć, mwahahaha.
- Dean, ja nie mam pojęcia co to może być – powiedziała zrezygnowana. – Może demony?
- Zapytajmy Castiela.
- OMG MAMY CASTIELA?!... Sorry. Very Happy Ale osom.

- Castielu, jesteś potrzebny, więc chodź tu – zaimprowizował Adaś i z krzaków wyskoczyli Damian z Kaną. XD
- O co chodzi Dean?
- W okolicy porywają małe dziewczynki, myślisz, że to może być robota demonów? Crowley’a?
- Nie sądzę Dean, my…
- My właśnie byliśmy zajęci demonami i Crowley’em, ale oczywiście znowu cos jest wam potrzebne – zbulwersował się Kan.
- EKHEM Tak czy inaczej, przyjrzyjcie się temu, bo nie wygląda to na żadnego stwora jakiego znam – zmartwił się Tyar, bojąc się, że ma braki w spn. ;-;
- Oczywiście – rzekł Castiel i wskoczyli z powrotem w krzaki.
- Fajne efekty specjalne – zaśmiał się Tiar – Dean czy ty masz jakiś pomysł co to może być?
- Nie nigdy o czymś takim nie słyszałem – zamyślił się Adam.
- WIĘĘĘĘC DZWONIMY DO BOBBY’EGO! – ucieszkał się Tiar, wybierając numer.
- Ta?
- Ekhm – Marchan przybrał poważny głos – Mamy problem.
- Jaki?
- Nie mamy pojęcia z czym mamy do czynienia. ;-;
- A macie coś oprócz porywania dzieci?
- Ojciec wspominał, że telefon wariował w lesie.
- No dobra, sprawdźmy. Porywanie dzieci… Szalejąca elektronika… Wygląda na to, że macie tam Slendera. – z trudem powstrzymałam śmiech.
- ŻE CO?
- Też jestem w szoku. Problem w tym, że zdaje się, że nie można go zabić. Poszukam jeszcze. Zadzwonię gdy tylko czegoś się dowiem.
- Ok.
Marchan zarządził wywiad środowiskowy, więc poszli do lasu. Artek uruchomił burczące maszyny tworzące „mgłę” i czas był rozpocząć straszenie >3.
- Ej, to nie jest już śmieszne… ;-; Robi się strasznie… - Tiar załapał nastrój, jest dobrze. >3 Artek po prostu stał sobie w garniaku i szmacie na głowie za drzewem, więc jeszcze tylko parę kroków…
- WTF?!!! – Marchan wrzasnął, a potem uciekać.

- CO TO BYŁO?!! – ciężko dyszał Tiar.
- Ale co?
- Nie rób sobie jaj, że tego nie widziałeś?! TO NIE JEST ŚMIESZNE!
- Nic nie widziałem, co się dzieje?!
I wtedy zadzwonił Marchanowi telefon.
- BOBBY! TO MNIE CHCIAŁO ZABIĆ! – wykrzyczał Tiar, a ja mało nie ogłuchłam.
- Widziałaś go?!
- No rejczel ;-;
- To nie dobrze. Oznacza to, że on na ciebie poluje. Widzą go tylko jego ofiary.
- WAT?!
- Ale uspokój się, zdaje się, że mam sposób na zabicie go. Trzeba go dźgnąć mieczem anioła, a potem posypać popiołami drzewa iglastego… Wiem, dla mnie też brzmi idiotycznie, ale wygląda na to że… - tu puściłam okropne zakłócenia, które prawdopodobnie ogłuszą Tiara.
- Co się dzie… OMYGY ZNOWU ON TAM JEST KOŁO BUDYNKUOMG UCIEKAJMY! – wrzasnął Tiar.

- Co musimy zrobić? – spytał Adam gdy schowali się za następnym budynkiem.
- Musimy spalić gałąź sosny i… CASTIEL!
„Magicznie” pojawił się obok nich Damian.
- Potrzebujemy twojego miecza. Albo ciebie z mieczem. Jak wolisz.
- Ok. Pojawię się gdy będę potrzebny.
- Super. Dean zasuwaj po tę sosnową gałąź. ;-;
Gdy już mieli popioły Marchan ruszył dziarsko do lasu. Biegała między drzewami krzycząc, a Adaś biegł za nią z popiołami. XD W końcu Marchan zauważyła Artka za drzewem.
- CASTIEEEL! – wrzasnęła, biegnąc w stronę slendiego. Damian wyskoczył z krzaków i rzucił Tiarowi miecz, a ta go złapała w locie.
Gdy już podbiegła do Artka „dźgnęła go”. W rzeczywistości ostrze było gumiate fjenc XD Ale Arczi teatralnie się przewrócił i Dean posypał go popiołami.

- PATRZ TAM! – krzyknął Tiar, widząc ruch w krzakach. Znalazła tam biedną Kamilę.
- To pewnie dziecko Maksa i Dejczy – stwierdziła. – Chodź, zabierzemy cię do domu – powiedziała poważnie.
Gdy odprowadziła małą do naszej rodzinki wszyscy byli hepi a Adaś odwiózł ją do domu.
- OMG TO BYŁO OSOM Very Happy – zacieszał Tiar w aucie. Gdy wróciła, czekaliśmy już wszyscy na dziedzińcu klaszcząc i śpiewając sto lat. Marchan wysiadł, uściskał nas wszystkich i odebrał prezenty.
- NAJLEPSZE URO EVEEER! Very Happy – krzyknęła.

A potem zjedliśmy mega torta, wznieśliśmy toast za Tiara i zrobiliśmy symboliczną imprezę. Very Happy


Post został pochwalony 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.deandrei.fora.pl Strona Główna -> Z życia stajni / Dzienniki Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB :: phore theme by Kisioł. Bearshare